Zakończenie recenzji było na początku, to teraz czas na kilka słów wyjaśnienia, skąd ten zachwyt. Grupa autorów „trzęsących” w ostatnich latach rynkiem książki dla dzieci (ale nie tylko), stworzyła laboratorium, w którym pod lupę wzięto sylaby i powstało „Sylaboratorium, czyli leksykon młodego erudyty”. Kryje ono w sobie wyrazy nieoczywiste, niebanalne, a także często… nieznane, szczególnie najmłodszym. Erudyta, jamb, atencja czy capstrzyk, używane kiedyś i w niektórych środowiskach, obecnie brzmią dość egzotycznie, jednak nie oznacza to, że nie warto ich poznawać.

A żeby poznawać, nie wystarczy krótka, prosta definicja rodem ze słownika, choć i taka się w książce znajdzie. Ale to ciekawe, pełne humoru teksty autorskie – pisane prozą i wierszem, wciągną czytelnika i pozwolą, by nowe, choć czasem bardzo stare wyrazy, zapadły w pamięć. Proces zapamiętywania wesprze też szata graficzna, z ilustracjami przygotowanymi przez Pawła Pawlaka.

Zgodnie z najnowszymi trendami, mówiącymi o tym, że nie ma nic lepszego, niż nauka przez zabawę, twórcy tej niezwykłej książki zapraszają czytelników do samodzielnych słownych eksperymentów. Umożliwiają to kolorowe naklejki przedstawiające litery, z których w specjalnie przeznaczonym na to miejscu można tworzyć własne wyrazy – do woli.

Miło sięga się po książki, które tętnią życiem. Takie, podczas lektury których czytelnik doskonale czuje, że twórcy dobrze się przy tym bawili. I właśnie takie jest „Sylaboratorium” – propozycja zdecydowanie nie tylko dla dzieci.

Ewa Świerżewska