Ewa Świerżewska: „Dzień dobry, nazywam się Wesoły Ryjek” – to charakterystyczne powitanie niezmiennie od lat wywołuje uśmiech na twarzach zasłuchanych dzieci i ich czytających rodziców. Kiedy i w jakich okolicznościach narodził się tytułowy bohater serii Twojego autorstwa, z ilustracjami Agnieszki Żelewskiej?

Wojciech Widłak: Narodziny to dość intymna sprawa. Nie widziałem dokładnie ich przebiegu. Natomiast wiem, gdzie i kiedy poznałem Wesołego Ryjka. Było to w miesięczniku „Dziecko”, ponad dwanaście lat temu. Pracowałem tam wtedy, a Wesoły Ryjek wskoczył mi na ekran komputera – najpierw jako czarne literki, a potem – dzięki Agnieszce Żelewskiej – jako piękne kolorowe portrety. Przywitał się tak właśnie, jak to zacytowałaś. Nie wiedziałem, że będzie się witał ze mną i z Czytelnikami „Dziecka” co miesiąc przez kolejne pięć lat, no i że trafi do książek…

EŚ: Wielokrotnie widziałam, jak dzieci podsuwały rodzicom albo dziadkom kolejne tomy, nie dając się przekonać, że „Przecież przed chwilą to czytaliśmy”. Jaki jest przepis na serię, która nigdy się nie nudzi?

WW: Oj, przecież ja nie wiem takich rzeczy. Po prostu lubię Wesołego Ryjka. Śmieszy mnie i wzrusza, ale także chyba trochę uczy – pogody ducha, uważnego patrzenia na drobiazgi, radości z rzeczy i zdarzeń najprostszych. Bardzo się cieszę z tego, że Ryjek ma wielu przyjaciół i że zyskuje nowych.

EŚ: Jedynym zagrożeniem, jakie widzę dla Wesołego Ryjka jest to, że dzieci tak szybko rosną… Czy nie myślałeś o stworzeniu kolejnego cyklu z równie sympatycznym bohaterem, dla tych, którzy już nieco podrośli?

WW: Natchnienie to jedno z bardziej tajemniczych stworzeń – nie do pojęcia i nie do ogarnięcia… Nie wiem więc, czy taki cykl powstanie, ale moje życie jest tak pełne niezwykłych niespodzianek, że kto wie? Natomiast piszę też dla starszych dzieci: jest minicykl o szalonych naukowcach – profesorze Kurzawce i adiunkcie Kwasie, są opowiadania o dwóch chochlikach Figlu i Psikusie, którzy też pewnie zawędrują do książki, jest cykl o Panu Kuleczce…

EŚ: A co słychać u Pana Kuleczki? Odkąd moje córki jakiś czas temu poszły do szkoły, mam z nim nieco słabszy kontakt, więc chętnie dowiem się, czy planuje powrócić w kolejnych opowiadaniach.

WW: Pan Kuleczka i jego zwierzaki – kaczka Katastrofa, pies Pypeć i mucha Bzyk-Bzyk – są dla mnie bardzo ważni. To od nich zaczęła się moja pisarska przygoda. Regularnie co roku powracają w kalendarzu zaprojektowanym i genialnie zilustrowanym przez Elę Wasiuczyńską. Książki ukazują się rzadziej, ale mogę zdradzić, że w tym roku pojawi się kolejna: „Pan Kuleczka. Skarby”. Inspiracją do napisania większości opowiadań były właśnie kalendarzowe ilustracje Eli. Chciałem, żeby mogły pozostać z Czytelnikami dłużej niż tylko przez rok.

EŚ: Pewnie nie wszyscy się zorientowali, ale w tegorocznej edycji konkursu na Najlepszą Książkę Dziecięcą „Przecinek i Kropka 2017” nominację otrzymała nie tylko jedna Twoja książka, ale… jedna i jedna dziesiąta, gdyż jesteś też współautorem „Sylaboratorium, czyli leksykonu młodego erudyty”. Czy sam dobierałeś sobie hasła, czy zostały Ci narzucone?

WW: Prawda leży pośrodku (Stanisław Jerzy Lec dodał: „…zazwyczaj bez nagrobka”). Zestaw haseł był gotowy, ale mogłem sobie wybrać pięć z tych, których wcześniej nie wybrali moi znakomici Koleżanki i Koledzy. Z radością i łapczywie rzuciłem się więc na atencję, eufemizm, łapserdaka, prestidigitatora i ździebko. Trudno się dziwić, prawda?

EŚ: Są takie książki, po których od razu widać, że podczas pisania ich autorzy świetnie się bawili. Moim zdaniem jedną z nich jest właśnie „Sylaboratorium”. Mam rację?

WW: Świętą! Mam nadzieję, że Czytelnicy bawią się co najmniej tak samo dobrze. „Sylaboratorium” kojarzy mi się ze słynnym kalendarzem Tuwima i Słonimskiego „Pracowita pszczółka”, gdzie można było znaleźć na przykład alfabetyczny spis liczb od jednego do stu i inne równie przydatne informacje.

EŚ: Gdybyś mógł zdecydować, która z tych dwóch książek: „Wesoły Ryjek i lato” czy „Sylaboratorium”, otrzymają tytuł Najlepszej Książki Dziecięcej 2017 roku, to którą byś wybrał i dlaczego?

WW: Pytanie trudne jak rozplątanie węzła gordyjskiego! Na szczęście rozwiązanie jest równie proste. Te książki nie konkurują ze sobą, bo są nominowane w różnych kategoriach wiekowych. Jeśli Czytelnicy zechcą, mogą zagłosować na obie. Inna sprawa, że pozostałe osiem nominowanych książek jest znakomitych. Nie znam wszystkich, ale większość – książek lub twórców – znam i bardzo cenię. Znaleźć się w takim towarzystwie to już powód do radości. Bardzo dziękuję!

Z Wojciechem Widłakiem rozmawiała Ewa Świerżewska.

Wojciech Widłak – mąż, tata i dziadek; autor ponad trzydziestu nagradzanych i wyróżnianych książek dla dzieci. W 1982 jako magister stosunków międzynarodowych rozpoczął pracę w tygodniku „Służba Zdrowia”. Potem był m.in. handlowcem w PPiDKOP „Chemadex” i ZPU „Wola”, redaktorem w podziemnej „Karcie”, Polskim Towarzystwie Psychologicznym, wydawnictwie Prószyński i S-ka (gdzie w 1998 roku zadebiutował na łamach miesięcznika „Dziecko” opowiadaniem o Panu Kuleczce) i wydawnictwie edukacyjnym Nowa Era, w którym współtworzył i współredagował podręczniki dla najmłodszych.