Oglądaj, szukaj, opowiadaj! - recenzja książki „Abecadło pod lupą”

Książek-wyszukiwanek są na księgarskich półkach dziesiątki. Począwszy od kultowego już Wally’ego (np. „Gdzie jest Wally?”), po rewelacyjną serię „Mam oko na…” duetu Mizielińskich. A teraz jeszcze inne podejście do tematu – „Abecadło pod lupą. Wielka wyprawa w świat liter” Eugenii Wasylczenko, podbija serca najmłodszych i rodziców, którzy cieszą się, że mogą podarować swoim dzieciom „przyjemne z pożytecznym”.

Autorka: Ewa Świerżewska

Baw się i ucz

Dzieci uwielbiają najróżniejsze zadania – pod warunkiem, że nie wykonują ich z przymusu i na czas, na lekcji matematyki czy polskiego w szkole… Jeśli tylko mają okazję z własnej woli i dla przyjemności sięgnąć po zeszyt ćwiczeń lub książkę pełną wiedzy, doskonale wpisującą się w tak modny obecnie trend nauki przez zabawę, to sprawia im to wielką frajdę. A kiedy jeszcze książka wyposażona jest w specjalną lupę, dzięki której oczom czytelników ukazuje się coś, czego wcześniej nie byli w stanie dojrzeć, to już pełnia szczęścia.

Widoczne i ukryte

Książka „Abecadło pod lupą…”, mogę tak chyba napisać, jest magiczna. Każda rozkładówka składa się z dwóch części – lewa strona pełna jest miniaturowych obrazków, przedstawiających zwierzęta, ludzi i rozmaite przedmioty zaczynające się na kolejną literę alfabetu. Prawa zaś zawiera tę literę – na tyle dużą, że mieszczą się na niej poznane chwilę wcześniej ilustracje. Być może ktoś się teraz zastanawia, po co ta lupa. Otóż jest ona potrzebna, by odszukać niewidoczne na pierwszy rzut oka obrazki na wspomnianej przed chwilą literze. Gdy patrzymy „gołym okiem”, widać jedynie plątaninę czerwonych i granatowych linii, niczym na płycie głównej w komputerze. Za to kiedy spojrzymy przez czerwoną folię, granatowe linie układają się w bardzo wyraźne postacie i rzeczy znane z sąsiedniej strony. I to właśnie ta magia.

Oglądaj, szukaj, baw się i ucz

Moim zdaniem autorka naprawdę dobrze przemyślała pomysł na tę książkę. Dzięki temu, że umieszczone na lewej stronie obrazki są podpisane i oglądający z dzieckiem rodzic, babcia czy starsze rodzeństwo, mogą przeczytać, z czym mają do czynienia, w dalszej części zabawy wiemy, czego szukać. Najmłodsi ćwiczą pamięć i spostrzegawczość, a to jeszcze nie wszystko. Nie będziemy musieli długo czekać, by dziecko z własnej woli zaczęło snuć opowieść, czerpiąc inspirację z ilustracji. Wiem doskonale, że powstające w ten sposób historie nie dość, że są bardzo interesujące, to rozwijają zarówno umiejętności budowania narracji, jak i poszerzają słownictwo najmłodszych.

Abecadło pod lupą