"Ksiądz – celebryta", "ten chory ksiądz z telewizji", "ekspert od umierania"… mówiono o nim różnie. Znali go jednak prawie wszyscy. I wierzący, i niewierzący. I ci, którzy na co dzień pochylają się nad sprawami wiary, i ci, którzy w codziennym zabieganiu znajdywali jedynie moment na refleksję. Bez zadęcia, prosto i z dużą energią mówił o tym, o czym inni milczą: o śmierci. Ale nie tylko.

28 marca ksiądz Jan Kaczkowski umarł w rodzinnym domu, po wieloletnim zmaganiu się z rakiem. Mimo ogromnej siły woli i wiary, nie udało mu się wygrać ze złośliwym nowotworem mózgu. Jego życie jednak było najlepszym dowodem na to, że nawet w obliczu zbliżającej się wielkimi krokami perspektywie wieczności można, jak często mawiał, żyć na pełnej petardzie.

Doktor teologii, bioetyk…

… i zwykły człowiek. Ksiądz, którego pokochały miliony. Za łatwość, z jaką mówił i pisał o tematach najtrudniejszych, za wyrażanie swoich poglądów na rzeczywistość wbrew wszystkiemu i wszystkim i za „normalność”, która nie budowała dystansu w relacjach pomiędzy nim a osobami, które spotykał na swojej drodze. A miał przecież czym się chwalić i pysznić. Ksiądz, doktor nauk teologicznych, specjalista w zakresie bioetyki – mógł być jedną z „gadających głów”, które oglądamy w programach publicystycznych.

Zamiast tego, ksiądz Jan wybrał hospicjum. To dzięki jego inicjatywie i pasji powstało Puckie Hospicjum im. Ojca Pio. Aż do momentu śmierci był jego dyrektorem, a jednocześnie – duchowym przewodnikiem tych, którzy trafiali tam na ostatnie dni, tygodnie czy miesiące życia.

„Hospicjum to nie one way ticket”...

... to tylko jedno spośród wielu chwytliwych wyrażeń, dzięki którym, z wielką prostotą ksiądz Jan tłumaczył istotę hospicjów i wsparcia dla osób w stanie terminalnym. Nie tylko mówił, ale pisał. Jego książki: „Szału nie ma, jest Rak” czy „Życie na pełnej petardzie” w mocny sposób mówią o życiu i tym, jak radzić sobie z wewnętrznym lękiem, poczuciem beznadziei i niemocy. I choć pisane z perspektywy osoby głęboko wierzącej (a nie „kucającego katolika”) – dają nadzieję i siłę także tym, którym z chrześcijaństwem nie po drodze.

Warto również zajrzeć do napisanej bardziej „na poważnie”, ostatniej książki księdza Jana – „Grunt pod nogami” – bardzo osobistym credo, w którym duchowny stara się „przepracować” zbliżającą się śmierć, mówiąc, że zamiast ciągle na coś czekać, musimy zacząć żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż się nam wydaje. To lektura, która otwiera oczy i pozwala spojrzeć na życie z zupełnie nowej perspektywy.

Życie księdza Jana Kaczkowskiego inspiruje i budzi podziw. W końcu nieustanne zmaganie się ze śmiercią innych i własną to niesamowite obciążenie psychiczne. Ale, jak mawiał ksiądz Jan, „jak jesteś taki wrażliwy, to trzeba było kwiaciarnię założyć”. A on, zamiast kwiaciarni, założył przecież hospicjum.

Książki księdza Kaczkowskiego, jak również wiele innych - ciekawych i motywujących lektur, biografii znajdziecie na empik.com.