Kobiety wychowuje się tak, by chowały swoją naturalną agresję, dlatego bywamy agresywniejsze werbalnie. Tu pokazuję, jak fizyczne obcowanie z własną agresją pozwala pozbyć się pokładów negatywnych emocji, a w rezultacie lepiej poznać własne potrzeby – słowem, pełniej żyć. – mówi Grażyna Plebanek o swojej najnowszej książce „Bokserka”.
Akcja Pani najnowszej powieści „Bokserka” dzieje się w Brukseli. Poprzednia książka "Nielegalne związki” też działa się w Brukseli. Czy to miasto wyróżnia się czymś szczególnym czy może istnieje jakiś inny powód?
W Brukseli krzyżują się ścieżki ludzi różnych narodowości, kultur. To daje niezwykłą dynamikę stosunkom międzyludzkim. Ludzie spotykają się na krócej, bo bywają tu na parę miesięcy, czy kilka lat, ale za to intensywniej niż gdyby mieszkali przez dziesięciolecia w jednym mieście. Miłości, przyjaźni bywają mocne, chociaż nie zawsze trwają dekadami.
W „Bokserce” opisuje Pani relacje, w które wchodzą kobiety. Czy bliskie relacje między kobietami są wg Pani czymś szczególnym?
We wszystkich powieściach poruszam temat kobiecej przyjaźni, bo w literaturze klasycznej był słabiej opisany. Mocne więzy, takie od podwórka, opisałam w „Dziewczynach z Portofino”. W „Bokserce” pokazuję przyjaźń między kobietami z dwóch różnych kultur - Polka zaprzyjaźnia się z Belgijką kongijskiego pochodzenia. Mają różne poglądy na życie, ale potrzebują się na pewnym etapie życia. Łączy je wiele, m.in. pasja bokserska.
Oprócz kobiecej przyjaźni w Pani książce po raz kolejny pojawiają się romanse i dość skomplikowane relacje między kobietami i mężczyznami – temat, który poruszała Pani już w „Nielegalnych związkach” postanowiła Pani kontynuować? Dlaczego?
Bohaterka „Bokserki”, Lu, to Polka, wychowana na naszym romantycznym podejściu do miłości, który chociaż bywa uroczy, w głowach kobiet powoduje sporo zamieszania. Widzimy miłość jako coś, dla czego warto się poświęcić. Lu zakochuje się w żonatym mężczyźnie i dla niego wyjeżdża z Polski do Belgii. Tam poznaje ludzi z innych kręgów kulturowych, inaczej wychowanych, co pomaga jej nabrać dystansu do tego, w czym się wychowała. I dopasować to dziedzictwo do własnych potrzeb, a nie je powielać bezrefleksyjnie.
W Pani powieści kobiety trenują boks. Skąd pomysł, żeby do świata kobiet wprowadzić brutalny męski sport?
Stawiam ciało w centrum uwagi - w „Nielegalnych związkach” to było ciało kochane i kochające – w „Bokserce” to ciało walczące. Kobiety wychowuje się tak, by chowały swoją naturalną agresję, dlatego bywamy agresywniejsze werbalnie. Tu pokazuję, jak fizyczne obcowanie z własną agresją pozwala pozbyć się pokładów negatywnych emocji, a w rezultacie lepiej poznać własne potrzeby – słowem, pełniej żyć.
Od ukazania się poprzedniej Pani powieści minęły cztery lata. Potrzebuje Pani dużo czasu na zbieranie materiałów i pisanie powieści? Jak wygląda praca pisarki? (jakie inne zajęcia/obowiązki pisarskie absorbują Panią?)
W zeszłym roku wydałam tom esejów o literaturze i kobietach pt. „Córki Rozbójniczki”. Oprócz tego pisałam i publikowałam opowiadania, felietony, artykuły, promowałam też angielskie i amerykańskie wydanie „Nielegalnych związków” – podróżowałam po Stanach i Kanadzie jeżdżąc na spotkania autorskie. Wiosną tego roku zaprezentowałam moje opowiadanie na Międzynarodowym Festiwalu Opowiadań w Liechtensteinie.
Praca pisarki jest pracą, jak każda inna pod pewnymi względami – wymaga skupienia, regularności, wiedzy. Piszę więc codziennie po kilka godzin. Dużo czytam, ale przede wszystkich spotykam się z ludźmi, którzy mnie ciekawią.
Jak na co dzień mieszka się w Brukseli?
Świetnie, to miasto pełne energii.
Jest Pani zapraszana na spotkania z czytelnikami do różnych miejsc, krajów. Jak Pani powieści odbierane są poza Polską? Czy czytelnicy innych krajów zwracają uwagę na inne aspekty w Pani twórczości?
Zwracają większą uwagę na uniwersalne treści, nie interesują ich tak bardzo polskie, aktualne smaczki.
Jaka książka/ książki wywarły na Pani ostatnio duże wrażenie?
Powieści znakomitej rwandyjskiej pisarki Scholastique Mukasonga, które mam nadzieję, że zostaną przetłumaczone na polski.
Dziękujemy za rozmowę.
Zdjęcie: Ingrid Otto
Komentarze (0)