"Moi pacjenci nie są w stanie mi powiedzieć, 'gdzie ich boli', dlatego spędzam dużo czasu, rozmawiając z ich właścicielami" - mówi dr Nick Trout, autor książki "Powiedz, gdzie cię boli".


Po przeczytaniu książki, nie tylko nasi pupile, ale wielu z ich opiekunów chciałoby zostać pana pacjentami. Odnosi się wrażenie, że wizyta w klinice weterynaryjnej może przywrócić zdrowie zwierzakowi oraz jego właścicielowi.

Moi pacjenci nie są w stanie mi powiedzieć, „gdzie ich boli”, dlatego spędzam dużo czasu, rozmawiając z ich właścicielami. Staram się nawiązać z nimi dobre relacje, żeby wczuć się w swoich pacjentów. Dzięki takiemu podejściu praktyka weterynaryjna staje się bardziej osobista. Nie jest to „kombinat przerobowy”. Praca przestaje być udręką, a właściciele nie muszą się śpieszyć jak podczas wizyty u lekarza.

Trzeba jednak przyznać, że weterynarze mają mniej pacjentów w porównaniu do lekarzy leczących ludzi. Przykładowo: w bostońskim General Hospital przyjmuje się 1,5 miliona pacjentów rocznie, a w klinice weterynaryjnej Angell, gdzie pracuję, do 50 tyś. Pacjenci w General Hospital mówią w 60 różnych językach, co pokazuje, że mowa ludzka nie zawsze jest pomocnym narzędziem, chociaż 60 języków to o 60 więcej sposobów komunikacji, niż ja mam do dyspozycji w przypadku moich zwierzaków.

Chcę przez to powiedzieć, że weterynarz ma więcej czasu dla swojego pacjenta i dla jego właściciela. Mniej hospitalizowanych pacjentów oznacza też, że szybciej realizowane są badania krwi, wyniki biopsji i opisy zdjęć rentgenowskich, a ich odczyty przekazywane w krótszym czasie. Mamy też więcej czasu, żeby przedyskutować każdy przypadek, sporządzić notatkę, oddzwonić czy omówić kwestie związane z dalszym pielęgnowaniem zwierzęcia po powrocie do domu. Nic dziwnego, że dobrze wypadamy na tle lekarzy. Zwłaszcza że tu, gdzie pracuję, weterynarzom płaci się również za czas spędzony z opiekunami zwierząt. To bardzo ważna część naszej profesji.

Czy gdyby nie był pan weterynarzem, to zostałby pan lekarzem?

Moja odpowiedź dzisiaj brzmiałaby „tak”. Ale kiedy byłem młodszy, gdy dorastałem, to powiedziałbym „nie”. Wbijanie ostrych, lśniących igieł w ludzką skórę było dla mnie nie do pomyślenia!

Czy rozpieszcza pan swoje zwierzaki?

Staram się nie rozpuszczać naszych psów – Meg, biszkoptowego labradora oraz Sophie, która jest terierem Jack Russell, ale robią to za mnie moje dzieci.

Czy pana zdaniem miłość do zwierząt, z którymi żyjemy, wypełnia naszą współczesną pustkę uczuciową?

Moim zdaniem zwierzęta stały się dla nas tak ważne, ponieważ świat, który nas otacza, jest coraz bardziej skomplikowany i pełen niezrozumiałych reguł. Brak nam pewności siebie, chowamy się za ekranem komputera, wysyłając jakieś niezrozumiałe dla nikogo wiadomości. Trudniej niż kiedykolwiek jest uwierzyć w prawdziwą miłość, odnaleźć ją i utrzymać. Zwierzaki dają nam szansę na relację wolną od kłamstw i fałszu, gdzie nie musimy cały czas rozmawiać, gdzie właściwe słowa same przychodzą. Zwierzęta dają nam szansę przeżycia miłości bez ryzyka.

Psy kochają swoich opiekunów bezwarunkowo, na sympatię kota musimy sobie ciężko zapracować. Z czego to wynika?


Koty potrafią czasem wylewnie okazywać swoje uczucia, ale jeśli chcesz mieć zwierzaka, który będzie skakał z radości na twój widok, za każdym razem kiedy wracasz z pracy, to kot chyba nie jest dla ciebie! Ale ja sam bardzo cenię koty właśnie za tę ich kocią niezależność. Koty komunikują się z nami za pomocą całego swojego ciała, a nie wyrazem pyszczka. Mój pierwszy kocur, Reggie, nauczył mnie, że na kotach nie da się wymusić relacji. Powinna się ona rozwinąć całkiem naturalnie.
Z Reggiem nie dało się umówić na szybką randkę ani go przekupić, czy spoufalić się. On dobrze rozumiał, jak budować związek, żeby miał głębię i był trwały. Związek z kotem albo się rozwinie naturalnie sam z siebie albo w ogóle się nie rozwinie.

Doskonale rozumie pan żałobę po zmarłym pupilu. Często ludzie opłakujący śmierć zwierzaka narażają się na drwiny.

Nasz ukochany zwierzak dzieli z nami życie i wnosi w nie mnóstwo radości. Ale to ma też swoją cenę i wcześniej czy później będziemy ją musieli zapłacić – stracić nasze przywiązanie, pożegnać się i przeżyć ból tej rozłąki. Ten ból uświadamia nam, jak bardzo kochaliśmy. Nieważne, czy to zwierzę, czy dziecko, zawsze będę się odnosił z szacunkiem do prawa i potrzeby każdego człowieka do żałoby.

Zna pan dusze i ciała zwierząt jak mało kto, czy wierzy pan w ich inteligencję, przenikliwość i zdolność do ludzkich uczuć?

To trudne pytanie. Odpowiadam na nie w swojej nowej książce Love is the Best Medicine (Miłość jest najlepszym lekarstwem), która wyjdzie w USA w marcu 2010. Ubrany w papierową maskę i w sztucznym świetle dokonuję operacji na nieprzytomnym ciele, którego fizyczną część nazywamy swoim zwierzakiem. W gruncie rzeczy to tak, jakbym pracował na budowie – przecinam kable, spawam rury, wstawiam belki wzmacniające i w ogóle remontuję budynek. Na wszystko inne, na wszystko to, co ważne, nie mam wpływu. Trudno te rzeczy pojąć – co sprawia, że nasz pupil jest czymś więcej niż tylko obleczonym w pióra, łuski albo futro ciałem. A to właśnie dusza tego zwierzęcia. Na jakiś czas, pod narkozą, ta dusza może ulecieć na chwilę, ale kiedy już jest po operacji, a eter odłączony, ona powraca. Nawet w najgorszym przypadku, niezależnie, czy ona powraca, czy nie, ona cały czas gdzieś jest.

W jakim kierunku idzie współczesna weterynaria? Czy możliwe jest przedłużania życia naszych ulubieńców? Transplantacje, protezy?

Wszystkie zabiegi, które staramy się wprowadzić podczas leczenia ludzi, będą także możliwe w przypadku zwierząt. W weterynarii dostępna jest już terapia genetyczna, leczenie z użyciem komórek macierzystych, sztuczne stawy i kończyny, przeszczepy organów oraz szczepionki na raka. Czegokolwiek tylko zapragniemy dla siebie, stanie się też możliwe dla naszych pupili.

Czy będzie na to stać na przykład emerytów, dla których ukochany piesek lub kotek są jedynymi towarzyszami starości?


Nie chciałbym, żeby trzymanie zwierzaków w domu stało się luksusem, dostępnym tylko dla tych, którzy mogą sobie pozwolić na ich leczenie. To może być w przyszłości bardzo poważny problem i weterynarze muszą zapewnić odpowiednie leczenie zwierzętom, niezależnie od sytuacji finansowej właściciela.

Rozmawiała Magdalena Smęder