Najchętniej kupowana polska książka dla dzieci 2012 roku doczekała się kontynuacji! Po nagrodzonej Bestsellerem Empiku 2012 książce „Zezia i Giler” Agnieszka Chylińska napisała kolejną część historii o dziwnym świecie dorosłych. Dziwnym z perspektywy bystrej i ciekawej świata dziewczynki...

Pierwsza pani książka o Zezi i Gilerze kojarzyła mi się z „Dziećmi z Bullerbyn”. Chodziło o podobny sposób opowiadania o świecie z perspektywy dziecka, które jest bardzo ciekawe świata i ma umiejętność dostrzegania tego, co w życiu jest najważniejsze. Druga część historii o Zezi i jej rodzinie przypomniała mi o powieści z nieco późniejszego dziewczyńskiego dzieciństwa o „Ani z Zielonego Wzgórza”. Świat biegnie swoim naturalnym rytmem, są dziewczęce przyjaźnie i mnóstwo znajomych i sąsiadów, którzy „znają Józefa”, choć nie pada to określenie. Jest w tym opisie świata pewna idealizacja rzeczywistości. Czy to celowy  zabieg? Czy ten świat nie jest zbyt wyidealizowany?

Pamiętam swoje dzieciństwo i stan wojenny. Dopiero po latach dotarło do mnie, jak niebezpiecznie było wtedy żyć. Dopiero po latach rozszyfrowałam, że panowie, którzy w dziwnych hełmach tratowali nam mały osiedlowy ogródek, nazywali się zomowcami, a sympatyczny Pan sąsiad z wąsem, który mieszkał dwie klatki dalej, to był sam Lech Wałęsa i panowie biegali za nim nie bacząc na nasze kwiatki… Godzina policyjna na gdańskim osiedlu Zaspa wyglądała zupełnie inaczej niż w każdym innym zakątku w Polsce, ale ja mam tylko cudowne wspomnienie, jak wspaniałomyślnie panowie milicjanci puszczają mamę wolno razem z  nami  do ciotki  Danki  na  inne  osiedle:  Przymorze. Myślę, że to o czym opowiada film „Życie jest piękne” Benigniego to właśnie brak traumy, a więc marzenie każdego rodzica, by zapewnić dziecku jak najdłużej taki piękny klosz. Może czasem za bardzo szczelny. Ale ja właśnie za taki obraz świata do końca życia jestem wdzięczna moim rodzicom.

„Zezia, Giler i Oczak” to przede wszystkim opowieść o zmianach. Niezauważalnych w skali kosmicznej, ale w życiu rodzinnym oznaczających koniec znanego świata. Nowe rodzeństwo, przeprowadzka, zmiana szkoły i całego otoczenia, rozstanie z wielkomiejskim życiem... Czy zmiany są dobre? Dlaczego?

Zmiany są przede wszystkim zawsze bardzo trudne do zaakceptowania. Zmiana to perspektywa nowej rzeczywistości, której przecież nie znamy, a więc od razu naturalnie zaczynamy się jej bać, uciekamy od niej, nie chcemy jej. Nie wiem, jakim chłopcem będzie Oczak i czy jako 15-letni chłopak nie zacznie mącić i psuć wszystkim krwi, ale na tym etapie jego obecność staje się dla Zezi zadaniem, wyzwaniem i nadzieją. Przede wszystkim nadzieją na nową relację pełną miłości. Bo z każdym dzieckiem w domu jest więcej miłości i choć wiąże się to z setką prozaicznych zmian, to najważniejsze żeby przyświecała nam  jedna myśl: żeby  było  dobrze.  Rodzice przeprowadzają się, żeby dzieci miały więcej miejsca, szukają odpowiedniej szkoły dla Gilera, żeby było mu w niej dobrze i tak dalej, i tak dalej...

Jak, według pani obserwacji, dzieci reagują na zmiany?

Dzieci są zawsze bardziej otwarte na zmiany niż dorośli. Ciekawość i traktowanie wszystkiego jak przygody to z pewnością skuteczne metody młodszych dzieci na radzenie sobie ze stresem. Ja dokładnie pamiętam moment, kiedy przeprowadziliśmy się z rodzicami z chłodnego i ogromnego osiedla do małego i kameralnego Sopotu. Przeprowadzkę i remont pamiętam jak przez mgłę. Wszystko dla mnie wówczas było tak fascynujące, że dopiero opowieści moich rodziców o tym, jak przeprowadzka wyglądała i jaki bałagan panował miesiącami w remontowanym mieszkaniu, pokazały mi tylko jak ładnie potrafiłam wyprzeć z pamięci wszystkie te niewygodne fakty.

Co jest najtrudniejsze dla Zezi?

Zezi trudno jest zrozumieć reakcje znanych jej dorosłych na zmiany, bo nijak nie przystaje to do jej entuzjastycznego podejścia do życia.   Dziwi się i smuci, że tak prosta, zdawać by się mogło sprawa, jak rodzinny obiad w ogrodzie w dniu jej komunii dla dorosłych jest nie lada wyzwaniem i trudnym zadaniem. Zezia nie umie kłamać, przyjmuje świat z naturalną w jej wieku naiwnością i wiarą w to, że przecież wszystko musi się skończyć dobrze, dlatego najtrudniej jest jej się pogodzić z faktem, że życie nie jest takie zero jedynkowe, że inni mają prawo inaczej odbierać rzeczywistość, inaczej ją przeżywać.

Czy można powiedzieć, że pani nowa książka to pochwała życia na prowincji? Wolniejszego tempa, życia wśród ludzi, których dobrze się zna?

Jestem z Sopotu i nawet mieszkając 20 lat w Warszawie poruszałam się i żyję w obrębie jednej dzielnicy. Tak zawsze wolałam i tak zawsze starałam się żyć i tego zawsze mi brakowało, gdy moje życie niebezpiecznie zaczynało ocierać się o wielkomiejski hajlajf.

Zaskakujące, ale czytając pani książkę zdałam sobie  sprawę, że nie potrafię  sobie przypomnieć żadnej książki dla dzieci z ostatnich lat, w której byłyby opisane  ważne wydarzenia z życia drugoklasistki związane z Kościołem. To przygotowania do Pierwszej Komunii, sakramentu bardzo uroczyście  świętowanego w wielu polskich  rodzinach.  W literaturze znacznie częściej pojawiają się śluby i pogrzeby, ale niemal nie istnieją historie opowiadające o dziecięcym przeżywaniu religii. Jak pani sądzi, dlaczego?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Dla mnie moja Komunia Święta była jednym z najważniejszych przeżyć w dzieciństwie. Może dlatego, że działo się to w czasach komuny i dla wszystkich dorosłych było to równie ważne? Dzisiaj wygląda to bardziej jak kinderparty, do którego siłą rzeczy doczepiona jest jakaś niezbyt czytelna paraduchowa etykieta. Chciałam oddać klimat tamtego czasu sprzed trzydziestu lat, gdy Komunia była dla dzieciaków czymś więcej niż tylko szansą na nowy telefon czy tablet… Choć ja cicho marzyłam wówczas o rowerze Jubilat. Niestety go nie dostałam.

Na koniec pytanie, którego nie umiałam sobie odmówić: Jak mogła pani nazwać jedną z bohaterek Andżeliką Owsianką?

Może dlatego, że ja akurat uwielbiam owsiankę!

Rozmawiała Magdalena Walusiak