Ukończyłaś XXXVII LO im. Jarosława Dąbrowskiego w Warszawie. Następnie Wyższa Szkole Pedagogiki Specjalnej w Warszawie, wydział rewalidacji, kierunek: pedagogika terapeutyczna. Pracowałaś również jako nauczycielka i pedagog-terapeuta. Czy możemy powiedzieć, że teraz jesteś "pełnoetatową" pisarką i felietonistką?
Tak. Nie mam nigdzie etatu, tylko stale współpracuję z pismami, ale w życiu byłam pomocą domową, wyprowadzałam psa za pieniądze, gotowałam, pracowałam w kwiaciarni, jako bukieciarz, bycie agentem ubezpieczeniowym chwalę sobie do dziś.
Co spowodowało, że zaczęłaś pisać powieści dla młodego czytelnika?
Nigdy nie myślę, dla kogo piszę. Nagle staje mi przed oczami dobra historia, bardzo kusi mnie, żeby dowiedzieć się, co będzie dalej, jak to może się skończyć, więc zakładam plik i zaczynam robić to samo, co czytelnicy - "przekręcam" strony i dowiaduję się, co będzie dalej.
Pierwszą powieść (Mięta) napisałam, bo wydawało mi się, że każdy chętnie pozna Kubę Gwidosza, że mam coś do powiedzenia innym czytającym ludziom, z potrzeby serca.
Czy wolisz krótsze formy felietonu, artykułu, czy jednak bardziej odpowiada Ci dłuższa forma powieści?
Lubię trafić na dobry temat. Każda forma mi odpowiada, każda daje innego rodzaju zadowolenie. Nawet wierszyki do Clifforda lubię pisać, bo to też zadanie, z którym warto się zmierzyć. Powieść jest najbardziej satysfakcjonująca, ale też najbardziej wyczerpująca. Plecy bolą, oczy szczypią, czasem i temperatura się zdarza.
Gdzie szukasz inspiracji do nowych powieści?
Nie szukam, bo nie ma żadnego "wodopoju" dla pomysłów, gdzie można je na pewno spotkać. One same się zjawiają. A kapryśne są przeokropnie. Najczęściej ktoś opowie jakąś plotkę albo przypomnę sobie coś niemiłego (lub właśnie miłego) z mojego życia i od razu mnie kusi, żeby rozwinąć temat - zajrzeć, co było dalej.
Zadebiutowałaś w 1997 r. w "Filipince" tekstem dotyczącym zdawania egzaminów ustnych pt. 100% skuteczności. Z jakimi pismami obecnie współpracujesz?
Sens, Cogito, Victor, Junior, Trzynastka, Witch, Zakątek Zwierzątek, Clifford.
W zdecydowanej większości Twoich książek akcja rozgrywa się w Warszawie - czy to Twoje ulubione miasto?
Warszawa to moje miasto. Nie dam złego słowa na Nią powiedzieć, ale mogłabym mieszkać wszędzie, w każdym miejscu Polski. Nie ma złych i dobrych miejsc do mieszkania. Jestem wielką szczęściarą, gdyż mam "osobowość więźniarki". Nie ma dla mnie znaczenia "cela", jej metraż i położenie. Liczy się atmosfera i relacje.
Jestem kochana i szczęśliwa - mam niezwykle udanego męża, na córkę nie da się narzekać, więc mogę mieszkać i w lepiance. Byle z nimi.
Wiem, że lubisz koty.
Lubię? Tego, co odczuwam w związku z tymi stworzeniami, żadna pisarka nie opisze, a co dopiero ja.
Czy masz obecnie jakiegoś pupila?
Aktualnie mieszkamy u dwóch kotów. Jesteśmy u nich na służbie. Nie są z nas przesadnie zadowolone, ale nas znoszą. Dobre i to. Kita to wybitnie urokliwy kastrat - indywidualista, Fela to najmilsze stworzenie świata.
Marzę jednak o śwince wietnamskiej, chciałabym mieć warana stepowego, szczura na pewno kiedyś sobie kupię, ryby ma moja mama, a psa mieliśmy w domu rodzinnym. Miałam też chomiki. Babcia miała rękę do ptaków.
Moi bohaterowie zawsze mają zwierzęta, bo radość z obcowania z innym gatunkiem została mi trwale wdrukowana.
Bardzo lubię jeść. U mnie w książkach wszyscy ciągle coś jedzą. Uwielbiam książki, które ktoś mi poleci. Dostaję wtedy dwa w jednym: rekomendację i recenzję "w cenie" jednej rozmowy. Chodzę na bardzo długie spacery. Mam nawet przyjaciółkę od spacerów. Ona mi opowiada o swoich miłosnych perypetiach (a ma wspaniały dar narracyjny), a ja jej o książkach, których nigdy nie napiszę. Lubię napracować się fizycznie na działce, w domu, u siebie, u kogoś - wszędzie. Lubię być zmęczona fizycznie. Oglądam bardzo dużo filmów. Obyczajowe, rysunkowe, gangsterskie, o mafii, kryminały (nawet po kilka razy), ale nie znoszę telewizji. Wszystko, co chcę mieć, mam na płytach. Aktualnie razem z Krzysiem przeżywamy okres podejrzanej nawet dla nas samych fascynacji osobą porucznika Colombo. Z Idą natomiast mamy renesans klasyki bajkowej. Kochamy „Arystokratów". Arielka, Mulan, Król Lew - to moje ukochane filmy rysunkowe.
Nad czym obecnie pracujesz? Czy będzie ciąg dalszy historii Andreasa?
Wrócę do Andreasa na pewno. Kiedyś na pewno! Teraz jednak mam tak dość Norberta i tak go nie lubię, że na razie chcę ograniczyć kontakty z tym toksycznym człowiekiem. Niech Natalia też trochę odetchnie, zanim znów będzie musiała znosić jego obecność. Dajmy jej chwilę wytchnienia.
Teraz piszę "Skorpion i koń Dziąsło". Bohaterami są bliźnięta dwujajowe różnej płci, które się nie lubią i rywalizują na wszelkie dostępne dzieciom sposoby. Narratorką jest oczywiście dziewczynka - jak to u mnie. "Niewzruszenie" też już powstaje, ale dopiero poznaję się z bohaterami. Na razie nic pewnego nie mogę jeszcze o nich powiedzieć. Mama jest wróżką. W ten sposób zarabia na życie. Lubię ją. Jako nastolatka wróżyłam z ręki, komu popadło. Mojemu Krzysiowi też wróżyłam na obozie studenckim. Niestety, to guślarstwo zniechęciło Go do mnie i musiałam "nadrabiać" znajomością twórczości Jacka Kaczmarskiego. Tak czy inaczej temat wróżenia znam dość dobrze. Wróżka to znakomity i pewny fach w ręku, potrzebny w każdych czasach.
Egmont Polska /F.N.

Wywiady
Wywiad z Ewą Nowak, autorką "Bardzo białej wrony"
O książkach, kotach i swoich planach pisarskich opowiada Ewa Nowak, autorka "Bardzo białej wrony", Książki Roku 2009 według Stowarzyszenia Przyjaciół Książki dla Młodych.
Komentarze (0)