Weź udział w naszym konkursie i wygraj książkę "Życie po mężczyźnie" autorstwa Hanny Samson.
"Życie po mężczyźnie" to powieść przejmująca, dotkliwie prawdziwa, ale jednocześnie podszyta humorem i ironią. Jest to portret kobiety świadomej, która nic już nie musi, a która przez lata zmagała się najpierw z matką, potem z mężami, wikłała się w trudne relacje i walczyła o siebie. W swojej najbardziej dojrzałej i uniwersalnej powieści Hanna Samson podejmuje także literacką grę z rzeczywistością: pisze książkę w książce, której wiodącym motywem jest zbrodnia doskonała.
Aby zdobyć jedną z pięciu książek sygnowanych autografem autorki, wystarczy, że napiszecie w komentarzach poniżej odpowiedź na pytanie (wraz z uzasadnieniem):
"Czy istnieje wojna żeńsko-męska?"
Na Wasze teksty czekamy do czwartku, 16 lutego. Najciekawsze odpowiedzi zostaną nagrodzone. Wyniki zostaną podane w ciągu kilku kolejnych dni po zakończeniu konkursu.
Powodzenia!
Fundatorem nagród jest Wydawnictwo Znak.

Aktualności
Wygraj książkę Hanny Samson z autografem!
Weź udział w naszym konkursie i wygraj książkę "Życie po mężczyźnie" autorstwa Hanny Samson.
Komentarze (40)
Komentarze
Wojna Żeńsko-męska to jedna z najbardziej naturalnych interakcji pomiędzy kobietami i mężczyznami i można ją zaobserwować każdego dnia, o każdej porze dnia i nocy w każdym miejscu na świecie. Nie raz słyszeliście jak kobiety mówią: faceci to mają dobrze, nie muszą rodzic dzieci nie mają okresu itd... Tak samo mężczyźni zazdroszczą kobietom że nie muszą utrzymywać rodzin, nie muszą być twarde i radzić sobie w każdej sytuacji, że mogą po prostu siąść rozpłakać się i poczekać na rycerza który przyjedzie i uratuje je z opresji. Ta wojna ma również swoją bardziej ""brutalną"" stronę której przykładem może być wzajemnie oczernianie swojej płci. Mężczyźni często mówią wszystkie kobiety są niewierne, wystarczy tylko okazja, trochę alkoholu i przystojny mężczyzna. Kobiety to samo myślą o mężczyznach dodając do tego mieszankę lenistwa, brak empatii czy rozrzutność. Tak już jest że kobiety narzekają na mężczyzn i odwrotnie, ale ma to swój urok i trzeba tę wojnę traktować z przymrużeniem oka :)
Przez lata kobiety nie miały takich samych praw jak mężczyźni, dlatego zaczęły się buntować i domagać się sprawiedliwego traktowania. Z biegiem czasu to one zaczynają dzierżyć palmę pierwszeństwa i coraz bardziej ustawiać facetów w kącie. Oczywiście to faceci nadal stanowią większość na kierowniczych stanowiskach, ale stopniowo tracą pole. Nie ma co ukrywać, że kobiety chcą coraz więcej. Wykonywanie jakichkolwiek zawodów nie jest już przywilejem facetów. Dziś kobiety są prawdziwie wyzwolone i same sobie dziś wyznaczają cele. Często można usłyszeć: My lub Wy. Widać wyraźnie, że zaczyna się tworzyć granica i pewien podział. Kiedyś to facet pracował na rodzinę. Dziś to często kobieta przynosi więcej pieniędzy do domu od mężczyzny co sprawia, że jego ego jest nadszarpnięte. Wojna to duże słowo, ale na pewno rywalizacja dziś jest ostra, gdyż kobiety nie chcą już być domowymi kurami, tylko chcą decydować same o sobie, robić kariery i to na pewno facetom się nie podoba. Prowadzi to do wojny.
Sądzę, że wojna żeńsko-męska jako taka nie istnieje. Oczywiście, istnieją pewne jednostki i związki kobiet (a czy mężczyzn to nie mam pojęcia), które będą walczyły do upadłego o swoje prawa. Z tym, że wielokroć sens takiej inicjatywy wymyka się spod kontroli i zachowania takich ugrupować są niestety wtedy niespójne, nielogiczne. Widać tutaj podobieństwo do działań tak zwanych pseudokibiców, których to nie interesuje stricte po co wywołują daną zadymę, lecz to, że w ogóle coś się dzieje i mają sposobność wyładowania na kimś/na czymś nadmiaru agresji. Jeżeli jednak tak dokładniej się nad tym zastanowić, to w życiu codziennym nie obserwuje się jakichś typowo napiętych relacji między obojgiem płci, nie ma miejsca żaden konflikt "międzypłciowy". Wiadomo, panowie mają swój system wartości i przekonań, panie - nieco inny, zmodyfikowany w stosunku do tego męskiego. Nie powoduje to jednak jakiegoś ogólnego zaburzenia w kontaktach "babsko-chłopskich", lecz wzajemne dopełnianie kobiet i mężczyzn.
Wojna żeńsko- męska ciągnie się od zarania dziejów trwać będzie dopóki, że względu na płeć nie przestaniemy być dyskryminowane. Mamy kilka wybranych bitew, które dały nam prawa wyborcze i pozwoliły wychylić nos z ogniska domowego. Jednak pewne stereotypy są głęboko zakorzenione, wiadomo w rodzeniu dzieci nikt nas nie zastąpi, ale w innych dziedzinach życia sprawdzamy się równie dobrze, jeśli nie lepiej jak Panowie. Wkurzające jest, kiedy na tym samym stanowisku kobieta zarabia mniej niż mężczyzna, a ograniczenie obowiązków domowych Panów do wynoszenia śmieci wyzwala najgorsze instynkty. Gdzie jest napisane, że to kobieta ma prać, sprzątać, gotować i zajmować się domem, czy średnio inteligentny mężczyzna nie potrafi posługiwać się odkurzaczem, albo wyjąć prania z pralki- potrafi, ale po co ma się wysilać skoro w domu jest baba. Tradycja i określone role społeczne przypisane obu płcią, tylko, ktoś tu nie zauważył, że świat poszedł do przodu i kobiety poszły do pracy, są niezależne i nie
Tak, istnieje.Tuż obok Nas, niewidzialna, zepchnięta na margines i nie przyjmowana do świadomości przez żadną ze stron.Ona walczy każdego dnia o to by On w końcu docenił jej ciężką pracę w domu:"Kochanie, przed chwilą umyłam podłogę w kuchni, prosiłam, nie wchodź w brudnych butach!",On natomiast próbuje przeforsować swoją opinię na temat czystości("Od odrobiny bałaganu jeszcze nikt nie umarł, Misiaczku!")poprzez oblężenie sypialni za pomocą brudnych skarpetek, bokserek oraz koszulek, które umierają z wyczerpania pod łóżkiem.Jedno walczy z drugim o to, kto ma rację.W pracy, ona próbuje udowodnić mężczyźnie, że pomimo faktu, że Bóg nie obdarzył jej przyrodzeniem, jest pełnowartościowym pracownikiem.On natomiast załatwia sobie kolejne nadgodziny by udowodnić wszystkim, że jest w stanie zapewnić byt najbliższym nawet kosztem stracenia swojej ukochanej kobiety.Są to tylko drobnostki, rzeczy, które znamy z codziennego życia, a które można by wymieniać godzinami. Hej, oto Wasza "cicha" wojna!
Moim zdaniem odpowiedź na to pytanie jest oczywista. Ta wojna ma miejsce na świecie od dawna. Mimo że w teorii kobieta i mężczyzna powinni być jednością, to w w praktyce różnie im to wychodzi. Potrafią wspaniale współdziałać w imię jakiejś sprawy, ale umieją także walczyć przeciwko sobie. Skąd taka opinia? Wystarczy przypatrzeć się ""przykładowemu małżeństwu"". Ona powinna prać, gotować, sprzątać, itd., a on jako bohater domu wyruszać na mamuty, aby zdobyć pożywienie dla rodziny. Ale teraz żyjemy w czasach, kiedy kobiety mają większe ambicje niż ugotowanie pysznego obiadu. I niestety, nie każdemu mężczyźnie się to podoba. Boli ich fakt, że kobieta może być w czymś lepsza. A nie ma nic gorszego niż urażona męska duma. Jako kolejny dowód na to, że istnieje wojna żeńsko męska, można przywołać komentarze w sieci. Często obserwując je , zauważam riposty w stylu ""Idź do kuchni - tam możesz głosić swoje opinie"". Ale na szczęście wszystko jest możliwe i zdarzają się szczęśliwe związki.
Najs,mutniejsze jest to, że z tym konfliktem jest tak jak z przemocą w rodzinach czy walkami międzyplemiennymi. Cały czas trwa. Nikt nie wie jak się zaczęło i kto był winny (zapewne jakiś facet), ale z pokolenia na pokolenie to się ciągnie. Zresztą wzory postaw to silny element kultury. Dlaczego ja mam się poddać? Niech on/ona pierwsza(y) skapituluje. Niezadowolone mamcie uczą córuchny, że ci faceci to wiadomo, o jedno im chodzi, wtedy tylko jest fajnie i ię starają a później to już mogiła. Z kolei oni ucżą synkó, że one to heheheh fajny towarek, ciut głupitki, ale pożyteczny do łóżeczka, kuchni, porządkówitp.. Kiedy ktoś przyjdzie do głowy, że czas się otrząsnąć z tej ułudy, to niezależnie od płći, strony konfliktu się zjednoczą w atakach: że to pedzio, babochłop, idiotka, debil, popapraniec skandynawski (bo tam te geneder affairs są tłuczone do znudzenia i narzucane nawet tym, którzy się nie godzą sie na takie postępowanie). A w ogóle zostawcie nas w spokoju. Facei i laski together!
Ta wojna ciągnie się dziejów trwać będzie dopóki, że względu na płeć nie przestaniemy być dyskryminowane. Mamy kilka wybranych bitew, które dały nam prawa wyborcze i pozwoliły wychylić nos z ogniska domowego. Jednak pewne stereotypy są głęboko zakorzenione, Gdzie jest napisane, że to kobieta ma prać, sprzątać, gotować i zajmować się domem, czy średnio inteligentny mężczyzna nie potrafi posługiwać się odkurzaczem, albo wyjąć prania z pralki- potrafi, ale po co ma się wysilać skoro w domu jest baba. Tradycja i określone role społeczne przypisane obu płcią, tylko, ktoś tu nie zauważył, że czady się zmieniłyi kobiety poszły do pracy, są niezależne i nie dadzą już zamknąć się w domu w oczekiwaniu na swojego Pana i władcę. Walczymy z przestarzałymi stereotypami i zaściankowym myśleniem. Chcemy, żeby wreszcze do niektórych dodało, że nie jesteśmy słabe i bezbronne i nie potrzebujemy forów w postaci parytetów wyborczych.W każdym domu trwa cicha woja o dominację i władzę , prawa i obowiążki
Kobieta. Zwana płcią słabą, lecz piękną. Jakby miało to osłodzić wszystkie te momenty, gdy musi udowadniać, że jest warta tego, by żyć, istnieć, na równych prawach czerpać korzyści ze współczesnego świata z mężczyzną. Mężczyzna. Silny samiec, który jak ten dawny myśliwy, przynosi do ogniska domowego łupy ciężkiej pracy. Chce, by chwała była mu za to i kapcie z pilotem, gazetą i piwem popołudniami. Przecież z pracy wrócił. To nic, że kobieta o świcie wstaje, budzi dziatki swe i wyprawia w świat szkolny. Potem trzeba wyprawić męża. I siebie - też do pracy. Po drodze zrobić listę zakupów, przygotować menu, bo gdy domknie w firmie projekt, będzie mogła coś ugotować. Obowiązkowo dwudaniowego, mięsnego. Trochę prania, sprzątania, zmywania. Prasowanie podczas serialu. Gdy cały dom śpi, może przez chwilę odetchnąć. Bo życie kobiety to wojna. O każdą minutę istnienia, by udowodnić męskiemu światu, że jest równie sprawna, jak oni. Jeśli jest lepsza, strzelają, bez ostrzeżenia. Jak u Delacroix.
""Wojna żeńsko-męska"" wydaje mi się nie tyle niestosownym, co nieuzasadnionym zjawiskiem. Pomimo swojego wieku (moja babcia, widząc, że próbuję odpowiadać na takie pytania, powiedziałaby mi, żebym lepiej uczyła się do matury a nie ""dorosłymi sprawami"" zajmowała), nie potrafię odnaleźć w damko-męskich relacjach na przestrzeni wieków miejsca na wojnę. Owszem, tutaj toczy się zażarta rywalizacja, ale nigdy nie pomyślałabym o tym w kategoriach batalistycznych. Próbujemy, jako kobiety, być tymi, które potrafią poradzić sobie z każdą przeszkodą i nie potrzebują do tego pomocy, ale między nami mówiąc, wydaje mi się, że to wszystko prowadzi między innymi do tego, aby wreszcie zostać zauważoną przez mężczyznę i to w bardzo subtelny sposób! I nie myślcie, że tylko dziewczyny muszą się tak natrudzić! To działa w obydwie strony ;) Podsumowując moje nastoletnie (ale chyba dojrzałe) przemyślenia, wojna żeńsko-męska nie znalazłaby miejsca współcześnie, my wszyscy za bardzo siebie potrzebujemy.
Wojna toczy się od niepamiętnych czasów, kiedy to jeszcze byliśmy jaskiniowcami i mężczyźni zaciągali za włosy kobiety do swoich siedzib. Ponieważ przez lata, kobiety były traktowane w podobny sposób, choć dzisiaj nazwalibyśmy to bardziej cywilizowanym podejściem, w płci "pięknej" zaczął rodzić się bunt. Kobiet starały się za wszelką cenę udowodnić, że są tak samo silne i zdeterminowane do osiągnięcia swych celów co mężczyźni. Chciały pokazać, że są inteligentne i potrafią im dorównać a nawet przewyższyć pod względem intelektualnym i fizycznym. Mężczyźni natomiast nawet w dzisiejszych czasach uważają kobiety za płeć słabszą, a przecież nie sądzę by byli w stanie znieść ból związany chociaż z porodem dziecka. Mimo to, starania damskiej społeczności by zaistnieć w świecie są przez nich wyśmiewane, a takież kobiety traktowane z politowaniem. Stąd ciągła woja, każda ze stron stara się zwyciężyć w wyścigu "szczurów", udowodnić mylność strony przeciwnej i jak najmocniej utrzeć jej nosa.
Istnieje ! I to już od wieku przedszkolnego :) Wciąż w pamięci mam jak żywy obraz dziewczynek z mojej grupy stojących na placu zabaw i wykrzykujących wrogo w stronę chłopców : Banda dziewczyn! W zasadzie człowiek rodzi się powołany do uczestnictwa w tej "misji wojennej". Według mnie jest to wojna podjazdowa - każdy sprawdza, jak daleko może się posunąć w stosunku do drugiej osoby. Każdy z nas jest przy tym koniem trojańskim , działamy bowiem sprytnie i z rozmysłem ;) Matka natura niezaprzeczalnie wyposażyła nas w dużą dawkę walecznej krwi. Na czym więc polega ta cała wojna? Jest to oczywiście walka małżonków o pilota, walka rodzeństwa o słodycze , walka o premię w pracy , walka o miejsce parkingowe a nawet o miejsce u fryzjera. Banały? Rywalizujemy również o względy, szacunek , sympatię, przyjaźń i miłość. Jak pisze Paulo Coelho : "Wszystkie bitwy naszego życia czegoś nas uczą, nawet te, które przegraliśmy" . Pozostańmy więc z tą refleksją w odniesieniu do naszych małych wojen ;)
Wojna? O tak! Jakie to teraz łatwe słowo. Wojna tu, wojna tam. A kiedyś przez gardło nie chciało przejść. Wojna w XXI wieku, w Polsce? Nie chcę. Nie ma żadnej. To byłoby straszne. Ani takiej wojny damsko-męskiej nawet. Ludzie zawsze byli inni, mieli inne poglądy, a to nie znaczy, że prowadzą wojnę. Chociaż... nie! Na pewno nie. Mężczyźni skazani na kobiety, a kobiety na mężczyzn, jak cytryna na swoją żółtą skórkę, a sandały na rzemyki. Musi być wszystko razem posklejane i się kupy trzymać, jak to mówią. No przecież inaczej cytryna by zgniła, a buty byłyby nieużyteczne. Tak i my kobiety musimy wytrzymać z Nimi. Dlaczego z Nimi, a nie nimi? Bo przecież wiadomo, że są więksi, ważniejsi, itd. Ależ nie. Tym podkreślamy swoje dobre wychowanie. Bo nawet o wrogu trzeba mówić dobrze. Pokorne ciele dwie matki ssie. No niby tak. Więc po co sobie cyrk urządzać? Można żyć spokojnie, razem z nimi, czy też Nimi. Mężczyźni też mogą tak powiedzieć. Chyba, że tym się zachce walki. Najwyżej WALKI.
Czy istnieje? A czy istnieje alokoholizm, bieda i niezgoda? Właśnie... Odpowiedź na obydwa pytania jest banalanie prosta i brzmi ona: Tak. Nie od dziś słyszymy o rozwodach, kłótniach małżeńskich i o tym, że śpimy na kanapie. Nie dziś dowiadujemy się o emancypacji kobiety, o ich "żądaniach" wobec męskiego gatunku i traktowaniu na równi. Ale pal licho z wiekowymi wymysłami stworzeń z żebra Adama. Zastanówmy się lepiej nad ich wymaganiami, które są, notabene, przesadne, autorytarne i patrząc poprzez pryzmat męskiej logiki, bezsensowne. Pragną piastować stołek dyrektora dużej firmy, nie mając pojęcia o prawie rynku i krwiożerczej batalii o większe zyski. Pragną być niezależne tak, jak mężczyźni, ale jak przychodzi, co do czego, proszą nas o radę i pomoc. Pragną dominować, ale ich zbyt miękki charakter i brak argumentów nie pomaga w tym. Co innego obwód klatki piersiowej, im większy, tym mniej facet zaczerpnie powietrza. Ale ja wcale nie jestem szowinistyczną świnią.
Określenie wojny męsko-żeńskiej samo w sobie się wyklucza i jest troszeczkę nadmuchane. Zacznijmy od tego, że mężczyźni nie mogą istnieć i żyć bez kobiet(y), i na odwrót. A więc jesteśmy na tym świecie po to, aby współistnieć. Wszelkie tego typu "wojny" są wynikiem niedopasowania dusz. Walki ze sobą toczą osoby, które nie potrafią się dogadać lub się po prostu nie lubią. Na to pierwsze zawsze jest jakieś lekarstwo, na to drugie... cóż, może być różnie. Ale tyle ludzi jest na świecie, że przecież nie jesteśmy zmuszeni do przebywania w jednym miejscu z osobą, która działa nam na nerwy :) Jeśli chodzi o mnie - nie można stawiać żadnej płci górą. Przecież jesteśmy od siebie współzależni, zacznijmy chociażby od elementarnej sprawy, jaką jest prokreacja. Reszta zależy od nas i od naszego podejścia. Nie można tworzyć podgatunków, kobiety sprowadzać do roli kucharki i sprzątaczki, a mężczyzny do maszynki do zarabiania pieniędzy. Kluczem jest jedność i równość.
Muszę przyznać, że zawsze lepiej dogadywałam się z mężczyznami. Z mężczyzną nie prowadzi się wojny tylko dialog. Moja mama mówi: ""Mężczyzna jest głową, a kobieta szyją."" Trzeba tylko umieć dobrze kierować. ;) Rywalizacja? Owszem! W pracy, na uczelni, na konkursie, w grze w szachy, scrabble czy piłkarzyki, w dyskusji i w kuchni, ale w życiu? Nie wiem nawet na jakim polu! :) To kobiety rywalizują-która ładniejsza, lepiej ubrana, umalowana, mądrzejsza, z przystojniejszym mężczyzną u boku. To od kobiet usłyszałam najbardziej przykre słowa w życiu. W towarzystwie mężczyzn dobrze się czuję, świetnie mi się rozmawia, dyskutuje, pracuje... kokietuje! ;) Wojna? O dominację? O dowartościowanie? Umiem samodzielnie podejmować decyzje, jestem piękna, zdolna i niegłupia. Nie potrzebuję mężczyzny by czuć się ze sobą dobrze. Nie jestem pasożytem, lecz żyję w symbiozie. Ma być nam razem miło. Jeśli nie jest to czas na zmiany personalne lub pracę nad sobą. :)
Moim zdaniem owa wojna w praktyce nie istnieje. Niewiele w naszym charakterze zależy tak naprawdę od płci, a zdecydowanie więcej od naszego wychowania, osobowości czy kultury osobistej. Konflikty i spory są na świecie i będą zawsze, ale żeby jakaś solidarność plemników czy coś w tym stylu? Eee nie. Mężczyźni mogą być najlepszymi przyjaciółmi kobiet – no bo kto lepiej niż dobry kolega będzie pomagał w zakupach i pomagał nosić siatki, kto przyjedzie po Ciebie do klubu nad ranem, aby bezpiecznie odstawić Cię do domu, kto naprawi zlew a nawet pralkę czy wywalone korki? Może to egoistyczne i zahacza o pewnego rodzaju wykorzystywanie, no ale przecież działa w dwie strony – kobieta najlepiej uprasuje koszule, dobierze krawat, przyszyje guzik, ugotuje przepyszną ogórkową, zrobi masaż po ciężkim dniu i wiele innych. A jeśli nie wojna to może chociaż bitwa czy bójka ?! Owszem, zdarzają się. Na poduszki. I to również z płcią przeciwną wychodzi najlepiej.
Wojna żeńsko-męska trwa, trwała i trwać będzie. Już od starożytności w kwestii równości kobiet i mężczyzn wypowiadali się najwięksi filozofowie i uczeni. Równouprawnienie od wieków budzi kontrowersje. Wciąż jeszcze wielu mężczyzn uważa, że kobiety są od „garów”, od sprzątania, od tego, żeby zrobić obiad, podać pod nos i jeszcze posprzątać. Dlaczego mówi się, że kobiety, która została zgwałcona sama się o to prosiła? Bo co? Bo jest słabsza? Głupsza? Przecież we współczesnych czasach wydaje się to niewiarygodne. I wciąż tak jest… A wojna tym straszniejsza, że z miłości. Walka ma charakter partyzancki. Wiele potyczek, małych bitew i znikoma ilość znaczących starć. Zaczyna się właściwie od dzieciństwa. Chłopiec chce się pobawić z dziewczynką w piaskownicy, a ta w odpowiedzi zakłada mu wiaderko na głowę. Wojna nas zabija. Ale może też dać życie. A w ogóle to: bez wojny jest nudno.
Jako dziecko bawiłam się lalkami, które zamiast w wózku, woziłam zdalnie sterowanymi autami. Nigdy nie ulegałam gender i podziałom na to, co stricte żeńskie i typowo męskie. Dlatego wojna żeńsko-męska kojarzy mi się z udowadnianiem wyższości jajników nad plemnikami. Stąd prosta droga do Seksmisji. Zamiast na różnicach, wolę się skupiać na tym, czego doświadczam w codzienności, czyli na ścieraniu się pierwiastków żeńskich i męskich wewnątrz mnie. Będąc kobietą, mam stać na straży ogniska domowego, być synonimem łagodności w życiu i nastawiać się na relacje w pracy. Prosty sposób na kobiecą i niestety słabą, bo jednowymiarową białogłowę. Równocześnie pragnę odwołać się do męskiej części swej duszy i czerpać z takich cech jak odwaga, aktywność, władczość. Może w ten sposób nie do końca realizuję archetyp, ale czuję się pełnią, na którą składają się zmienne proporcje Anima i Animus.
Osoby, które twierdzą, że wojna damsko-męska to tylko głupi wymysł - są w wielkim błędzie. Każda kobieta ma wobec swojego mężczyzny spore wymagania. Jesteśmy nieraz zbyt surowe, podczas gdy oni nie potrafią zrozumieć, że potrzeba nam poświęcenia swojej uwagi. Mamy różne cechy i różne wymagania, toteż zaczynamy toczyć ze sobą wojnę. Zarówno kobieta jak i mężczyzna mają swoje techniki walki. Zupełnie tak, jak w przypadku prawdziwej wojny. Naszą armią są argumenty, których używamy w starciach. Tak jak i w prawdziwej wojnie, mamy także wspólny cel, który chcemy osiągnąć. Każdy chce wyjść zwycięsko. Czasami powody walki są na prawdę błahe. Aczkolwiek coś różni wojnę damsko-męską od tej, która znamy z kart historii. Pozorni wrogowie dążą do kompromisu. A jakie przyjemne może być godzenie się. Walka przestaje być istotna, a więzi pomiędzy przeciwnymi dotąd stronami - umacniają się.
Według mnie wojna żeńsko-męska istnieje i istniała zawsze. Kiedyś jednak, póki mężczyzna miał wyłączne prawo głosu, rywalizacja z mężczyznami była niewielka bądź starnnie ukryta. Ale teraz.... Teraz, kiedy kobieta może być kapitanem statku, kiedy moze zdobyć kosmos i z powodzeniem zażądzać ogromną kompanią lub nawet całym państwem, wszystko się zmieniło. Kobiety są wolne tak samo,jak mężczyźni. Wolne w swoich wyborach, decyzjach i świadomości. Jakiekolwiek podporządkowanie schodzi na dalszy plan bądź w ogóle go nie ma. Cały szkopuł w tym, iż mężczyźni zbyt późno to zrozumieli. Co gorsza, w 90% tego nie zaakceptowali do dnia dzisiejszego. Stąd też zarzewia konfliktu są na każdym kroku: w domu, w pracy, w sklepie, w rodzinie. Skoro zaś czeoś nie jesteśmy w stanie zaakceptować, to z tym walczymy. Kobiety contra męzczyźni - jeszcze długo do międzyplanetarnego porozumienia.
Wojna męsko-żeńska jest odwiecznym konfliktem płci, który istnieje do dzisiaj. Pomimo faktu, iż dzisiejsze kobiety w większości obszarów życia są traktowane na równi z mężczyznami to nadal są one w pewien sposób dyskryminowane na rynku pracy. Kobiety wcześniej niż mężczyźni zostają emerytkami bo osiągają wiek emerytalny po upływie 60 lat podczas gdy mężczyźni uzyskują go dopiero po upływie 65 roku życia. Kobiety nadal nie mają dostępu do zawodów, które są adresowane wyłącznie do mężczyzn np. nie mogą wykonywać pracy w górnictwie. Ponadto kobiety mają prawo do otrzymania zasiłku rodzinnego na męża po ukończeniu przez niego 65 roku życia, podczas gdy mężczyźni mogą taki zasiłek otrzymać po ukończeniu przez kobietę 50 lat. Takie traktowanie kobiet na rynku pracy świadczy o tym , iż nadal są one postrzegane jako płeć słabsza i mniej efektywna.
Każdy zdrowo myślący facet szuka porządnej dziewczyny, najlepiej bez wad. Ja szukam normalnej dziewczyny, ogólnie bardzo istotną sprawą jest to czy ma jakieś nałogi czy nie. Do wyglądu nie przykładam dużej uwagi bo wiem że sam modelem nie jestem. Dobrze wiem że nawet w bardzo dobrze dobranym związku zawsze będą zgrzyty i taka jest nasza natura że jak nie wojna to mała wojenka musi być. Nie sztuką jest walczyć ze sobą ale sztuką jest wzajemnie się przeprosić, wyznać swoje wady i starać się poprawić to co powinno i żyć w zgodzie. Głównym powodem wojny żeńsko męskiej jest zazdrość. Uważam że powinno się z tym pogodzić że wojna żeńsko męska jest wpisana w nasze życie. Jak już dojdzie do wojny to powinna według mnie jedna osoba być mądrzejsza i starać się załagodzić jej skutki. Zawsze trzeba dążyć do pokoju. Pozdrawiam
Wojna żeńsko-męska zdecydowanie ma miejsce. Świadomie czy też nie, ale możemy dostrzec, iż różnice między płciami prowokują pewne potyczki. Przecież już od przedszkola mamy do czynienia ze zjawiskiem "małej wojenki". Chyba każda z nas powiedziała kiedyś "Nie usiądę z nim", "Nie dam mu ręki", "Nie będę z nim tańczyć". Tak... Przypominacie to sobie? Później mamy podstawówkę i czas, kiedy nijako ze sobą konkurujemy. Gimnazjum i liceum to na przemian bitwy i rozejmy, ale przypomnijmy sobie te czasy... czyż nie zdarzyło Wam się bluźnić na facetów? Jak widać, wojna czy mniejsze bitwy toczymy z płcią przeciwną od dawien dawna, ale jednak cóż byśmy zrobiły bez mężczyzn, jak i co oni zrobiliby bez nas. Wspólnie się uzupełniamy, ubarwiając naszą egzystencję mniejszymi czy większymi sprzeczkami :)
…..bo jej luby zmęczony a ona wyskoczyć chciałaby gdzieś jeszcze, z chęcią na zakupy, a on niczym struty, nogami i rękami bronić się będzie i nagle siły odzyska, cudem, bo pójść może wszędzie tylko nie tam, do sklepu, bo to jak tortury. Wiec wtedy, spokojnie będąc bardzo czuły, portfel wyciąga, tłumacząc, że iść nie może, bo go w krzyżu boli, wyciągając banknocik i wręczając powoli małżonce mówi by kupiła też piwo. Ona go nie lubi, piwa oczywiście, jednak nie odmówi chowając banknocik w swojej kieszeni. Konflikt zażegnany i wszyscy szczęśliwi, lecz takimi bzdurami wciąż ta wojna się żywi, więc zemsta niedługo już będzie. Bo gdy ból w krzyżu przejdzie ją głowa rozboli i zamiast seksu usną powoli, jednak wtuleni w siebie, mimo tej wojny z miłością i troską o przyszłość spokojni.
Czy istnieje wojna damsko-męska?Och,co za pytanie.Oczywiście,że istnieje .Istnieje w każdym domu,chociaż znam takich,którzy za Boga do tego się nie przyznają.Nie wierzę w związki,w których nie byłoby chociaż raz w życiu wielkiej bitwy.Na słowa czy na inne,bardziej "twarde argumenty"takich związków nie ma.Kto mówi,że w życiu się pokłócił ze swoim partnerem ,bo zawsze można się "pokojowo dogadać"ten po prostu mija się z prawdą.W moim cudownym i bardzo spokojnym małżeństwie był jeden raz,gdy szklanka poleciała na świeżo wymalowaną ścianę i rozbiła się na tysiące kawałeczków.Taka bomba była raz,ale była!Oczywiście lata wspólnego życia wymusiły kompromis,ale to lata pracy na froncie zwanym szumnie Małżeństwem.Przecież,gdyby nie ten kompromis to wiele par by się pozabijało!
Według mnie wojna takowa istnieje, jednak nie pisana, bo mężczyzna z kobietą już od samego rana, potyczki wszczynają. O kolor krawata czy jej ubranie, zbyt wyzywające, lub co zjeść na śniadanie. Kobieta zjeść lekko woli a mężczyzna tłusto i z chęcią by wcisnął schabowego z kapustą. Jednak mu nie wolno, małżonka mówi, więc wcina sałatę, chcąc uniknąć kłótni. W pracy wojna również między płciami się toczy, charaktery się różnią, więc wciąż każdy psioczy na drugiego, lub drugą, lecz po cichu w myślach. Gdyż nie przystoi przecież kobiecie nawymyślać. Choć i to się zdarza, głównie na ulicy, gdy kierowca w aucie swe opanowanie ćwiczy, jak mu, jej inny kierowca drogę zajeżdża. Być może to kobieta, być może mężczyzna. W domu także wojna dalej się toczy…..
Uważam, że istnieje coś takiego jak wojna żeńsko-męska, mimo, iż ciężko powiedzieć dokładnie na czym ona polega. Wszyscy znamy stereotyp, że wzorowa żona powinna tylko zajmować się domem, być ""kurą domową"", ale w XXI wieku kobiety tak jak mężczyźni, pragną się rozwijać i zajmować swoja karierą. Teraz kobiety są bardziej niezależne, co według mnie jest powodem, iż mężczyźni czują się mniej potrzebni. Poza tym panie i panowie mają równe prawa, co jest powodem rywalizacji obu płci. Walczą o uznanie przeciwnika i starają się udowodnić, że jedna płeć nie jest gorsza od drugiej. Na tym głównie polega ta cicha wojna. Chodzi w niej o to, aby udowodnić, że nie ma słabszej płci, że kobiety i mężczyźni są sobie równi.
Wojna między płcią piękną a brzydką trwa od wieków. O wszystko dosłownie. To tak jak odwieczna walka dobra ze złem, czy też zła z dobrem. Tylko nigdy nie wiadomo któro jest złem. I w tym sęk jest ukryty. Między dwojgiem ludzi w związku zachodzi szereg reakcji wojennych: o porozrzucane skarpetki, nie odłożony na miejsce talerz czy brudną wannę. Wydawałoby się, iż są to prozaiczne powody do kłótni, jednak niekiedy mogą być one początkiem wojny między Nią, a Nim. Myślę, że wojny żeńsko-męskie będą trwały w nieskończoność. Czy to w formalnym związku, czy w związku nieformalnym. No, i nie tylko w związakch partnerskich, ale rówież w relacjach np. szef-podwładny. Taka już natura ludzka, iż lubimy prowadzić wojny.
Oczywiście, że istnieje. Wszystkie stworzenia świata, które sa od siebie odmienne, w jakiś sposób rywalizują. Tak było zawsze i to się nie zmieni! A odnienność kobiet i męzczyzn jest widoczna na pierwszy rzut oka i ... namacalna. Różni nas czesto podejście do życia, mamy różna gusta, Ciągle wlaczymy i rywalizujemy, chcąc udowodnić przeciwnikom, ze to właśnie my tu rządzimy! A wydaje mi sie, ze w koncu powinniśmy docenic fakt, że możemy tak idealnie sie uzupełniać. Wydaje mi sie więc, że nasza wojna zawsze wywoływana jest po to, by predzej czy później zawrzeć pokój. Dzieki tej ksiązce chciałabym sie nauczyć, jak sobie poradzić, gdy jeszcze nie doszło do rozejmu z przeciwnikiem i sobą samą ;-)
Czy istnieje wojna między kobietami a mężczyznami?Być może jakaś mała i spokojna tak. Faceci chyba już zdołali się pogodzić z faktem, że my kobiety wkroczyłyśmy w całą sferę życia i chcemy w niej uczestniczyć. Kobiety kierują autobusami, pracują w kopalniach, w policji, straży i są nawet wśród myśliwych. Nie wiem w jakiej dziedzinie jeszcze nas nie ma, stałyśmy się samodzielne i nie zależne. Mężczyznom nie pozostało nic innego jak pogodzić się z tym faktem, być może początkowo buntowali się tocząc walkę, ale z czasem oddali ją walkowerem. Zdali sobie sprawę z tego, że tak już będzie, nie tylko oni utrzymują dom, pracują w szczególnych warunkach i są panami życia kobiet.
Wydaje mi się, że na pytanie "czy istnieje wojna żeńsko - męska" nie można odpowiedzieć inaczej niż twierdząco. Odpowiedź na pytanie dlaczego tak się dzieje, wydaje się prosta: wynika to z naszej natury. Zarówno panie, jak i panowie uwielbiają rywalizację. Swego rodzaju wieczny wyścig o prymat jednej płci nad drugą. Ta "żeńsko - męska gra", o której wspominam w tytule. Niejednokrotnie prowadzona w bardzo ostry sposób, z naprawdę nieprzyjemnymi konsekwencjami dla danej strony. Innym razem wysublimowany, złośliwy i ocierający się o flirt. Zasadne wydaje się pytanie o sens, bo o tym, że Panie i Panowie spalają się przy okazji tej wojny chyba nikt nie ma wątpliwości.
Istnieje, ale kiedy zrozumiemy istotę tego, co nazywamy ""wojną damsko- męską"" otworzy się przed nami wspaniała panorama świata. Niebo i ziemia, góra i dół, Słońce i Księżyc, rozum i uczucie, intelekt i dusza, ale także... kobieta i mężczyzna. Nie trzeba chyba specjalnie podkreślać, że zestawienie to nie ma w żadnym wypadku charakteru wartościującego. Ich wzajemną zależność widać nawet w pozornym zwycięstwie jednego nad drugim. Ale jak dzień i noc następują po sobie, jak światło i ciemność zwalczają się nawzajem, tak kobieta i mężczyzna wskazują dwa bieguny bytu. Ostatecznie żadnego z tych biegunów nie sposób sobie wyobrazić bez drugiego.
Wojna to bardzo silne pojęcie, nacechowane wrogością... Chcę wierzyć, że to, co rozgrywa się na planie relacji damsko-męskich nie ma w sobie nic z wojny, choć bywa, że scenariusz zakrawa na wojnę podjazdową. Myślę, że nie jesteśmy w stanie wojny, tylko permanentnego napięcia - napięcia, które rośnie na pokładach erotyzmu - z jednej strony i braku zrozumienia, czy wręcz lekceważenia - z drugiej. Myślę, choć to myślenie okupione ryzykiem błędu generalizacji i wypaczone subiektywnymi doświadczeniami, że na dłuższą metę drażni nas to, że tak bardzo się od siebie różnimy. Drażni prawie tak samo mocno, jak to, że siebie nawzajem potrzebujemy...
Wojna żeńsko-męska oczywiście istnieje... ale toczą ją tylko i wyłącznie ludzie, którzy chcą ją toczyć... Jakże wiele zależy od naszej osobowości, od naszego ego... Wielu z nas, zamiast akceptować jednostki płci przeciwnej takimi, jakie są, pragnie udokumentować swoją wyższość nad nimi lub też ulepszać je zgodnie z własnym "ideałem osobnika płci przeciwnej"... Zarówno chęć dominacji jak i chęć ulepszania prowadzą do wspomnianej powyżej wojny żeńsko-męskiej... Wydaje się, że jest to bitwa, która nigdy nie zostanie zakończona, ale nigdy też nie zostanie rozstrzygnięta... Całe szczęście więc, że nie wszyscy musimy tę wojnę toczyć... :-)
Dla mnie słowo "wojna" jest zdecydowanie przesadzone. Konflikty, spory, nieporozumienia - owszem, ale przecież na pewno nie wieczna bitwa! Kobiety i mężczyźni w wielu kwestiach się różnią, rozmijają, ale przecież tak samo bywa między przedstawicielami tej samej płci. Poza tym to słowo kojarzy się z nieustanną rywalizacją, a nawet nienawiścią, a przecież między dwojgiem ludzi może narodzić się tyle wspaniałych uczuć i chyba nikt nie zaprzeczy, iż są na to dowody. Jestem - i mam nadzieję być jak najdłużej - zdania, że mimo przeciwieństw między nami, wciąż więcej jest podobieństw.
Moim zdaniem choć różnimy się od siebie, czasem nawet bardzo, to nie istnieje nic takiego jak wojna męsko-żeńska. Jest takie przysłowie: " Z nimi źle, bez nich jeszcze gorzej";) I coś w tym jest. Choć często się kłócimy, sprzeczamy, to jednak większość z nas - Kobiet potrzebuje u swojego boku faceta. Do czego- to już kwestia indywidualna;) Ja np. po to, by mieć się do kogo przytulić, żeby ktoś nosił ciężkie zakupy (choć z tym różnie bywa) i żeby mnie ktoś ogrzewał w łóżku, bo jestem strasznym zamrźluchem;)
Dobry strateg ominie bomby. Saper je rozbroi. W relacjach damsko-męskich bądźmy saperami. Unikając trudnych spraw, nie rozwiążemy konfliktu. Ważne, aby nie bać się przeciąć odpowiedniego przewodu. Podłożem wszelkich sporów jest strach. Strach przed brakiem akceptacji, wyśmianiem, utratą autorytetu. Nie bójmy się wyrażać swoich potrzeb, jest to kluczem do sukcesu, wyborem właściwego kabelka. Dlatego nie. Nie istnieje wojna żeńsko-męska. Istnieje natomiast brak porozumienia, który do niej prowadzi.
Czy istnieje wojna żeńsko-męska...? Oczywiście, że tak. Jest to nieunikniony element życia społecznego w dzisiejszych czasach. Ciągła walka o dominację między kobietami a mężczyznami sprawia, że obie strony dążą do okazania tego, że ich rola jest ważna. W ocenie społeczeństwa jest to zazwyczaj odbierane jako rzecz zła, ale warto odnaleźć w tym zalety. Dążąc do uzyskania wyższości płci uzyskujemy coraz to większe rozwinięcie społeczeństwa co jak najbardziej jest pozytywnym skutkiem.
Czy wojna żeńsko-męska istmieje? NIE!-tak mi się przynajmniej wydaje. Zacznijmy od początku.Co to jest wojna? Wojna czyli zerwanie stosunków pokojowych. Stosunki są i to nie zerwane tylko raczej przerywane. I wiadomo,że pokojowe czasem nawet łazienkowe, kuchenne i salonowe. Poza tym przecież wroga nie całujemy i obiadów mu nie gotujemy. Z tego wynika ,że wojny żeńsko - męskiej nie ma to tylko taka ściema przez ufoludki wymyślona i trochę wyolbrzymiona :)