Wiolettę Grzegorzewską pamiętamy przede wszystkim z „Gugułów” – zachwycającego debiutu poświęconego dziewczyńskiemu dojrzewaniu na polskiej wsi lat 90., życiu w biedzie i magii, wpisanej w świat natury i domu. Po 7 latach Grzegorzewska znów wraca do wątków autobiograficznych, ale jej bohaterka nie jest już dziewczynką, Przeciwnie – to kobieta po czterdziestce, która dokonuje bolesnego rachunku krzywd, strat i życiowych porażek. Przy czym nie są to tylko klęski duchowe czy uczuciowe, ale przede wszystkim ekonomiczne.

Nowy start Akcja „Wilczej rzeki”, dziennika spisywanego w formie powieści, rozpoczyna się u progu pierwszego lockdownu, gdy Wiola z córką mają się przenieść do wynajmowanego mieszkania w Hastings. Od dawna żyją na emigracji. Bohaterka odchodzi od męża -alkoholika i nieudacznika, toksycznego partnera i niezaangażowanego ojca. Po latach prac dorywczych, utrzymywania domu, troski o dwoje dzieci i wchodzenia w obcą kulturę, próbuje stanąć na nogi...

Zamiast oczekiwanego nowego startu i wejścia w lepsze życie bez balastu, Wiola nie dostaje kluczy do mieszkania i ledwo udaje jej się przekroczyć granicę przed zamknięciem wszystkiego. Trafia do nory o cienkich ścianach w kamienicy pełnej emigrantów – ludzi z Europy Środkowej i Wschodniej, chwytających się prac dorywczych, żyjących byle jak i z byle czego. Imprezy zakrapiane alkoholem, smród blantów i papierosów, krzyki i nocne imprezy wyznaczają rytm tego nowego, „porażkowego” życia. Wiola, choć próbuje się utrzymywać z pisania i w tym sensie jest wierną kopią postaci autorki, nie ma w sobie zbyt wiele cech artystki z bohemy. Nie radzi sobie w takich warunkach, pobyt w każdym miejscu zaczyna od sprzątania, dezynfekcji, chowania pieniędzy i zapełniania lodówki. Nie są to jednak wcale mieszczańskie przyzwyczajenia, raczej pozostałości wiejskiego zamiłowania do porządku, przekonania, że czystość i pełny brzuch wyznaczają jakiś fundament życiowego bezpieczeństwa.

wilcza rzeka

7 plag osobistych

Można czytać „Wilczą rzekę” na cztery sposoby – jako pamiętnik kobiecego wchodzenia w smugę cienia, psychicznych i psychologicznych kosztów ponoszonych przez kobietę, która musi zająć się dziećmi i utrzymać dom. Kobiety, której potrzeby zawsze schodzą na dalszy plan, a która – w przeciwieństwie do porządnej Matki-Polki – waha się od skrajnego zaciskania zębów, aż do nagłych prób samobójczych. Ale „Wilcza rzeka” to też zapis zmagania z biedą, próby odbicia się od dna, które nie kończą się nigdy sukcesem. Od biedy domu rodzinnego, przez biedę brytyjską, po rozliczeniowe wspominanie wynajmowanych mieszkań iklęsk gospodarczych przedsięwzięć męża. Leitmotif tych rozważań stanowią zakupy – ciągle w tanich sklepach, z wybieraniem przecenionych owoców, wyliczaniem pieniędzy na bilety i zaciskaniem pasa, nagle przerywanym kompulsywnymi wydatkami.

To jest nowe oblicze polskiej biedy w dobie konsumpcji. Biedy przy pełnych półkach sklepowych, wyrażającej się w oczekiwaniu, aż ktoś do ośrodka pomocy rzuci podpaski, aż darczyńcy przekażą coś więcej niż sypkie półprodukty.  A później napychaniu się krewetkami, sardynkami, jakimiś antipasti, które w przestrzeni ośrodka dla ofiar przemocy domowej wydają się kompletnie egzotyczne.

Nieistniejący raj w Anglii

Trzeci wątek wpisany w powieść dotyczy emigracji – i nie jest to z pewnością ani historia uniwersalna, ani specjalnie sprawiedliwa. Grzegorzewska, dziewczyna z awansu społecznego, zmagająca się na co dzień z biedą, widzi raczej tych, którym się nie powiodło. Wyrzutków z neoliberalnej Polski, poszukujących w Anglii nieistniejącego raju, ciężko pracujących i ostro balujących. Pryzmatem, który ustawia tę opowieść, jest ciąglenie-były-mąż Adam i jego koledzy. Życiowi rozbitkowie przyciągają podobne typy, a nad nimi, trochę z boku, krąży Wiola, nie chcąc wchodzić w rolę opiekunki i spowiedniczki. Rozwodnicy, którym powinęła się noga, ojcowie z ciężką ręką, kawalerowie zapijający samotność, mężowie topiący w wódce ciężar utrzymania rodziny – wszystkich właściwie sprowadza tu Grzegorzewska do jednego mianownika. Mianownika, który wydaje jej się zasadniczy, bo nie ma tu praktycznie mężczyzn trzeźwych, stroniących od ataków furii czy utrzymujących pracę.

 Autorka „Wilczej rzeki”, sama po przejściach z takim mężczyzną, obraca w głowie rachunek krzywd, wchodzi w nowy związek, nie dystansuje się od starego na tyle, by móc dogłębnie przyjrzeć się otaczającym ją ludziom. Czy ten rodzaj oceny – skupienie na tym, jaką kto ma pracę, co robi z zarobkami – wynika z traumatycznych przeżyć i niezagojonych ran? Może jest efektem narcyzmu Wioli, która swoje stany emocjonalne i fizyczne widzi ciągle na pierwszym planie i nie jest w stanie zdobyć się na analizę społeczną? Sądzę, że chodzi o trzecią odpowiedź w przestrzeni życia emigracyjnego, mierzonego sukcesem ekonomicznym i społecznym o wartości człowieka świadczy jego ścieżka awansu, Wydolność zawodowa, adres, prawo własności,wielkość zajmowanej nieruchomości, rodzaj samochodu i wreszcie umiejętności językowe.

Wiola, choć podkreśla, że nie czuje się częścią fali przybyszów do Anglii, jednocześnie przejmuje ich sposób wartościowania i opowiada o świecie, osadzając go na takim właśnie fundamencie. Przez kilka lat pracuje w McDonaldzie jako hostessa, publikuje w Polsce kolejne książki i nie może doczekać się na honorarium. Pisze, ale w warunkach uniemożliwiających właściwie skupienie. W końcu jej tułaczka po kolejnych mieszkaniach, przenosiny pomiędzy zawilgoconymi norami, szarpanie o zasiłki sprawiają, że trafia do przytułku dla matek z dziećmi. I wtedy ta narracja, w której oglądamy przede wszystkim bohaterów męskich i jesteśmy świadkami ich fragmentarycznych, pourywanych opowieści o „kobietach bez serca”, ustępują narracjom skrajnie kobiecym, snutym przez sąsiadki i koleżanki z ośrodka pomocy. W ten sposób Grzegorzewska dociera znów do figur kobiet, ich krzywdy oraz wykluczenia.

Przedłużenie konfliktów

W tej czwartej warstwie „Wilcza rzeka” wydaje mi się najbardziej interesująca,Najbardziej tutaj też działa sposób narracji Grzegorzewskiej – krótkie, pozornie oderwane fragmenty, skrajna konkretność, neurotyczne skupienie na szczególe. Zamiast diagnozy społecznej dostajemy opis poszczególnych biografii, razem z mitomanią, kłamstwami iośrodkowymi walkami o przywileje. Autorka, która w innych fragmentach miesza socjalizujący gniew z neoliberalnymi wstawkami, tutaj – w rzeczywistości ośrodka – całkowicie panuje nad opisem świata. Ośrodek dla kobiet nie jest miejscem pielęgnowania traum i lizania ran, ale przedłużeniem konfliktów: o zamykaną szafkę w kuchni, kolejność sprzątania, dokarmianie dzikich zwierząt w okolicy. To nie jest przestrzeń wycięta z rzeczywistości, wspólnota oparta na zaufaniu, bo kierowniczka ośrodka ciągle monitoruje swoje podopieczne.Kobietom nie wolno wychodzić na noc, nie wolno im nikogo przyprowadzać, nie wolno niczego „nadużywać”. One same średnio przejmują się zakazami: piją, część ćpa, pozbawiona jakiegokolwiek wsparcia z zewnątrz. Nie mają miejsca do opowiadania o sobie, do dzielenia się krzywdą – monitoring zastępuje pomoc, dary rzucane w paczkach zastępują troskę. Szybko uczą się obojętności na sąsiadki z ośrodka, żeby nie dać się pogrzebać pod cudzymi nieszczęściami.

To, że od tych reguł nie ma odstępstw, a gardę trzeba mieć zawsze uniesioną, szybciej niż Wiola pojmuje jej córka, upominająca matkę, która czasem daje się wciągać w ośrodkowe dramaty. Relacje kobiet i ich dzieci to osobnytemat. Bo mężczyzna na emigracji łatwo może się zgubić, porzucić, odejść – w ostatecznym rozrachunku zostaje sam, bez rodziny-balastu. Kobieta nie ma tego luksusu, tkwi latami przy ojcu dzieci, który straszy ją odebraniem praw rodzicielskich. Przy  dzieciach, które jąwykorzystują, obciążają, pozostając jednak nieodmiennie obiektem czułości i miłości.

Choć „Wilcza rzeka” to powieść nierówna, zasługuje jednak na uwagę, bo nie tylko opowiada o polskiej emigracji, ale też stanowi zapis splotu doświadczeń wyjątkowo trudnych: przeżywania pandemii w całkowitej samotności, a zarazem w tłumie wcale nie wybranych do towarzystwa osób, na nizinach społecznych, gdzie można się „stoczyć” pomimo ciężkiej pracy, wyższego wykształcenia, znajomości języka i ogólnej gospodarności. Grzegorzewska jak mało ktow literaturze tworzy obraz autentyczny, skrajnie odarty z intymności i uderzający w swej szczerości.

Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam