„W 2019 roku w bazie pod Everestem przebywało ponad tysiąc osób. Byli to wspinacze, właściciele i liderzy agencji, zachodni przewodnicy, szerpowie, kucharze, pomocnicy kucharzy, lekarze, tragarze”, czytamy w książce. Jedną z tych osób była również autorka, która spędziła tam dwa miesiące, ale nie wybrała się pod Mount Everest, by dotrzeć na szczyt. Chciała spotkać wspinaczy-amatorów, którzy zamarzyli o zdobyciu najwyższej góry świata, poznać ich motywacje, a także przybliżyć sylwetki tych, którzy pomagają w realizacji ich celów. Tak właśnie powstała pełna niezwykłych ludzkich historii książka „W cieniu Everestu” okraszona wspaniałymi fotografiami autorki, która uchwyciła na zdjęciach bohaterów swoich opowieści. Przy okazji Magda Lassota pokazała, jak naprawdę wygląda życie w bazie położonej na wysokości 5364 m n.p.m.

W cieniu Everestu Magda Lassota

Najwyższa kafejka internetowa świata

Wydawać by się mogło, że na wysokości, na jakiej znajduje się baza, dostęp do Internetu to tylko mrzonka. Nic bardziej mylnego – baza pod Everestem ma własny maszt postawiony na specjalnej górce. Jak łatwo się domyślić, jest to dobro luksusowe, bo kwoty, jakie trzeba zapłacić za transfer danych, przyprawiają o zawrót głowy: „Ceny internetu są kosmiczne: 1 GB – 50 dolarów, 2 GB – 75 dolarów, 5 GB – 45 dolarów, 10 GB – 200 dolarów. Everest Link, firma, która od kilku lat udostępnia w bazie internet, jest monopolistą i w związku z tym ustala ceny według własnego widzimisię”, pisze Magda Lassota.

Internet w bazie służy do wielu celów – jedni, jak autorka książki, znajdują się w tym miejscu, by zdawać relacje z tego, co dzieję się na wyprawie. Dziś zresztą niemal każdy wspinacz-amator ma swoje konto w mediach społecznościowych i kontaktuje się z fanami lub po prostu z rodziną: „W ciepłe dni, gdy przyjemnie świeci słońce, ludzie rozsiadają się wokół niebieskiego namiotu na wielkich kamieniach i szukają lepszego zasięgu. Im dalej od niego, tym trudniej jest połączyć się z domem. Kiedy jest zimno, ci, którzy dobrze się znają z chłopakami od internetu, Surezem i Pasangiem, mogą przycupnąć w przedsionku lub wejść do środka”, czytamy we „W cieniu Everestu”.

Autorka książki śmieje się, że namiot, w którym można wykupić pakiet internetu, a w chłodniejsze dni schronić się w przedsionku (jest tam w końcu najlepszy zasięg!) to „najwyżej położona kafejka świata”. Trudno nie przyznać jej racji.

W cieniu everestu namiot internetowy

Ile mierzy baza?

Ponad tysiąc osób. To liczba mieszkańców bazy pod Everestem w sezonie 2019. Trudno to sobie wyobrazić, skoro w Polsce jest wiele mniej liczebnych miejscowości. Magda Lassota podczas swojej wyprawy postanowiła sprawdzić, ile tak naprawdę mierzy baza? „Za początek uznaje się wielki głaz z przytwierdzoną do niego żółtą tabliczką z napisem ‘Welcome to Everest / Sagarmatha Base Camp’. Poniżej podana wysokość: 5364 m n.p.m. Za ten głaz turyści nie mają wstępu. Dalej mogą iść jedynie członkowie wypraw, tragarze i jaki, choć o tych ostatnich tabliczka nie wspomina”, opowiada Lassota. Autorka rozpoczęła marsz w górę i w dół po lodowcu, mijając kolejne namioty, strefy agencji i relacjonując to, co widzi.

Jedna z jej ciekawszych obserwacji była taka, że w większość namiotów rozbita została po lewej stronie drogi. Dlaczego tak się dzieje? Jak wszędzie – jeśli nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze: „Po prawej stronie drogi rozbite są nieliczne agencje. Znajdują się głównie na początku bazy – im dalej, tym bardziej droga zbliża się do lodowcowego strumyka, który z dnia na dzień coraz bardziej przypomina rzekę. Rozbite przy nim namioty należą ponoć do tańszych agencji, które nie zjawiły się w bazie wystarczająco wcześnie, żeby z dostępnych miejsc wybrać lepsze”, czytamy w książce.

Po zakończeniu wędrówki i dotarciu do najdalej położonego punktu, Magda Lassota spojrzała na zegarek, który wskazywał półtora kilometra i pół godziny marszu. Baza jest więc całkiem spora, ale nie ma sensu mierzyć jej szerokości, bo, jak czytamy w książce, „baza to długa kiszka wciśnięta między wysokie góry”.

W cieniu everestu baza

Jedyny taki szpital

„Taki namiot w bazie jest tylko jeden, więc nie da się go pomylić z żadnym innym. Znajduje się mniej więcej pośrodku bazy, nieco dalej od głównej drogi, w lodowcowym zagłębieniu, przez co trudno go znaleźć. Lekarzom to nie przeszkadza, raczej mają nadzieję, że dzięki temu będzie mniej pacjentów”. Tak Magda Lassota rozpoczyna w książce swoją opowieść o Everest ER, czyli najwyżej położonym szpitalu polowym na świecie. Jego wygląd daleko odbiega jednak od tego, co mamy przed oczami, myśląc o tradycyjnej placówce zdrowotnej.

„Za poczekalnią znajduje się część główna, a w niej tylko najpotrzebniejszy sprzęt: trzy biurka i trzy krzesła dla trójki lekarzy, trzy leżanki dla ich pacjentów, na leżankach śpiwory. Jest też kilka szafek z podstawowymi lekami, trochę specjalistycznej aparatury i dużo papierów. Działa ogrzewanie – źródło ciepła to palnik leżący na ziemi, połączony niebieskim gumowym wężykiem z butlą gazową” – w takich warunkach niesie się pomoc medyczną na wysokości 5364 m n.p.m.

Jak to działa? Wydaje się, że system opieki zdrowotnej jest dużo prostszy niż chociażby w krajach europejskich: „Każda agencja może się zarejestrować do szpitala, decyzję o rejestracji podejmuje jej szef. Za rejestrację płaci jednorazowo 100 dolarów od osoby, niezależnie od tego, czy klient będzie się leczyć, czy też nie. Ta kwota uprawnia do nieograniczonej liczby wizyt w szpitalu przez cały czas trwania wyprawy. Za leki każdy pacjent płaci sam. Pacjenci z niezarejestrowanych agencji płacą 75 dolarów za każdą wizytę, za leki również, według cennika. Te opłaty zwraca jednak ubezpieczyciel”.

Jest tylko jedna grupa, która nie płaci za wizytę w szpitalu – szerpowie z zarejestrowanych agencji. To oni pracują najciężej, to oni częściej niż inni narażają na szwank swoje zdrowie. Szpital polowy pod Everestem powstał właśnie z myślą o nich.

W cieniu everestu szpital

Życie w bazie i dziesiątki fascynujących historii

To tylko niektóre z górskich ciekawostek, jakie w książce „W cieniu Everestu” serwuje czytelnikom Magda Lassota. Opis życia w bazie to zaledwie niewielka część jej opowieści – autorka skupia się przede wszystkim na ludziach, których spotyka. I to właśnie o nich jest ta książka, stając się wyjątkowym reportażem dającym odpowiedź na pytanie, czy wyprawa na najwyższą górę świata nadal ma coś z romantyzmu, czy pozostaje już tylko czystym biznesem, który ma przynieść jak największe zyski, a himalaistom-amatorom zastrzyk adrenaliny, jakiego nie potrafią znaleźć niżej.