Format MTV Unplugged ma na całym świecie bardzo bogatą i wartą uwagi historię. Trudno w to uwierzyć, ale sesje „bez prądu” mają już ponad dwadzieścia lat i w czasie tych dwóch dekad dostaliśmy niezliczoną ilość zaskakujących ale mimo wszystko naprawdę znakomitych albumów. Trudno nie wspomnieć o „Unplugged” takich artystów jak Nirvana, Eric Clapton czy Bob Dylan. W Polsce niewielu artystów zdążyło do tej pory pojawić się w tym programie, ale ostatnie akustyczne koncerty Kayah, zespołu Hey czy Wilków pokazały że i u nas można zrobić coś niesamowitego. O tym że tak właśnie jest również w wypadku Kultu nikogo chyba nie trzeba przekonywać? Oto jak sami muzycy widzą swoje piosenki w wersjach „Unplugged”…

Kiedy pojawił się pomysł zrobienia materiału na „Unplugged”?

Pod koniec roku 2009. Kazik rozesłał do wszystkich sms’y z informacją, że będziemy grać koncert akustyczny i że trzeba zrobić próby. Nie wiedzieliśmy od samego początku, że to będzie płyta i DVD. Ta wiadomość dotarła do nas całkiem niedawno (śmiech).

Czyli po kilku latach ciszy, Kult wraca w pełnym natarciu. Nie boicie się „klęski urodzaju”?

Nie. Kilka lat nie było nic, potem „Hurra”, następnie „Suplement” który był zbiorem piosenek nie wykorzystanych i teraz „Unlpugged”… To chyba dobrze. Niektóre zespoły wydają płyty bardziej regularnie. Jak na Kult to chyba nie jest jakaś szczególna przesada…

Aranżacje akustyczne, jak bardzo się różnią od oryginalnych?

Niektóre bardzo, niektóre wcale. Podstawową różnicą jest oczywiście to, że gramy na akustycznych instrumentach i siłą rzeczy wszystko brzmi inaczej. Charakterystyczne jest to, że nie ma tu żadnych kompromisów pomiędzy wersjami akustycznymi i tymi z płyt. Albo jest kompletnie inaczej, albo identycznie tylko na innych instrumentach. Nie szukaliśmy żadnego środka. Nie robiliśmy nic na siłę…

A były takie kompozycje, które pomimo waszych chęci nie dały się przerobić na akustyczne?

Oczywiście! Były i dlatego w efekcie odpadły. Nie chcieliśmy grać numerów, które w wersji „bez prądu” nie mają sensu. Dlatego wszystko wszyło bardzo naturalnie…

Na niektórych koncertach z serii „Unplugged” artyści pozwalali sobie na mały odjazd i wykorzystanie instrumentów nietypowych czy wręcz dziwnych. Jakieś kobzy, piszczałki, trąby itp. Czy u was pojawiły się jakieś tego typu dziwne zjawiska?

Tak. Fortepian (śmiech). Wiesz, niektóre instrumenty mogą być zupełnie zwyczajne, tylko akurat dla Kultu są bardzo nietypowe. Kolega obiecał na przykład zagrać na bąku (śmiech). To w jego stornach bardzo popularny instrument…

Wspomnieliście o próbach do koncertu Unplugged. Udało się znaleźć na nie czas zważywszy na konieczność przygotowania i ogrania materiału na „Hurra”?

Jakoś się udało. Nasz stały repertuar mam tak opanowany, że nie musimy grać prób między koncertami. Skupiliśmy się więc na tych wersjach akustycznych i pracowaliśmy bardzo uczciwie. Czasami próby trwały nawet cały dzień. Mieliśmy wycisk jak chop w kopalni (śmiech).

Trudno było się przestawić na nowy tor myślenia o muzyce?

Nie jesteśmy zespołem ludzi z jakimś ogromnym wykształceniem muzycznym, nie gramy w wielkich orkiestrach, nasza muzyka nie opiera się na jakieś niespotykanej precyzji wykonawczej czy wirtuozerii. Ten zespół powstał na zasadzie wspólnego pomysłu kolegów, którzy na samym początku kompletnie nie umieli na niczym grać. Wszystkiego się uczyliśmy od podstaw. Jesteśmy więc przyzwyczajeni do tego typu wyzwań i tak trzeba na to patrzeć…

To kto miał największy problem z tymi aranżacjami?

Na pewno nie dęciaki. Oni mieli spokój. Raczej gitarzyści musieli się nauczyć wszystkiego od nowa. Bas akustyczny, to na pewno spore wyzwanie. Perkusista musiał nauczyć się grać na mniejszym zestawie i do tego ciszej. Janek musiał przestawić się na fortepian. W niektórych piosenkach trzeba było przełożyć partie organów na właśnie fortepian i trochę pracy to kosztowało.

Planujecie powtórzenie tego akustycznego koncertu? Może jakaś trasa po Polsce w takiej nowej formule?

Myślimy o tym, kto wie, może się tak zdarzy. Szkoda byłoby zmarnować ten materiał na tylko jeden występ. Może w sezonie zimowym spróbujemy do tego wrócić. Problem polega na tym, że ten materiał nie wszędzie da się zagrać tak, żeby odpowiednio zabrzmiał, potrzebne są odpowiednie sale, tak jak chociażby Och Teatr. W plenerze „bez prądu” raczej nie zagramy… Ale na pewno chcielibyśmy pokazać to większej publiczności.

Od początku wiedzieliście w ilu wersjach pojawi się album Kult „Unplugged”?

To wiedział tylko Sławek Pietrzak, ale zaplanował całość bardzo konkretnie bo jest zarówno pojedyncza płyta, pojedyncze DVD, płyta w pakiecie z DVD, Blue Ray i album w wersji winylowej czyli wszystko co można sobie wymarzyć. Chyba tylko oprócz gry na playstation (śmiech).

A tak zupełnie poza wszystkim, fajnie się gra te piosenki w akustycznych wersjach? Dobrze się tym bawicie?

Jakby nie trzeba było grać tego na koncertach to nawet jeszcze lepiej (śmiech). Na pewno jest to dość trudne, wymaga większego skupienia bo tu wszystko słychać, żadnego błędu się nie ukryje, nie można za bardzo poszaleć. To jest jednak wyzwanie, ale ogólnie bardzo fajnie!

Rozmawiał
Piotr Miecznikowski