Miłość, pasja, prawda i samotność to cztery pory roku według Blue Cafe
wkomponowane w płytę grupy zatytułowaną "Four Seasons". Paweł
Rurak-Sokal i Dominika Gawęda opowiadają o nowych barwach muzycznych
zespołu tuż po premierze najnowszego albumu.
Dominika Gawęda - wokal i chórki, Marta Gawęda - chórki, Zespół Gawęda - chórek dziecięcy... To wszystko rodzina?:)
Dominika Gawęda: Oczywiście, że tak! Moja siostra to moja rodzina. A zespół Gawęda to czysty przypadek, ale trzeba przyznać, że ładnie się to wkomponowało w całą resztę (śmiech).
Paweł Rurak-Sokal: Myślę, że nie ma przypadków...
DG: Myślisz, że to zrządzenie losu?
PRS: A czemu zespół Gawęda nie miałby nagrać z nami jednego utworu? Było nam bardzo miło. Pomyślałem sobie tak: skoro jest jedna Gawęda, druga Gawęda... A właśnie, Dominiko, macie braciszka?
DM: Nie.
PRS: Szkoda, może byłby świetnym raperem. Tak więc pomyślałem: czemu nie zespół Gawęda? Poprosiłem naszą menadżerkę Kamilę Sowińską, żeby sprawdziła, czy Gawęda jeszcze istnieje. Oczywiście istnieje, ma się dobrze, więc zaprosiliśmy ich do nagrań.
A propos menadżerki - to chyba jedna z nielicznych, które śpiewają w chórkach.
DG: Jest wyjątkowa pod wieloma względami.
PRS: Kamila jest po klasie altówki w Akademii Muzycznej, dobrze śpiewa, a do tego jest jeszcze świetnym menadżerem.
Wracając do Marty Gawędy - siostra śpiewała gdzieś wcześniej, czy zaczęła od występów w chórkach Blue Cafe?
DG: Zaczęła śpiewać w momencie, gdy Paweł poprosił ją o nadesłanie dema. Pomogłam jej w tym, a dalszy ciąg historii jest znany.
PRS: Pomyślałem sobie: jeju, przecież jest genetyka, prawda? Skoro Dominika tak świetnie śpiewa i ma siostrę... Zaprosiłem rodziców i siostrę Dominiki Martę do Łodzi i mówię tak: słuchajcie, niedaleko spada jabłko od jabłoni. Marto, proszę cię, zrób to dla mnie, nagraj w studiu dwa-trzy utwory. Nagrała. Rewelacja. Zupełnie inna barwa niż u Dominiki, nie ma żadnego podobieństwa. Potem doszło do incydentu, który się nazywał założeniem zespołu Cardamonn i występem w Opolu.
DG: A czy będzie śpiewać? W tej chwili jest na etapie edukacji, ponieważ po wakacjach rozpoczyna klasę maturalną. Popieram ją, podobnie jak cała rodzina, w tym, co sobie postanowiła: że teraz najlepiej będzie, jeśli zajmie się nauką i skończy szkołę. Przerywanie tego w trakcie nie jest dobre, wiem o tym z doświadczenia.
PRS: Śpiewanie to nie jest takie ad hoc: teraz będę śpiewać. To musi być przemyślane. Trzeba wiedzieć, jaką muzykę pisać Marcie, czego ona chce, w czym będzie się dobrze czuła. Na razie się uczy, a występ w Opolu to było doświadczenie, z którym sobie świetnie poradziła. To bardzo młoda dziewczyna. Myślę, że za jakiś czas wrócimy do tematu.
Skąd bierze się u tak młodej osoby potrzeba pisania tekstów o przemijaniu?
DG: Jestem jeszcze bardzo młoda, ale nie poradzę nic na to, co czuję (śmiech). Uważam, że należy dawać z siebie jak najwięcej. Jesteśmy artystami, występujemy na scenie, spotykamy się z ludźmi, którym dajemy muzykę i najważniejsze, żeby to było jak najbardziej prawdziwe. Utwór „Czas nie będzie czekał” to mój pomysł na tekst, natomiast napisał go w języku polskim Andrzej Ignatowski, zresztą zrobił to znakomicie. Myślisz, że reszta utworów też jest o przemijaniu?
Trochę tak. Jest w tych piosenkach sporo dojrzałych przemyśleń, choćby o traceniu wolności w piosence „Freedom”...
DG: Po prostu tak czuję i chcę o tym pisać. Cieszę się, że teraz miałam okazję napisać teksty do większości piosenek na płycie.
PRS: Kiedy wchodzi się w materię sztuki, powinno się być wrażliwym i bez względu na to, czy ma się 17 lat czy 20, te inklinacje już są. Uważam, że Dominika ma inklinacje do patrzenia na to, czego nie widać, do obserwowania świata, do odróżniania gówna od twarogu. To jest proces...
DG: Jeszcze się uczę.
PRS: Ale te teksty są już mocne i głębokie, a ja tylko mogę się z tego cieszyć.
DG: Pisanie tekstów było dla mnie dużym wyzwaniem, bo Paweł postawił poprzeczkę bardzo wysoko. Kompozycje na tej płycie są na wysokim poziomie i nie zasługiwały na to, by mieć proste teksty. Pracujemy w ten sposób, że Paweł komponuje, ja piszę słowa do gotowej muzyki, a Paweł je akceptuje bądź nie. Pracujemy nad tym wspólnie. Jeśli chodzi o treść Paweł czasami coś podpowiada, najczęściej prosi, żeby coś brzmiało inaczej.
PRS: Utwory są jak dzieci, które muszą być w coś ubrane, w tym przypadku w warstwę literacką. Jeżeli na przykład jest zima, a Dominika pisze, że dziecko ma chodzić w trampkach, wtedy mówię, że trampki trochę do zimy nie pasują.
DG: Dobre porównanie!
PRS: Doszło między nami do porozumienia muzyczno-literackiego. Dla mnie te teksty są bardzo ważne, ponieważ dają piosenkom dodatkowy ładunek emocjonalny.
Większość tekstów powstała w języku angielskim. To ze względu na brzmienie?
PRS: Tak. Kiedy piszesz utwór, od razu słyszysz, w jakim języku jest zaśpiewany. Na przykład „Czas nie będzie czekał”... Kiedy go napisałem, pomyślałem, że będzie świetnie brzmiał po polsku. Są utwory, w których 50% traci się ze względu na język, który do nich nie pasuje. Ale na przykład nie wyobrażam sobie piosenek Grechuty czy Demarczyk po angielsku.
Dominice udało się przełamać stereotyp Blue Cafe śpiewającego tylko w języku angielskim i myślę, że na naszych płytach będzie coraz więcej polskich tekstów.
Całą płytę można by określić jako popową, choć rozrzut gatunkowy jest olbrzymi. Nawet plastyczna strona okładki prezentuje to zróżnicowanie: kwiaty stylizowane na secesję, cztery chińskie znaki na froncie...
DG: ... które symbolizują tytułowe cztery pory roku...
PRS: Muzyka i teksty to jedno, ale jest też sztab ludzi, którzy nad tym pracują.
A wy mieliście wpływ na wygląd okładki?
PRS: Wszyscy mamy na wszystko wpływ, ponieważ się konsultujemy. W tym przypadku doskonale się rozumieliśmy, okładka jest odbiciem intencji muzycznych na tej płycie.
Jeden z najbardziej zaskakujących utworów: tytułowy a zarazem finałowy „Four Seasons” to psychodelia z wokalem przypominającym sposób śpiewania Elisabeth Fraser z Cocteau Twins. Skąd taka piosenka na popowej płycie?
PRS: Od piątego roku życia gram na skrzypcach, przeszedłem wszystkie etapy kariery skrzypka: jeździłem po świecie, koncertowałem w filharmoniach, grałem solo i w zespołach kameralnych. Jak powiedział Miles Davis: jeśli nie znasz Bacha, to nie zabieraj się za komponowanie, bo coś stracisz i czegoś nie przekażesz. Mnie dane było poznać muzykę klasyczną, co otwiera szerokie horyzonty, diapazon do czerpania.
Dedykowałem tę płytę wszystkim kobietom, które kochają i chcą być kochane, a ostatni utwór świadomie został napisany symfonicznie. Ma odnosić się do jednej kobiety, która zawiera w sobie wszystkie kobiety świata: jej płacz i żal, krzyk tęsknoty. Myślę, że dlatego ten utwór jest taki mocny.
Dlatego jest zaśpiewany na odwrót? Takie są kobiety?
PRS: Tak! Myślę, że kobiety mają przewagę nad nami, facetami, ponieważ łatwiej okazują swoje uczucia i emocje. Poza tym są bogatsze o jedno doświadczenie, którego my nie znamy: o macierzyństwo.
Tekst piosenki został śpiewany od tyłu, czy nagranie zostało w ten sposób zmiksowane?
PRS: To nasza słodka tajemnica! (śmiech) Puszczenie wokalu od tyłu byłoby zbyt proste.
DG: Ciekawostka, która wiąże się z tytułowym utworem: żeby przeczytać tekst piosenki zamieszczony na płycie, trzeba sięgnąć po lustro, ponieważ jest to rodzaj szyfru. Warto to zrobić, bo tekst jest bardzo ciekawy.
PRS: Kobiety są drugą stroną księżyca.
„Four Seasons” - jak ma się cała ta płyta do Vivaldiego?
PRS: Parafrazując Kantora, który powiedział coś takiego na temat Witkacego: z tymi wielkimi mogę co najwyżej grać w karty. To byli geniusze. Teraz są komputery, można wszystko poprawić. Kiedyś mieli do dyspozycji tylko gęsie pióro, atrament i świeczkę, a całą muzykę w swoich głowach. Ale można znaleźć pewne odniesienia na tej płycie. I do Vivaldiego, i do Corellego, i do Bacha.
Zdecydowanie barok?
PRS: Tak. Cały czas.
Jak to było z utworem „Freedom”? Kiedy słuchałam go po raz pierwszy, jeszcze nie znając tytułu, miałam wrażenie, że słyszę nie „freedom”, lecz Frida. Skojarzenie z Fridą Kahlo dzięki latynoskiej muzyce było natychmiastowe.
DG: (klaszcząc w dłonie) Bardzo się z tego cieszymy, chcieliśmy uzyskać właśnie taki efekt, kiedy zamiast słowa „freedom” - „wolność” słyszy się Frida. „Where is my Frida?” Co do dedykacji: to ja zainspirowałam się brzmieniem gitary, to taki meksykański klimat.
PRS: Postać Fridy jest niesamowita. Wielka siła, mimo ogromnego dramatu.
DG: Tu znowu pojawia się wielka siła kobiet.
PRS: Myślę, że wielu facetów by padło, a ona walczyła do końca.
DG: Była bardzo samotna w swoim cierpieniu fizycznym i psychicznym, ale mimo to potrafiła zachować radość i uśmiech do końca. Jednak tuż przed śmiercią napisała, że ma nadzieję, że więcej tu nie wróci.
PRS: Ale nasza płyta nie wiąże się ze smutkiem, lecz raczej z odcieniami duszy.
Miłość, pasja, prawda i samotność - to są te cztery najważniejsze w życiu rzeczy?
DG: Można powiedzieć, że w pewnym sensie jest to motto płyty.
PRS: Myślę, że tak. W miłości są radości i upadki, pasja napędza cię i pozwala przetrwać, prawda to jest to, czego szukasz i właściwie cały czas szukasz odpowiedzi...
DG: ... i wreszcie samotność oraz jej różne odcienie, te lepsze i gorsze. Samotność, w którą chcemy uciekać od zgiełku i od ludzi, którzy zakładają maski na twarz i samotność bardzo smutna, kiedy czujemy się sami nawet, gdy jesteśmy z kimś. Fajne jest to, że ta płyta jest uniwersalna, każdy może na niej znaleźć coś dla siebie.
PRS: Tym razem zupełnie zmieniłem aranżacje. Przede wszystkim zrezygnowałem z przesyconych aranży, które były na poprzednich płytach. Wyeksponowałem warstwę gitarową, dzięki czemu uzyskałem większą klarowność, oraz wokal Dominiki. Sekcję dętych trochę wycofałem. Oczywiście są one nadal, ale już nie tak ekspansywne jak na poprzednich płytach.
DG: Możliwe, że w pewnym momencie u wielu ludzi nastąpił przesyt takimi aranżami. Teraz mamy oddech.
Czy to znaczy, że zmierzacie w stronę kameralności w stylu, powiedzmy, Norah Jones?
PRS: To jest różnie, akurat ta płyta taka jest: bardzo osobista. Przychodzi pewien wiek, mówię teraz o sobie, kiedy zaczynasz zadawać pytania, na które często nie ma odpowiedzi. Ta nostalgia, a właściwie tęcza duszy, znalazła się na naszej płycie. Ale niewykluczone, że kiedy ukaże się nowa płyta, może będzie całkowitym zaprzeczeniem tego albumu. Być może obudzimy w sobie demony uzewnętrzniające inne emocje.
Czy „Four Seasons” jest dla was krokiem do prawdy, którą wymieniacie jako motto płyty?
DG: Mamy nadzieję, że tak to zostanie przez naszych fanów i ludzi, którzy kupią płytę, odebrane. Mamy taki czas, że muzyka znika, ważniejsze są inne rzeczy, choćby show, to on teraz przyciąga wzrok i słuch. Ale wierzymy w to, co robimy i wierzymy, że przyjdą czasy, może trochę temu pomagamy, kiedy muzyka będzie znowu na pierwszym miejscu.
PRS: Oczywiście można zrobić płytę stricte komercyjną, zarobić pieniądze...
DG: ... i nie ma w tym nic złego...
PRS: ... ale nie o to chodzi. Powstaje dużo, dużo, dużo wszystkiego, ale jest miałkie, to tylko zamydlanie rzeczywistości. My chcieliśmy zrobić płytę, która sprowokuje do zatrzymania, posłuchania... Uważam, że rację bytu zaczyna mieć teraz pewnego rodzaju sacrum. To się dzieje. Otrzymujemy ostatnio mnóstwo maili, w których ludzie piszą o tym, co się u nich dzieje: że się rozstają, że kogoś stracili, o przemijaniu, miłości... To jest niezwykłe.
DG: Cieszymy się, że jest taki dobry odbiór. W powietrzu wisi naprawdę bardzo pozytywna energia.
W jakim stopniu głos Dominiki spowodował, że zmieniła się stylistyka muzyczna Blue Cafe?
PRS: Można powiedzieć, że to jest nowe Blue Cafe. Oczywiście nie deprecjonując tych siedmiu lat, które były wcześniej z Tatianą, bo były znakomite, ale było to coś zupełnie innego. Teraz jest nowe Blue Cafe sprowokowane głosem Dominiki. Komponując muzykę musisz bardzo dobrze czuć osobę, dla której piszesz. Nigdy nie komponowałem dla samych kompozycji. Obserwowałem, patrzyłem, rozmawiałem...
DG: Paweł potrafi się naprawdę wczuć w osobę, dla której pisze.
Empatia przy komponowaniu?
PRS: Dokładnie tak! Jeśli masz klucz do osoby, która będzie wykonywała piosenkę, wtedy się to udaje. Myślę, że na tej płycie udało się. Dominika z tęczą barw głosu jest w stanie zaśpiewać różne utwory i wchodzić w różne nastroje.
DG: Myślę, że możemy pójść nawet dalej. Wielu rzeczy chciałabym jeszcze spróbować. Bardzo wiele przede mną. Ale to wielkie szczęście, gdy ma się kogoś, jak ja Pawła, kto potrafi wyczuć drugą osobę i napisać taką melodię, że w czasie śpiewania ma się wrażenie, jakby śpiewało się tę piosenkę już kiedyś wcześniej. Czuję to tak, jakbym ten nowy utwór znała od dawna.
PRS: To trochę jak z szewcem, który szyje buty na miarę. Można kupić buty, które są szyte dla każdego. Ale jednak szewc dopasowuje ci buty do stopy i wtedy czujesz, że one są tylko twoje.
Czy takie wspólne tworzenie pomaga trochę oszukać samotność?
PRS: Uważam, że samotności nie można oszukać.
DG: Można ją oszukiwać na różne sposoby, ale ona zawsze wraca.
PRS: Łatwiej jest być samotnym, jeśli masz pasję, możesz w nią uciec i skryć się chociaż na chwilę.
Rozmawiała Magdalena Walusiak
Zapraszamy na spotkanie z zespołem Blue Cafe
21 kwietnia, godz. 17:00
empik Warszawa, ul. Nowy Świat 15/17
Komentarze (0)