Akademia nominowała „Zimną wojnę” w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny, Paweł Pawlikowski może zostać najlepszym reżyserem, a Łukasz Żal zostać wyróżniony za zdjęcia.

To druga nominacja polskiego operatora, który w 2015 roku razem z Ryszardem Lenczewskim miał szansę na nagrodę za zdjęcia do „Idy”, która ostatecznie okazała się najlepszym filmem nieanglojęzycznym. Był to największy sukces Polaków w historii Oscarów. Teraz ma szansę zostać pobity.
 

 

 

Sztuka i promocja

Nie ulega wątpliwości, że Oscar dla „Idy” dał Polsce wiarę w to, że stać nas na międzynarodowe sukcesy, nawet gdy chodzi o najważniejsze nagrody w branży. W efekcie w kampanię promocyjną „Zimnej wojny” za granicą zainwestowano ogromne pieniądze. W Los Angeles plakaty i bilbordy były w każdej dzielnicy, a wieczorne spotkania z Joanną Kulig odbywały się w najważniejszych w Mieście Aniołów miejscach, np. w kinie Arclight w Hollywood, gdzie Q&A po „Zimnej wojnie” trwało równolegle ze spotkaniem z Nicole Kidman, która promowała film „Destroyer” Karyn Kusamy. Trzy nominacje dla Polski to bez wątpienia zasługa świetnego filmu, ale i intensywnej kampanii reklamowej. Kiedy w grudniu spotkałem się na dniu prasowym serialu HBO „Detektyw” z wierchuszką kalifornijskiej krytyki, o „Zimną wojnę” pytali mnie wszyscy.

Wtedy rozmawialiśmy także o „Komunii” Anny Zameckiej, która trafiła na tzw. shortlistę, ale finalnie nie dostała nominacji. Szkoda, bo tegorocznego gala zapowiada się pod hasłem walki o wrażliwość, empatię, otwartość, tolerancję i realizowanie siebie, czyli o wszystko to, co reprezentuje sobą „Komunia”.

 

„Roma” – największy konkurent „Zimnej wojny”

Za największego konkurenta „Zimnej wojny” należy uznać „Romę” Alfonso Cuaróna, i to we wszystkich kategoriach. Łącznie obraz Meksykanina ma szansę aż na dziesięć statuetek. Tylko „Faworyta” greckiego mistrza Yorgosa Lanthimosa zdobyła taką samą liczbę nominacji. Każdy z tych obrazów dotyka historii, ale każdy w zupełnie inny sposób.
W centrum stoi kobieta - u Pawlikowskiego Zula Joanny Kulig po prostu rozsadza ekran, u Cuaróna u podstaw scenariusza stanęła niania reżysera, która żyje w swoistej schizofrenii - niby jest częścią rodziny, u której pracuje, a niby jest tylko wykonawcą tej rodziny woli, zaś u Lanthimosa dwie kobiety - księżna i jej zubożała kuzynka rywalizują o względy królowej na XVII-wiecznym brytyjskim tronie. To zupełnie nowy rodzaj kina historycznego, patrzący na przeszłość z perspektywy kobiet, które same o sobie stanowią, nie cofają się przed niczym, dla dobra sprawy gotowe są na największe poświęcenia.
Dlatego tak ciekawie zapowiada się w tym roku pojedynek aktorek, nominowane są bowiem i Yalitza Aparicio i Marina de Tavira za „Romę”, i Olivia Colman, Emma Stone i Rachel Weisz za „Faworytę”.

To będzie ekscytująca rywalizacja na miarę starcia dwóch aktorów, którzy na potrzeby roli przeszli swoistą przemianę fizyczną. Rami Malek do kreacji w „Bohemian Rhapsody” wykrzywił sobie chirurgicznie zęby, żeby jak najbardziej upodobnić się do Freddy’ego Mercury’ego. Z kolei Christian Bale swoją idealną klatkę piersiową, którą podziwialiśmy nie tylko w Batmanach, zamienił na złogi tłuszczu. Na potrzeby roli Dicka Chaneya, wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, przytył ponad 30 kg. Akademia kocha takie metamorfozy, więc rozstrzygnięcie, która jest wartościowsza będzie istotnym elementem gali.

 

Kino społecznego niepokoju

Tak samo jak decyzja w najważniejszej kategorii, bo o Oscara dla filmu ubiegają się tytuły, który narobiły w kinach sporego zamieszania nie tylko ze względu na jakość wykonania, ale i społeczny oddźwięk. Mamy bowiem aż trzy filmy, które w oryginalny sposób patrzą na kwestię rasy. „Green Book” to komedia o napięciach rasowych, „Czarne bractwo. BlacKkKlansman” - kryminał o przenikaniu detektywów do struktur Ku Klux Klanu, zaś „Czarna Pantera” to superbohaterski blockbuster. Po sukcesie „Moonlight” wiemy już, że obecność tego typu filmów to nie efekt politpoprawności. Każdy z nich to realny kandydat, który ma takie same szanse na nagrodę jak „Faworyta”, „Roma”, „Vice”, „Bohemian Rhapsody” czy „Narodziny gwiazdy” - jeden z najbardziej feministycznych filmów ubiegłego roku ze wspaniałymi kreacjami Lady Gagi i Bradleya Coopera (oboje nominowani w kategoriach aktorskich) i porywającą muzyką (tu nagroda wydaje się zapewniona).

 

Jedno jest pewne - to będzie fascynująca gala, nie tylko dla Polaków! Zwycięzców poznamy w nocy z 24 na 25 lutego.