Film „Rysa” Michała Rosy, jak rzadko, daje widzowi możliwość samodzielnego myślenia. To cenna wartość we współczesnym kinie, gdzie na ogół dosyć szczodrze funduje się odbiorcy gotową interpretację dzieła, nie pozostawiając pola do domysłów i własnej oceny opisanych zdarzeń. Pewnie po to, żeby się biedny widz zbytnio nie zmęczył myśleniem.

Kameralna opowieść rozgrywająca się między parą małżonków (znakomici Jadwiga Jankowska - Cieślak i Krzysztof Stroiński), okraszona dyskretną muzyką Stanisława Radwana, już od pierwszych sekwencji magnetycznie przykuwa uwagę.  To film niełatwy, zmuszający do postawienia wielu pytań, na które widz sam musi znaleźć odpowiedź. Ale właśnie z tego powodu taki fascynujący.

„Niepewność” jest słowem chyba najtrafniej opisującym klimat dzieła Michała Rosy. W jej meandrach błądzi zarówno główna bohaterka, jak i obserwujący jej szamotaninę widzowie. Reżyser pozostawia dyskretne tropy, subtelne sygnały, małe kawałeczki układanki, które można różnie interpretować i tworzyć z nich całość dla każdego inną.

Para głównych bohaterów - Joanna i Jan - są udanym małżeństwem z kilkudziesięcioletnim stażem i inteligenckim rodowodem. Po obejrzeniu programu telewizyjnego dotyczącego inwigilacji w czasach PRL-u, kobieta, mimo początkowej niewiary, zaczyna podejrzewać, że jej mąż jest byłym agentem SB, który ożenił się z nią na polecenie swoich mocodawców, ponieważ jej ojciec był znanym opozycjonistą.
Joanna zaczyna więc w tej sprawie prowadzić własne dochodzenie. Jeśli jednak ktoś spodziewałby się, że w filmie otrzyma ostateczną odpowiedź rozstrzygającą wątpliwości głównej bohaterki w tę, czy inną stronę, ten srodze się zawiedzie.

Każdy dostanie taką odpowiedź jaką sobie sam wykoncypuje. Mało rzeczy w filmie Rosy jest ukazanych wprost. Odbiorca, podobnie jak Joanna, czuje się zagubiony i nie wie jak rozwikłać zagadkę. Nie wie, czy Janek naprawdę był agentem i ożenił się, bo takie otrzymał zadanie, czy może jest to tylko zwykła pomyłka? Nie dostanie jednak jednoznacznej, gotowej  odpowiedzi na to pytanie. Może natomiast wyrobić sobie na ten temat własne zdanie.
Na tym właśnie polega wielkość tego filmu.
Joanna ostatecznie dokonuje wyboru, widz może się z nią zgodzić, ale może też uznać, że się pomyliła.

Film Michała Rosy nie jest też właściwie głosem w ciągnącej się od wielu miesięcy publicznej dyskusji na temat lustracji. Nie opowiada się bowiem jednoznacznie po żadnej ze stron burzliwego sporu pod hasłem: lustrować, czy nie. Daje natomiast odbiorcy możliwość przemyślenia tej sprawy kolejny raz i (bardzo przewrotnie) uznania tego obrazu za potwierdzenie swoich przekonań, niezależnie od tego jakie by one nie były w tej kwestii.

„Rysa” jest też znakomitym studium psychologicznym. Kryzys małżeński, utrata zaufania, zwątpienie, strach, gniew, to w jaki sposób małżonkowie reagują na przerastające ich problemy (czy jest to depresja, czy dolegliwości natury fizycznej) - wszystko ukazane jest w bardzo ludzki, bardzo przekonujący sposób. Co zresztą w dużej mierze jest zasługą wcielających się w główne postacie aktorów.

„Rysa” bez wątpienia jest filmem zasługującym na najwyższą uwagę. I dosłownie i w przenośni.

„Rysa”, reżyseria Michał Rosa
W filmie, obok Krzysztofa Stroińskiego i Jadwigi Jankowskiej-Cieślak, występują Kinga Preis, Jerzy Nowak, Ewa Telega, Ryszard Filipski, Teresa Marczewska i Jerzy Schejbal. Autorem zdjęć do filmu, które w całości zrealizowano w Krakowie, jest Marcin Koszałka, muzykę napisał Stanisław Radwan.

Film w kinach od 19 września.

Iza Jarska