Paulina Stanaszek: Gdy słyszymy o Wenecji, myślimy o gondolach i karnawale. A z czym wam kojarzy się to miejsce?
- Beata Pomykalska: Z niesamowitą historią i ogromnym wpływem na losy Europy, a może i całego świata.
- Paweł Pomykalski: Mnie się kojarzy z miastem na wodzie, gdzie zamiast samochodów są łódki i oczywiście z niesamowitą sztuką.
Ile razy odwiedziliście Wenecję, zanim zdecydowaliście się napisać o niej książkę?
- Paweł: Kilkanaście razy. Zaczynaliśmy paręnaście lat temu od jednodniowych wycieczek.
- Beata: A potem postanowiliśmy pojechać na cztery dni, bo wydawało nam się, że tyle wystarczy, żeby wszystko zobaczyć. Było to oczywiście niemożliwe do zrealizowania, więc postanowiliśmy odwiedzać Wenecję każdego roku na tydzień. Te podróże trwały ponad dekadę. Dopiero w tym roku definitywnie zakończyliśmy zwiedzanie i możemy powiedzieć, że odwiedziliśmy każdy kąt, wszystkie galerie, muzea oraz świątynie.
Piszecie, że Wenecja to najbardziej nieodkryte miasto, pomimo rzeszy odwiedzających turystów. Krytykujecie typowe turystyczne aktywności jak płynięcie gondolą, dlaczego?
- Paweł: Rzeczywiście w naszej książce pojawiła się krytyka, a to dlatego, że Wenecja jest pewnego rodzaju podróżniczą modą, miejscem do „odhaczenia”. Przyjeżdża tam masa ludzi, która wrzuca zdjęcie na Instagrama, nie rozumiejąc, gdzie jest i po co tu przyjechała. Ludzie odwiedzają trzy instagramowe miejsca z weneckiego „must see” i blokują możliwość zobaczenia jej osobom, które naprawdę chcą ją poznać.
Most Rialto / fot. Paweł Pomykalski
W jaki sposób „blokują” to miejsce?
- Paweł: Na przykład przez robienie tłumu czy windowanie cen. Wiele osób traktuje Wenecję jak lunapark – przyjeżdżają popływać gondolą, zerknąć na kilka tomowych miejsc i pohałasować, a potem odjeżdżają. To nas boli, bo Wenecja zasługuje na dużo lepsze traktowanie. Przez swoje położenie ma wiele ograniczeń. To nie jest Paryż czy Londyn, tylko dużo bardziej ograniczona przestrzeń. Dlatego od lat promujemy świadomą turystykę, żeby jak najmniej szkodzić miejscom, które się odwiedza, a jak najwięcej się o nich dowiadywać.
- Beata: Jeśli do miasta liczącego 50 tysięcy mieszkańców w sezonie na jeden dzień wpada około 100-150 tysięcy turystów, jest to ze szkodą dla osób, które faktycznie chcą to miejsce zwiedzić, dla mieszkańców, którym trudno funkcjonować w tłumie i oczywiście dla samej Wenecji, której prawdziwe dziedzictwo pozostaje nieodkryte. Turyści odwiedzają najczęściej 15% tego, co można zobaczyć, dlatego zachęcamy do posezonowej podróży.
Według danych jest to nawet 20 milionów turystów rocznie. W książce wspominacie, że ma to negatywny wpływ na przyrodę, kulturę i mieszkańców Wenecji, których nie stać na życie w tym miejscu. Myślicie, że można znaleźć równowagę między turystyką a zachowaniem autentyczności tego miasta?
- Paweł: Wydaje mi się, że nie. Wenecja jest sama winna tej sytuacji. W tym miejscu wymyślono masową turystykę. Była pierwszym miastem, do którego masowo przyjeżdżali podróżnicy z Europy już w XVIII wieku, tylko po to, żeby je zobaczyć. Tam powstawały pierwsze hotele na dużą skalę. Stąd wzięło się też malarstwo wedutowe, czyli słynne widoki z Wenecji, ówczesne „pocztówki” zabierane do domu na pamiątkę i pokazywane innym ludziom.
- Beata: Potem w latach 30. pojawił się festiwal filmowy. Wenecja stała się miejscem, które przebiło się do mediów jako centrum kultury. Po II wojnie światowej kształtuje się współczesna turystyka, choć jeszcze nie na masową skalę. Do obecnej sytuacji doprowadził rozwój linii lotniczych i tanich lotów oraz pojawienie się wielkich statków wycieczkowych, które zawijają do portu, zostawiają tam masę osób na zaledwie kilka godzin, a potem wypływają.
Pałac Dożów / fot. Paweł Pomykalski
Co myślicie o niedawno wprowadzonym przez władze miasta programie pilotażowym, wymagającym opłaty za wstęp dla jednodniowych turystów?
- Paweł: Pierwsze dane wskazują, że nie rozwiązuje on problemu. Co więcej, jest jeszcze gorzej, niż przed jego wprowadzeniem. Po pierwszych trzech weekendach okazało się, że analogicznie rok do roku mamy 5-8% więcej turystów, choć w zeszłym roku tego programu jeszcze nie było. A pamiętajmy, że na razie system działa bez limitu osób, trzeba kupić w sezonie bilet za 5 euro i gotowe.
- Beata: Limity mają być wprowadzone w przyszłym roku. To będzie prawdziwy sprawdzian dla systemu i wtedy zobaczymy, czy te ograniczenia będą respektowane.
Zmiany klimatyczne i podnoszenie się poziomu morza stanowią realne zagrożenie dla Wenecji. Szacuje się, że to miasto może zostać całkowicie zalane do 2100 roku. Jakie działania podejmują władze? Zauważyliście jakieś inicjatywy, będąc na miejscu?
- Paweł: W Wenecji bardzo dużo się o tym mówi, bo jest ona bezpośrednio narażona na efekt zmian klimatycznych. Częstotliwość zalewania Wenecji podczas wysokich przypływów jest znacznie większa w ostatnich 50 latach niż była przez tysiąc lat prowadzenia rejestru. Podjęto pewne działania, np. stworzono system Mojżesz, czyli zapory, które można podnieść w momencie bardzo niekorzystnych warunków, gdy woda może zalać Wenecję na nawet 1,5 metra. I choć poziom wody dzięki nim nie podnosi się aż tak bardzo, ma to negatywne konsekwencje dla laguny, w której woda się nie wymienia. Długo zastanawiano się nad tym rozwiązaniem i obecnie zapora jest podnoszona tylko w przypadku bardzo niebezpiecznego poziomu wody, dlatego wciąż dochodzi do mniejszych wpływów.
- Beata: A gdy miasto jest zalane, to służby miejskie działają błyskawicznie – rozkładają pomosty, po których można bezpiecznie przejść.
- Paweł: Jeśli zmiany klimatyczne będą postępowały w takim tempie, jak obecnie, nic Wenecji nie uratuje. Wykorzystanie systemu Mojżesz na stałe, choć pomoże uniknąć zalania, doprowadzi do katastrofy ekologicznej w lagunie. Zatem przed światem i Wenecją spore wyzwanie.
Kiedy najlepiej wybrać się do Wenecji i na ile dni, by móc poznać to miejsce jak najlepiej?
- Paweł: Możemy być mało obiektywni w tej kwestii <śmiech>. Myślę, że osoba, która nie jest zakochana w Wenecji tak jak my, powinna pojechać na 5-7 dni, żeby odwiedzić zarówno topowe, jaki i mniej znane miejsca i poczuć ten wyjątkowy klimat. Polecamy wyjazd poza sezonem, z naszych obserwacji wynika, że najniższy sezon z najmniejszą liczbą turystów to okres po święcie Trzech Króli i przed rozpoczęciem karnawału, czyli zimą. Igor Strawiński, wybitny kompozytor oraz mieszkaniec Wenecji, mówił, że słońce weneckie jest najpiękniejsze zimą. Mamy zazwyczaj piękną pogodę, możemy doświadczyć porannych mgieł, które dodają tajemniczości temu miastu.
- Beata: A jeśli pada deszcz, to znajdziemy mnóstwo muzeów i kościołów do odwiedzenia, więc na pewno nie będziemy się nudzić. Zazwyczaj jednak jest piękne słońce, które sprawia, że cienie są bardzo długie, podkreślając detale weneckiej architektury. Wtedy trzeba też koniecznie podziwiać zachody słońca, takiego landszaftu żaden malarz nie potrafi namalować – jest bajkowo.
fot. Paweł Pomykalski
I chyba zimą taka podróż do Wenecji będzie tańsza.
- Beata: Zdecydowanie. Kiedy mówimy znajomym, że jedziemy do Wenecji na tydzień, to łapią się za głowę. Zawsze podróżujemy tam we czwórkę, wynajmujemy mieszkanie i wtedy cena za nocleg jest porównywalna do urlopu w Polsce. Jeśli wybierzemy miejsce poza ścisłym centrum, to zaoszczędzimy na jedzeniu, bo restauracje są tańsze, zawsze można też przygotować coś samodzielnie. Jest jedna rzecz, która sporo kosztuje, ale polecamy w nią zainwestować – bilet na tramwaj wodny. Za 24 godziny zapłacimy ok. 25 euro, a za tydzień 75.
- Paweł: To opłacalna inwestycja. Miejsce, do którego na nogach będziemy musieli iść przez kilkanaście mostów, często jest oddalone tylko o jeden przystanek, dzięki czemu czas dojścia znacznie się skraca, a my oszczędzamy energię i możemy zobaczyć więcej jednego dnia.
- Beata: Spacery po Wenecji to nie tylko odległości, ale też wdrapywanie się i schodzenie z mostów, dlatego tramwaje wodne są najlepszym rozwiązaniem.
A kiedy powinniśmy omijać Wenecję szerokim łukiem?
- Paweł: Wysoki sezon zaczyna się z początkiem maja, a kończy we wrześniu, październiku. Najwięcej ludzi jest oczywiście w weekendy, a najgorszy miesiąc to sierpień – wtedy Wenecję się odwiedza za karę <śmiech>. Oprócz tłumów jest strasznie gorąco, wilgotno i nieprzyjemnie pachnie z kanałów.
- Beata: Jeśli ktoś jedzie w sierpniu i mówi, że Wenecja jest przereklamowana, śmierdząca oraz zatłoczona, to ma rację, ale to tylko fragment prawdy na temat tego miejsca.
Co polecacie zobaczyć w Wenecji osobom, które chcą poznać jej prawdziwe oblicze?
- Paweł: Turyści skupiają się w okolicach placu św. Marka oraz mostu Rialto i tych miejsc faktycznie nie wolno pominąć, bo są fenomenalne. Most był jedynym przez wieki prowadzącym przez Wielki Kanał (Canal Grande). Niedaleko znajduje się najstarszy kościół wenecki, który powstał w V wieku, wtedy co sama Wenecja. Plac św. Marka z bazyliką, Pałacem Dożów, słynnym Mostem Westchnień, biblioteką – wszystkie te miejsca trzeba obowiązkowo zobaczyć, pomimo tłumu ludzi. To jednak nie znaczy, że Wenecja przy tych fenomenach znanych z pocztówek i kinematografii nie ma do zaoferowania nic więcej. Cała jest wypełniona niesamowitą architekturą, sztuką i historiami.
Bazylika św. Marka / fot. Paweł Pomykalski
- Beata: Na 100% trzeba odwiedzić przynajmniej jedną Scuolę Grande – św. Marka albo św. Rocha – i stojące przy niej kościoły. To były takie miejsca, w których skupiali się kupcy, robiono tam interesy, prowadzono różne działalności. W XV wieku Wenecja była miastem bardzo bogatym, dlatego scuole są ozdobione w przepiękny sposób. Odwiedzając Scuolę św. Marka można się przekonać, jak funkcjonuje współczesna Wenecja, ponieważ część tego budynku jest dzisiaj szpitalem. Zobaczenie architektury scuoli i kościoła w otoczeniu zwykłego, codziennego życia, które toczy się dookoła tych miejsc, to niesamowite doznanie.
- Paweł: Wenecja cała jest zabytkowa, to potężne, stare miasto. W Europie w tego typu miejscach wszystko dawno temu zostało zakonserwowane i stworzone w taki sposób, żeby służyło wyłącznie pamięci historii, a w Wenecji dalej służy jej mieszkańcom w codziennym życiu.
- Beata: Warto się przespacerować po różnych kościołach, bez względu na to, czy jesteśmy wierzący, czy nie, traktując je jak świątynie sztuki.
- Paweł: Można nawet wykupić bilet wstępu do kilkunastu najważniejszych kościołów z mapą, jak się do nich dostać. To bardzo fajne rozwiązanie, bo otrzymujemy możliwość zobaczenia rozproszonej galerii sztuki, podziwiając dzieła w miejscach ich przeznaczenia. W większości tych kościołów nie ma prawie nikogo, a znajdziemy tam obrazy pierwszorzędnych artystów, np. Tycjana, Tintoretto czy Carpaccio.
- Beata: Jest też Arsenał, w którym odbywa się Biennale. Poza festiwalem bardzo trudno się tam dostać, ale w książce opisujemy sposób, dzięki któremu jest to możliwe.
- Paweł: W Arsenale znajdował się największy ośrodek przemysłowy w średniowieczu, tworzono tam flotę handlową i wojenną. Dante Alighieri odwiedził to miejsce w XIV wieku, a widok pracujących tam ludzi zainspirował czwarty krąg piekieł w „Boskiej komedii”.
Scuola Grande św. Marka / fot. Paweł Pomykalski
Wasza książka to skarbnica wiedzy o Wenecji, z której wyłania się obraz bardziej wyjątkowego miejsca, niż się wydaje. Czy jest coś, czego się dowiedzieliście podczas pracy nad reportażem, co was szczególnie zaskoczyło?
- Beata: Pisanie tej książki to dekada odkryć. Każdy wyjazd do tego miasta, każda wizyta w muzeum to odkrycie fascynujących historii różnych ludzi – artystów, feministek, zwykłych osób.
- Paweł: W Wenecji znajduje się mnóstwo rzeczy, na które warto spojrzeć w poszukiwaniu detali i to one mniej najbardziej zaskakiwały. Wszystkie mają swoją historię i przeznaczenie, np. na jednym moście są „stopy” w narożnikach, a to dlatego, że kiedyś się tam odbywały pojedynki bokserskie pomiędzy poszczególnymi parafiami.
- Beata: Ciekawe są też tablice kamienne, na których zostały wyryte akty prawne regulujące życie codzienne. W książce zamieściliśmy zdjęcie regulacji wypieku pieczywa – jakie muszą być proporcje i jakość mąki, żeby chleb był odpowiedni. Za złamanie tych proporcji, w razie kontroli, groziła kara.
Podczas tylu podróży mieliście okazję poznać i poobserwować miejscowych. Jacy są waszym zdaniem Wenecjanie?
- Paweł: Wenecjanie są trochę nieufni. Można z nimi porozmawiać o pogodzie i tego typu rzeczach, ale kiedy chcemy się dowiedzieć czegoś więcej, poznać lokalne „sekrety”, to nie chcą rozmawiać. Urocza jest ich nieświadomość, że Wenecja to wyjątkowe miejsce. Kiedy im mówiliśmy, jak tu jest pięknie i cudownie, zawsze byli trochę zaskoczeni. Z drugiej strony, to bardzo odważni ludzie, którzy celowo wybierają to miejsce ze wszystkimi jego niedogodnościami. Z tego względu Wenecjanie są głównie ludźmi starszymi. Do kontynentalnej części miasta, Mestre, nie jest daleko, dlatego większość z nich tam się osiedliła. I nic dziwnego, życie jest o wiele prostsze – po zakupy nie trzeba płynąć łodzią, wystarczy pojechać autem, a nowej lodówki czy kanapy, nie trzeba wciągać na linach przez okno. No i nie ma aż tylu turystów.
- Beata: Widać w nich niesamowitą dumę z tego, że mieszkają w Wenecji, są jej spadkobiercami.
Jakie jest wasze ulubione miejsce w Wenecji?
- Paweł: Jest takie jedno miejsce, zawsze je odwiedzamy, kiedy jesteśmy w Wenecji. Znajduje się w najbardziej północnej części Cannaregio, do której każdy turysta trafia, ale ją bardzo szybko mija. Są tam trzy równoległe kanały, z czego ten położony najbardziej na południu, ma dosyć długie nabrzeże. To jedno z najlepszych miejsc do spacerowania, których w Wenecji jest bardzo niewiele.
Cannaregio / fot. Paweł Pomykalski
- Beata: Można tam obserwować życie Wenecjan. Niedaleko są też dwie synagogi z bardzo bogatym i w pełni zachowywanym wyposażeniem, które warto zobaczyć. Zawsze też staramy się podejść pod pałac Ca’ d’Oro, będący maestrią weneckiej architektury. Moje ulubione miejsce to Scuola Grande św. Marka, o której już wcześniej wspominaliśmy. Odnajdujemy tam kupiecką historię, wspaniałą sztukę, dobrą architekturę i współczesność.
Podróżujecie i piszecie wspólnie – czy miłość do Wenecji też współdzielicie?
- Paweł: Tak, ta miłość jest współdzielona, chociaż ja stawiam Wenecję na pierwszym miejscu, a moja żona na drugim.
- Beata: Największą miłością obdarzyłam Sarajewo, jednak czasami te dwa miasta zamieniają się miejscami. Mam nadzieję, że przy okazji kolejnych książek uda nam się spotkać i porozmawiać właśnie o Sarajewie, które uczy zupełnie innych rzeczy niż Wenecja.
Ca' d'Oro / fot. Paweł Pomykalski
Więcej wywiadów znajdziesz na Empik Pasje.
Zdjęcia w tekście: fot. Paweł Pomykalski / archiwum prywatne autorów
Komentarze (0)