Piekielny gorąc. Upiory przeszłości. Słodki zapach więdnących kwiatów i ludzkiej śmierci. A wszystko to w nowej mikropowieści Mai Lidii Kossakowskiej "Upiór Południa. Czerń". Premiera już 29 lipca 2009!
"Upiór Południa. Czerń" to pierwszy z czterech tomów najnowszego cyklu Mai Lidii Kossakowskiej. Zaprawdę, upiornej kolekcji czterech mikropowieści, których motywem przewodnim jest upał. Jej bohaterowie zmierzą się z demonami wojny i afrykańskiej religii Ifa. Odwiedzą Faulknerowski Dziki Zachód, gdzie honor i śmierć znaczy czasem to samo. Z irackiej pustyni przeniosą się do świata chronionego przez Burzowe Kocię, by dowiedzieć się, że Piekło to miejsce w sercu.
Zobacz stronę dedykowaną książce "Upiór Południa. Czerń" >
Kolejne części to: "Upiór Południa. Pamięć Umarłych", "Upiór Południa. Burzowe Kocię" i "Upiór Południa. Czas mgieł".
Przeczytaj fragment książki "Upiór Południa. Czerń":
Nie jest najlepiej. Naprawdę niedobrze.
Tak jak w starym dowcipie. Chciałem powiedzieć: "Podaj mi sól, kochanie", a wyszło: "Może powinienem wrócić do Afryki".
I zatrzęsło się nasze małe niebo. Poranek skwaśniał jak mleko w bawarce, miseczka wypluła na wpół rozmiękłą magdalenkę, grill do barbecue upadł na wznak, morele pospadały z drzew w ogródku.
Groza. Groza. Groza.
Cytrusowa księżniczka siedzi obrażona, a ja gapię się na własne palce. Równiutko umalowane cyklamenowe usta milczą wymownie, choć dobrze wiem, co chcą mi powiedzieć.
Jak mogłeś to zrobić!
Jakbym nagle przyznał się, że w niemowlęctwie zabiłem JFK'a. "Ach, skarbie, byłbym zapomniał. Wrócę później, bo muszę zamordować parę osób. Takie hobby, o którym jeszcze ci nie opowiadałem". Coś w tym rodzaju, mniej więcej. Pozdrowienia od wykrzywionych cierpieniem usteczek w kolorze cyklamenu.
Rzecz w tym, że Fabienne nic nie rozumie. Lekarstwo przestaje działać. Ona przestaje działać. Już nie jest barierą między mną a upiorami. Nie mogę się dłużej oszukiwać.
To cholernie niedobrze, fakt.
Ale nie wolno mi zamykać oczu. Nie wolno znów zwariować. Nie chcę więcej bezsennych nocy, mokrych od potu, lepkich od krwi, wypełnionych smrodem palonego mięsa. Nie chcę prochów łykanych garściami, trzęsących się rąk, nagłych napadów płaczu. Muszę się bronić.
Muszę wrócić do Afryki.
Zaczęło się jak zwykle od snów. Od swądu i głuchych poszczekiwań automatu. Jeszcze się wtedy nie bałem. Jeszcze nie zrozumiałem, że moje tajemne złotoskóre lekarstwo przestaje działać.
A wówczas przyszedł Jacques.
Wszedł w cichą, senną liońską noc i stał nade mną z uśmiechem na twarzy. Już nie Biały, oibo. Czarny jak ebonitowa wtyczka.
Widziałem zęby połyskujące przez dziury w policzkach. Odłażącą płatami, pozwijaną od gorąca skórę. Białawe jajka ugotowanych oczu. Łysą czaszkę udekorowaną kępami płonących włosów.
Mój kumpel Jacques przybył w odwiedziny.
Bił od niego żar niczym z pieca hutniczego. Czerwony, krwawy żar śmierci.
Wrzeszczałbym, gdyby nie ściśnięte gardło. Wrzeszczałbym z wściekłości i strachu, bo przecież dawno powinien obracać się w proch gdzieś na cmentarzu w Roins, czy skąd tam pochodził, pochowany, opłakany przez siostrę i niezliczonych kuzynów.
Żegnaj, Jacques! Nieodżałowany, kryształowego charakteru, szczyt odwagi, śmierć na posterunku, bla, bla, bla! Żegnaj, chłopie. Spoczywaj w pokoju. I wynoś się z mojego życia! Won!
Nic z tego. Mój martwy, spalony żywcem współpracownik, rzutki, małomówny, zawsze perfekcyjnie zorganizowany Jacques, nie ma ochoty leżeć w grobie. Woli przychodzić w odwiedziny. Co noc.
A ja wiem, że nie jest sam. Słyszę jego bosonogą świtę poruszającą się w ciemności.
Do książki dodawany jest bonus dla czytelników. Jest to specjalnie zaprojektowana pierwsza z talii karta-zakładka.
Wydawnictwo Fabryka Słów /F.N.
Komentarze (0)