Biografia żydowskiej śpiewaczki z warszawskiego getta, Wiery Gran, to druga strona – nieopowiedziana – historii Władysława Szpilmana, słynnego Pianisty z filmu Romana Polańskiego. To opowieść o cenie przeżycia i cieniu, jaki rzuca na dalszy los. Szpilman grał na fortepianie w tej samej kawiarni na Lesznie 2, w centrum żydowskiego Broadway’u, gdzie Wiera Gran śpiewała swoje piosenki. Ona była gwiazdą, on akompaniatorem. O nim po latach powstał film oklaskiwany przez cały świat z podziwem za niezwykłą siłę trwania i męstwo w znoszeniu cierpienia, ją oskarżono o współpracę z nazistami, okrzyknięto kolaborantką i unicestwiono za życia.
Wiera Gran mieszkała w dziennicy zamkniętej od wiosny 1941 do lata 1942. Całe jej dalsze życie było konsekwencją tych kilku miesięcy.
Miała wszystko, czego potrzeba wschodzącej gwieździe – egzotyczną urodę, piękny niski kontralt, i muzykę we krwi. Była tak nieśmiała, że pierwsze piosenki śpiewała zza sceny obawiając się zetknięcia z publicznością. Do lata 1939 nagrała kilkadziesiąt piosenek o wszelkich barwach miłości. Uniewinniona w warszawskim procesie Centralnego Komitetu Żydów Polskich opuściła Polskę w 1950 roku. Wielokrotnie i na kilku kontynentach wzywano do bojkotu „gestapowskiej kurwy”. A jednak trwała. Występowała w paryskim hotelu Lutetia i w kabarecie Dinarzade, w sali Pleyel i Carnegie Hall, śpiewała gościnnie w Sztokholmie i Londynie, wyjechała na tournee po Ameryce Północnej. Koncertowała u boku Charlesa Aznavoura.
W Izraelu widzowie grożą przebraniem się w obozowe pasiaki, jeśli ośmieli się wystąpić na scenie, uciekła do Francji, stamtąd do Wenezueli, ale i tam dosięgła ją przeszłość – pomówienie, znieważenie, zniesławienie, szkalowanie. Czuła się pogrzebana za życia.
Zmarła w Paryżu 19 listopada 2007 roku.
O historii spotkania z Wierą Gran i ostatnich latach jej życia opowiada Agata Tuszyńska, autorka książki „Oskarżona: Wiera Gran“.
Czym Wiera Gran Panią zafascynowała?
Okupacyjnym losem, który po koszmarze getta, a potem ukrywania się po aryjskiej stronie wystawił jej kosztowny rachunek.
Młoda pieśniarka zabłysła przed wojną, była u szczytu kariery jesienią 1939. Wybrała przenosiny do dzielnicy za murami, by połączyć się z matką i siostrami. Pracowała w kawiarni „Sztuka”. Przeżyła. Za jaką cenę? Komu wolno o tym sądzić? Jakie są granice kompromisu, jeśli stawką jest życie? Oskarżona po wojnie o współpracę z Niemcami, żyła z tym piętnem do końca. Wysłuchałam jej historii. Uważam, że każdy z nas może się w niej przejrzeć. Jest wiele form kolaboracji z losem… Udało się nam żyć w czasach, które nie wymagają zbyt drastycznych wyborów.
Dlaczego po wojnie znienawidzono ją i ścigano? Czego jej los jest symbolem?
Zastanawiam się nad tym od lat, nie mam jednej odpowiedzi. Była piękna, widoczna, uprzywilejowana w getcie. Wywoływała uczucia podziwu i niechęci, szacunku i wrogości. Trudno było być wobec niej obojętnym. Ocalała. To zakładało winę. Przynajmniej niejasność, uwikłanie, pytania…Tak wśród tych, którzy sami poznali cenę przeżycia, jak innych, obserwujących jej los z bezpiecznej odległości miejsca lub czasu.
Czy ,,zdążyła Pani na jej śmierć”? Czy to prawda, że na ścianie swojego paryskiego mieszkania napisała, ze ściga ją szajka Szpilmana i Polańskiego? Nie boi się Pani, że ktoś poczuje się ,,Oskarżoną” znieważony czy dotknięty?
Wiele pytań. Tak, byłam przy niej przez ostatnie lata, z przerwami, powrotami aż do śmierci. Opowiadam w książce nasz związek, rozmowy, uczenie się siebie i moją próbę pojęcia tego, co ją spotkało. Bardzo była samotna w swoim lęku i nieufności wobec świata, szczególnie na końcu. Nie przestawała walczyć o siebie, o własne dobre imię, o oczyszczenie, którego je odmawiano. Przestała śpiewać. Odebrano jej to, co najważniejsze. Zaszczuto. Bała się. Czy ja się boję? Chciałam opowiedzieć jej los, by spróbować siebie samą z nim skonfrontować. Przymierzyć jej wybory. Zadać kilka niewygodnych pytań. Na pewno znajdą się oburzeni. Nikogo nie oskarżam. Dlatego mogę bez strachu patrzeć w lustro. Wierzę, że tak zostanie.
Czy jest Pani przekonana o niewinności Wiery Gran?
Tak wina, jak niewinność nie są dla mnie pojęciami jednoznacznymi, szczególnie podczas wojny. Nie, nie była konfidentką gestapo, o co ją oskarżano. A co zrobiła, by przeżyć? Chciałabym, by czytelnik zapytał o to najpierw siebie.
Z kim Pani o niej rozmawiała, kto ją jeszcze pamięta, kto broni, a kto potępia?
Odnalazłam świadków jej życia, którzy jeszcze pozostali… Niewielu. Z nią samą rozmawiałam wielokrotnie na przestrzeni dziesięciu lat. Trudne, niesamowite doświadczenie. Starałam się dotrzeć do wszystkich dostępnych dokumentów, także jej samej nieznanych, i zrelacjonować tor moich poszukiwań w książce. Nie rozwiązuję zagadki, gdyż nie jest to możliwe. Przyglądam się jej węzłom i pułapkom, zastanawiam, kwestionuję. Pytam. Częściej pytam niż odpowiadam.
Czy Pani utożsamia się z Wierą Gran? Czy autor biografii powinien się utożsamiać ze swoimi bohaterami?
Wiem z doświadczenia, że wybory biografa nie są przypadkowe. Fakt, że zainteresowała mnie ta postać w tym, konkretnym momencie mojego życia nie wziął się znikąd. Biograf stawia przed sobą lustra losów swoich bohaterów. Przegląda się w nich i w sobie.
Stara się na jakiś czas wejść w skórę swojego „klienta”, by poczuć ciężar jego wyborów. To dodaje wiarygodności jego słowom, pozwala zbliżyć się do doświadczeń, których dotyka piórem. Pozwala również czytelnikowi być bliżej.
Chciałem spytać jeszcze w związku z ,,Oskarżoną”: po co i dla kogo napisała tę książkę?
Dla siebie, dla Wiery, dla wszystkich, których obchodzi życie. Dla tych, którzy ocaleli, dla tych, którzy przyszli później i nie musieli sprawdzać ceny ocalenia. Dla ich dzieci i wnuków. Dla każdego, kto każdego dnia dokonuje codziennych wyborów. I zastanawia się lub nie zastanawia, co znaczą, kogo bolą i co z nich wynika. Dla tych, których los doświadczył i dla tych, których to wkrótce spotka.
Rozmawiał Jan Strzałka

Wywiady
Tragiczny los Wiery Gran oczami Agaty Tuszyńskiej
O historii spotkania z Wierą Gran i ostatnich latach jej życia opowiada Agata Tuszyńska, autorka książki „Oskarżona: Wiera Gran“.
Komentarze (1)
Komentarze
Podziwiam i rozumiem....niesamowita historia. Znów życie pokazuje nam, że nie ma sytuacji czarnych i białych. Nie jesteśmy maszynami zaprogramowanymi na życie, ale ludźmi, którzy czują i popełniają błędy. Historia o bohaterze - pianiście nie byłaby w amerykańskim ""wielkim""stylu gdyby nie całkiem ""wybielona""postać Szpilmana. A historia tej piosenkarki jest naprawdę smutna.Ciekawa jestem jak inni ludzie przeżyli wojnę. Wszyscy byli twardzi i silni ???Teraz mogą opowiadać niesamowite historie swoim wnukom. A jak było naprawdę już nikt się nie dowie....