Wolnowar wygląda jak brytfanna na nóżkach. Zamiast ciepła pieca czy piekarnika nagrzewa się za pomocą wbudowanej grzałki. W większości modeli wolnowarów temperaturę można regulować i wybrać między 80 a 90 stopniami Celsjusza. W praktyce oznacza to, że niezależnie co włożymy do środka efektami pracy będziemy mogli cieszyć się po co najmniej 8-10 godzinach. Zrobiłam wolnowarowi test – jak wypadł?

Wolnowar RUSSELL HOBBS Chalboard, czarny, 3,5 l, 200 W - Russell Hobbs

Test nr 1 - rosół

Na pierwszy ogień poszedł rosół. Do wolnowaru włożyłam pokrojone warzywa, kurczaka, szponder wołowy, liść laurowy, pieprz, odrobinę lubczyku, sól. Zostawiłam urządzenie włączone na noc po to, by rano przekonać się co się zadziało. Ku mojemu zdumieniu o poranku cała kuchnia pachniała porządnym rosołem. Zupa była ugotowana idealnie – warzywa oddały cały smak, podobnie mięso. Rosół był bardzo intensywny i aromatyczny. Wolnowar zdał egamin, bo zupa zrobiła się praktycznie sama.

 

Test nr 2 – pulled pork

Myśląc o mięsiwach wymagających długiego pieczenia stanął mi przed oczami obraz idealnie ciągnącej się, długo pieczonej wieprzowiny. Pulled pork wymaga przecież niskiej temperatury i wielu godzin w piekarniku. Czy w wolnowarze uda się przygotować tak samo zacne mięso jak w piekarniku? Korzystając ze sprawdzonego wielokrotnie przepisu na mięso „z pieca” włożyłam karkówkę do wolnowaru. Podlałam ją delikatnie wodą i octem. Zostawiłam do gotowania w trybie niższej temperatury. Po 7 godzinach mięso było miękkie, ale zupełnie się nie rozpadało. A przecież tego efektu oczekiwałam! Zwiększyłam tryb na temperaturę wyższą i sprawdziłam je po kolejnych 3 godzinach. Było gotowe w punkt. Idealnie miękkie, rozwarstwiające się, a jednocześnie wilgotne. Moje obawy, że na dnie wolnowaru zrobi się zupa okazały się zupełnie chybione. Karkówka z wolnowaru nie wymagała absolutnie żadnej interwencji z mojej strony, a użycie wolnowaru kosztuje mniej niż rozgrzanie piekarnika.

Test nr 3 – wołowina po burgundzku

Każdy kto oglądał film „Julie and Julia” z pewnością doskonale kojarzy ostatnie danie z którym zmierzyła się główna bohaterka – wołowinę po burgundzku. Warzywa należy podsmażyć, kawałki mięsa również, a potem wszystko zalać wywarem wymieszanym z winem i zostawić w żeliwnym garnku do pieczenia. Gulasz i wolnowar są dla siebie stworzone. Wołowina po burgundzku z wolnowaru to jedno z najprostszych w przygotowaniu dań na świecie. Przygotowywałam ją kilkakrotnie – raz piekąc mięso w wywarze wołowym, raz w wodzie. Smak był bardzo podobny, więc dodając wodę oszczędzamy czas. Co więcej, w wersji wolnowarowej niczego nie podsmażałam, co pozwoliło mi zrobić wyjątkowe danie w 10 minut. Zaoszczędziłam patelnię i dodatkowe zmywanie. Podobny gulasz przygotowałam z wieprzowiny. Tym razem w wolnowarze przygotowałam ją z ziemniakami, papryką, marchewką, pietruszką i czerwoną cebulą. Chciałam otrzymać gotowe danie, które mogłabym podgrzać po powrocie do domu. Gulasz smakował zacnie i rzeczywiście zrobił się sam w czasie, kiedy spaliśmy. Policzki wołowe to również idealne mięso do przygotowania w wolnowarze. Świetnie smakują w towarzystwie marchewki i suskiej sechlońskiej (czyli polskiej wędzonej śliwki). Można je również przygotować podobnie do wołowiny po burgundzku.

W Stanach Zjednoczonych wolnowar jest jednym z najbardziej popularnych kuchennych gadżetów. Dlatego w poszukiwaniu mięsnych inspiracji zajrzałam do amerykańskich magazynów kulinarnych. Tam w wolnowarze przygotowuje się chilli con carne, mac and cheese (czyli makaron z serem) z boczkiem, tagine z kurczaka, potrawki z kurczaka, mięso do fajity i wszystko to, co wymaga gotowania mięsa.

Wolnowar służył mi przede wszystkim do przygotowania obiadów. Po jakimś czasie jednak zbrzydły nam gulasze i mięsa długo gotowane w warzywach i wolnowar odstawiliśmy do szafki. Wtedy trafiłam na książkę Kasi Marciniewicz „W słoiku”.

 

Test nr 4 - dżemy i dodatki do mięs

„W słoiku” to książka z przepisami na przetwory zamknięte w słoiku. Przetwory to być może nie jest najbardziej fortunne słowo, bo w książce są receptury na domową granolę czy kostkę rosołową. „W słoiku” zawiera jednak moc przepisów na dżemy, konfitury i powidła. Niektóre z nich można przygotować w wolnowarze. Zainspirowana tą techniką włożyłam do wolnowaru pokrojone w kostki jabłka i gruszki. Dodałam odrobinę chilli, odrobinę cukru i różowy pieprz. Włączyłam urządzenie na tryb wyższej temperatury. Po 3 godzinach w garnku miałam cudowny chutney do mięs. Początkowo był nieco rzadki. Wystarczyło otworzyć pokrywkę i go ostudzić, by nabrał pożądanej konsystencji.

Podobnie przygotowałam powidła śliwkowe z dodatkiem suszonej śliwki. Śliwki gotowałam początkowo w wolnowarze pod przykryciem. Po trzech godzinach były wygotowane, ale jednak zbyt rzadkie. Przełożyłam je do garnka i wystarczyło 10 minut mieszania, by osiągnęły idealną konsystencję. To niesamowite ułatwienie – owoców nie trzeba nieustannie mieć na oku i mieszać.

 

Wolnowar – dla tych, co lubią odpocząć

Wolnowar to urządzenie, które z pewnością ułatwia przygotowanie obiadów. Zastępuje piekarnik, nie wymaga ciągłego sprawdzania i co najważniejsze: gotuje w trybie niższej temperatury, co sprawia że mięso osiąga lepszą konsystencję i zachowuje smak. Jest miłym gadżetem dla tych, którzy w kuchni lubią odpocząć.