Świeżość i świetlistość na policzkach
Wybrałam róż w odcieniu różowo-brzoskwiniowym o satynowym wykończeniu. Chciałam uzyskać lekki efekt, bo już planowałam coś szalonego na oku. Nieco mniej ostrożnie aplikowałam rozświetlacz.
Goddess of Love od Makeup Revolution to kosmetyk, po który sięgam zawsze, kiedy szykuję się na wielkie wyjście i nakładam go szczodrze.
Efekt? Dużo błysku, dużo glamour, ale jednocześnie pewna świeżość. Wynika to z faktu, że ten produkt ma bardzo neutralny i chłodny odcień – doskonale to współgra z moją karnacją.
Klasyczne smoky z małym twistem
Cieniowanie oka zaczęłam od stopniowego nakładania czarnego cienia do powiek po zewnętrznej stronie powieki. Użyłam pigmentu z paletki FREEDOM MAKEUP od INGLOT, którą możecie kojarzyć z artykułu „Uwolnijcie swój makijaż, czyli test kolekcji INGLOT FREEDOM SYSTEM”.
Żeby uzyskać precyzyjny efekt chmurki, czarny cień blendowałam za pomocą beżu z palety Makeup Revolution x Friends. Robiłam to kolistymi ruchami ku górze. Chciałam lekko wyciągnąć cieniowanie w zewnętrznym kąciku, żeby spojrzenie nabrało kociego wyrazu. Na dolnej powiece również zaaplikowałam czerń, ale tylko do połowy – żeby nie przeciążać oka i zostawić miejsce na coś specjalnego.
Kolejnym krokiem było położenie odrobiny koloru jako bazy pod coś błyszczącego. Wybrałam soczystą pomarańcz. Ociepliłam w ten sposób cały look. Nakładanie brokatu na powiekę upstrzoną uprzednio kolorowym i napigmentowanym cieniem sprawia, że błysk jest wielowymiarowy i nie ma w nim prześwitów. Bardzo polecam tę technikę.
Następnie sięgnęłam po wspomniane iskierki. Skusił mnie złoto-pomarańczowy pigment foliowy z paletki Peach od I Heart Revolution. Żeby wzmocnić jego efekt i mieć pewność, że wszystko ładne przyklei się do powieki, skorzystałam z pomocy bazy.
Glitter Glue jest świetnym produktem, nie rozpuszcza tego, co już jest na powiece i mocno trzyma nawet bardzo grubo zmielone drobinki na miejscu. Ponadto daje matowy efekt i można zaaplikować tę formułę opuszką palca. To wygodne rozwiązanie.
Przyszedł czas na dokończenie cieniowania na dolnej powiece. Zdecydowałam się na neonowy odcień czerwieni. Ciepły i intensywny pigment optycznie „otworzył” oko i odświeżył spojrzenie, nadając mu charakter.
Jeśli chodzi o usta, to długo nie mogłam się zdecydować ani na kolor, ani na formułę. Nie chciałam aplikować cielistego odcienia nude, bo czułam, że cała stylizacja potrzebuje swojego rodzaju wisienki na torcie. I tak na moich wargach zagościł koralowy, matowy róż. Lubię go, ponieważ wygląda bardzo naturalnie oraz świeżo.
Ostatnie szlify
Dwa ostatnie kroki to przyklejenie sztucznych rzęs oraz złotych gwiazdek w wewnętrznym kąciku. Jak zwykle sięgnęłam po moje ukochane Ardell 110, o których wspominałam w artykule „Makijażowy challenge świąteczny – tylko trzy kolory: czerwień, złoto i zieleń”.
Skończony makijaż sylwestrowy prezentuje się bardzo ładnie, ogniście oraz imprezowo. Nie zajął mi dużo czasu, po 30 minutach mogłam przywdziać swoją kreację (małą czarną) i udać się na… kanapę, bo jeszcze było trochę za wcześnie.
Więcej podobnych porad i inspiracji znajdziecie w dziale Dbam o urodę.
Komentarze (0)