Premiera książki Reifa Larsena "Świat według T.S. Spiveta" jest coraz bliżej. Przedstawiamy kolejny fragment powieści, której bohater, genialny dwunastolatek kartograf, wyrusza w podróż, podczas której odkrywa przeszłość swojej rodziny.

Premiera 27 stycznia 2010.

"Czytelnicy na pewno podzielą mój entuzjazm wobec tej książki, a zapewne niewielu z nich doświadczyło czegoś podobnego do tej pory. Zaniemówiłem w obliczu talentu Reifa Larsena, jestem oczarowany jego serdecznością. Oto książka, która dokonała niemożliwego: złączyła w sobie Marka Twaina, Thomasa Pynchona i "Małą Miss". Dobre powieści pozwalają miło spędzić czas; wielkie stanowią dar dla czytelników, którzy mają dość szczęścia, by je odnaleźć. Ta książka jest skarbem."

Stephen King


Książce "Świat według T.S.Spiveta" patronuje empik.com.

Prezentujemy kolejny fragment książki oraz galerię ilustracji, które go wzbogacają.

Rozdział 6

Dzięki Ci składamy, McDonald’sie, za błogosławion Twój trójząb światła.

Doktor Clair nigdy nie pozwalała nam jeść w barze McDonald’sa na Harrison Avenue na Flats, chociaż nie potrafiła przedstawić wyraźnego powodu narzucenia nam tego embarga: bardzo chętnie pozwalała Laytonowi i mnie zajadać się w Maron’s Pasty (wymowa: pas-ti) Shop, pomalowanej w niebiesko-białą kratę dziurze w ścianie, w której serwowano znacznie bardziej zapychający arterie wikt niż w sąsiednim przybytku.

Pewnego razu, gdy naciskałem na doktor Clair, by poznać kryteria, który mi kierowała się, wprowadzając zakaz korzystania z McDonald’sa, oświadczyła tylko: „Po prostu jest ich strasz nie dużo”. I miało to sens. Wprawdzie kierowała się trudną do uchwycenia logiką, ale była też moją matką. Jednym z zadań matki jest tworzenie zasad, a jednym z zadań dziecka jest respektowa nie tych zasad, niezależnie od tego, jak bardzo są bezsensowne.

Kiedy jedliśmy krokieciki w barze Maron’s, patrzyłem przez parking na te dwa, raczej żółte niż złote, lecz mimo to straszliwie nęcące plastikowe łuki. Przyglądałem się dzieciom śmigającym na zjeżdżalniach na McPlacu Za baw, pikapom i minibusom wciąż kłębiącym się na burczącym półkolu baru dla zmotoryzowanych. Miejsce to przyciągało mnie magnetyzmem wypierającym rozsądek. Zdałem sobie sprawę, że wpływowi temu ulegam nie tylko ja, ale większość dwunastolatków w moim kraju. Jednak w przeciwieństwie do rówieśników czułem się zobligowany do rozpoznania okiem naukowca elementów wiązki ściągającej, która teraz sterowała moimi mięśniami i zmuszała mnie do marszu ku jej miłym czerwieniom, żółcieniom i pomarańczom. Kiedyś przeczytałem, że kolory te mają zwiększać apetyt (potwierdzały to wyniki ankiety).

Nie byłem ekspertem w dziedzinie reklamy, ale obserwując własne zachowanie w pobliżu baru McDonald’sa, rozrysowałem mapę teorii roboczej na temat sposobów przenikania tej placówki przez niezupełnie szczelną barierę moich tęsknot estetycznych za pomocą trojakiego oddziaływania na różne zmysły.

Wydawnictwo Dolnośląskie