Sepultura to zespół, który dorobił się pozycji legendy. Grająca od 1984 formacja przeszła wiele w swej historii. Z dennego zespołu death metalowego przeistoczyła się w pierwszoligowy hard corowy band. Kiedy tak się stało, urozmaiciła swój repertuar o elementy pochodzące z prymitywnych kultur rodzimej Brazylii, stając się równocześnie międzynarodową gwiazdą przebijająca stylistyką, tekstami, energią i dźwiękiem takich tuzów sceny muzycznej jak Metallica czy Slayer, nie wspominając o pomniejszych wykonawcach sceny hard core, punk, heavy metal.
Szczyt artystyczny jaki nastąpił w 1996 roku, przy okazji premiery płyty Roots, rozsadził zespół. Lider zespołu Max Cavalera, który był duszą ekipy, rozwijał się za szybko. Jego koledzy nie nadążali i siłą rzeczy musieli zostać z tyłu. Max, stworzył Soul Fly, kapelę która jest kontynuacją kierunku w którym do czasu Roots podążała Sepultura. Pozostali członkowie zespołu stanęli zaś przed nie lada problemem polegającym na braku pomysłu na dalszą ścieżkę rozwoju.
Ratunkiem miał być nowy wokalista, Derrik Greek, ponad dwumetrowy czarny mężczyzna, dysponujący niesamowicie charyzmatycznym głosem. Pierwsze płyty nagrane z jego udziałem raczej jednak zawiodły, technicznie bez zarzutu, tekstowa w sumie nie najgorsze, jednak brakowało im czegoś co określa się mianem klimatu. Najnowszy krążek, wydany w 2006 roku Dante XXI, wydał się przełamywać kryzys byłych kolegów Maxa Cavalery. Czy faktycznie? Można było przekonać się podczas kwietniowego koncertu który Sepultura dała w Warszawie.
Na początek występu poszedł numer z ostatniej płyty zatytułowany Dark Wood Of Terror. Możliwe ze za sprawa akustyki, lub po prostu złego nagłośnienia, utwór wypadł hałaśliwie, niezrozumiale i w sumie prócz walenia w bębny i ściany budowanej rpzez gitary nic nie można było zrozumieć. Wokal całkiem zanikł w ogólnym harmidrze płynącym ze sceny. Po Dark Wood… publiczność oszalała. Ze sceny popłynęły pierwsze dźwięki Refuje, Resist z płyty Chaos A.D. tworzonej jeszcze z Maxem. Niezauważone przeszło False z Dante XXI, po którym znów za sprawą Slave New Word pojawiła się Chaos A.D.
Chłopcy z Sepultury bardzo starali się żeby zwrócono uwagę na ich nowe produkcje, te jednak wypadały pomiędzy starymi numerami niczym utrzymane w starym dobrym stylu przerywniki. Dead Embrionie Cells z płyty Arrise, zakończyło pierwsza cześć koncertu, który sprawiał dziwne wrażenie. Z jednej strony na scenie stałą Sepultura, z drugiej zaś w powietrzu wisiało dziwne wrażenie, że trwa koncert zespołu wykonującego rovery owej Sepultury. W sumie nietrudno było o takie wrażenie zważywszy że stary skład, reprezentowany był na scenie jedynie przez Andreasa Kissera (gitara) oraz Paulo Jr. na basie.
Jak by wyczuwając nastrój, Kisser zaczął nagle grać wstęp do Paranoida Black Sabath. Było to ewidentne oczko puszczone do co bardziej wstrzemięźliwej w odbiorze nowej Sepultury publiki. „Sorki chłopaki, nie ma Maxa, jesteśmy my, i jeśli nas lubicie to pewnie wiecie że startowaliśmy od grania roverów, traktujcie więc ten koncert jako zabawę a nie msze po starej Sepulturze i dajcie nam pokazać co potrafimy" zdawał się mówić dźwiękami Paranoida Andreas.
Nastrój wyraźnie się poprawił, i dalsza częśc koncertu przebiegła w typowy dla Polski klimacie. Szalejąca publika, ludzie skaczący sobie na głowy, śpiewy i oklaski po każdym wykonanym utworze. Oglądanie tego występu zaczęło być przyjemne, a sam zespól jak by nabrał wiatru w skrzydła. Ponad dwumetrowy wokalista, złapał doskonały kontakt z publicznością, a Sepultura pokazała, że nie jest jedynie cieniem swej historii. Takie można było mieć przynajmniej wrażenie do chwili kiedy tłum coraz głośniej zaczął skandować żadanie zagrania utworu który dla wielu fanów jest nierozerwalnie związany z Sepulturą, czyli Roots.
Chłopcy długo ociągali się ze spełnieniem żądania publiki, w przestrzeń popłynęły w międzyczasie Arise, Troops Of Doom, Com back Alive i dopiero gdy miała wybić pełna godzina występu Derrik pochylił się nad widownia i rzucił, żeby nie wydawało się jej, że to koncert życzeń. Zgasły światła i z ciemności zaczęło wydobywać się intro do Roots.
I Believe In Our Fate, We Don't Need To Fake… słowa które odkręciły kurek z emocjami. Tłum zagłuszył swym śpiewem nagłośnienie, zespół zdawał się jedynie markować, że wykonuje ten utwór, a Stodoła zatrzęsła się od pogo. Szał trwał przez cały czas jaki Sepultura przeznaczyła na wykonanie tego legendarnego numeru. Po jego końcu, z ust Dreasa padło tylko Dziękuję Polska, chłopcy zeszli ze sceny, nie było bisów.
Przed oczyma stanął mi koncert Maxa i Soul Fly z 2001 roku. Zaczął się właśnie od Roots, wywołując podobna hekatombę, tyle że po niej nastąpiło jeszcze większe szaleństwo. Jego ex koledzy ponad pułap Roots albo nie mogą albo nie chcą wyjść. Po tym koncercie trudno było nie zauważyć, że tam gdzie kończą się ich obecne emocje, były lider zaczyna dopiero zabawę. Trzeba jednak przyznać, że siedząc w pułapce przeszłości, starają się z niej wyrwać. Niełatwe to zadanie, i ciężki krzyż, zwarzywszy, że nowa sepultura wydała już kilka płyt, a publiczność żywiołowo reaguje główne na utwory skomponowane wraz z byłym liderem. W sumie może to być upokarzające dla muzyków. Starać się, tworzyć i widzieć że wciąż nie odrobiło się strat związanych z własnym zadufaniem którego ofiarą stał się były lider. To smutna konstatacja, zważywszy, że koncert Sepultury należy uznać do niezwykle udanych i klimatycznych.

Aktualności
Sepultura - wykastrowany gigant
Sepultura to zespół, który dorobił się pozycji legendy. Grająca od 1984 formacja przeszła wiele w swej historii.
Komentarze (0)