O swojej pierwszej książce zatytułowanej „Jak zostać sławną” opowiada aktorka Anna Powierza

Przypuszczam, że niejedna czytelniczka, przyciągnięta Pani nazwiskiem, tytułem „Jak zostać sławną” oraz tytułami rozdziałów, na przykład „Najważniejsze jest pierwsze wrażenia” czy „Dbaj o kondycję”, może pomyśleć: Ha! Mam w ręku klucz do sukcesu! Czy taki był pani plan?

 
Prawdę mówiąc, sama nie znam klucza do sukcesu. Chodziło mi raczej o przedstawienie w trochę krzywym zwierciadle, a trochę z przymrużeniem oka środowiska filmowego i to, co się dzieje wokół sławy. Generalnie trzeba być pewnym siebie i pięknym, i zawsze gotowym, nie odkrywam niczego nowego. To są prawdy znane od wieków chyba na całym świecie.

Książka jednak nie jest poradnikiem, tylko powieścią, która może spodobać się czytelniczkom Helen Fielding czy Katarzyny Grocholi. Dlaczego zdecydowała się pani na beletrystykę?

Nigdy nie miałam w planach pisania poradników ani autobiografii. Jeśli chodzi o tego typu formy, to jestem - moim zdaniem - zbyt młoda i niedoświadczona, żeby komukolwiek cokolwiek doradzać. Natomiast jestem fanką książek. Czytam je od lat, dla mnie beletrystyka to podstawa. Chciałam napisać coś, co sama chętnie bym przeczytała.

Pani powieść nie zawiera żadnych elementów autobiograficznych?

Na dobrą sprawę wszystkie opisane w książce wydarzenia mogły się przytrafić i na pewno wydarzyły się na niejednym planie. Natomiast bohaterowie i ich reakcje to już wyłącznie wynik mojej wyobraźni tudzież produkt wyobraźni moich bohaterów, którzy zaczęli żyć własnym życiem i nie chcieli dać się nagiąć do planów, które miałam co do nich.

Bohaterowie wymykali się pani spod kontroli i podążali własną ścieżką?

Notorycznie, co mnie zdumiało. Szczerze mówiąc, ilekroć chciałam napisać coś, co wydawało mi się fajne i miało poprowadzić akcję w odpowiednim kierunku, praca utykała czasami nawet na tygodnie i nie byłam w stanie przebrnąć dalej. W końcu załamywałam się i dochodziłam do wniosku, że trudno, będę pisała to, co dyktują mi postaci, a potem zobaczę, co z tego wyniknie. Teraz mam wrażenie, że powstały w ten sposób najfajniejsze fragmenty książki. W pewnym momencie oddałam dzieło w ręce moich bohaterów. Dość łatwo przyszło mi natomiast zrezygnować z dłuższych opisów czy opowiadania jak coś wygląda. Książka nie jest przecież ekranem telewizora czy ekranem kinowym, natomiast bardzo traci się przy opisach na tempie i dynamice, na których bardzo mi zależało.

Czy mogłaby pani porównać pracę na planie filmowym i podczas pisania powieści? W jakiej sytuacji czuje się pani bardziej wolna i niezależna?

Na planie jest oczywiście reżyser, który kieruje pracą, ale jednocześnie mogę wykorzystać o wiele więcej środków wyrazu. Mimo wszystko słowo pisane trochę ogranicza. Odbiera gesty, mimikę i tembr głosu. To wszystko trzeba bardzo nadrabiać. Z jednej strony pisanie jest trochę łatwiejszą pracą, bo nikt nie mówi co, jak, gdzie i po co, nikt niczego nie narzuca, każdy fragment świata mogę stworzyć własnoręcznie, natomiast z drugiej strony trochę brakowało mi w trakcie pisania moich standardowych środków wyrazu.

Czy nie obawia się pani, że być może ktoś z pani znajomych ze środowiska filmowego rozpozna siebie w którejś postaci? Niewykluczone, że niektórzy będą czytali „Jak zostać sławną” jako powieść z kluczem.

Nie odpowiadam za przedsięwzięcia mojego czytelnika. Jeśli uda mu się dopasować coś do kogoś lub jeśli znajdzie choćby sugestię podobieństwa do kogoś popularnego, to będę szczerze zdumiona, bo czegoś takiego w tej książce nie ma. Nie wzorowałam moich bohaterów na nikim, kogo znam, a nawet na nikim, kogo nie znam, ale o nim słyszałam. Moja książka nie miała nikomu dokopać, tylko rozbawić, zatem nie miałam potrzeby sięgania po znajome osoby.

Dobrze się pani bawiła w trakcie pisania?

Zabawa była przeogromna. Bardzo podobała mi się sama praca nad książką. Grono znajomych recenzowało na bieżąco to, co napisałam. Dając im kolejne fragmenty do przeczytania sprawdzałam, kiedy się uśmiechają i z jakiego powodu, tak więc prowadziłam bardzo poważne badania na temat tego, co i dlaczego śmieszy (śmiech).

Pani bohaterka pochodzi z Krosna. Dlaczego wybrała pani na główną postać osobę spoza Warszawy, skoro jest pani warszawianką?

Po pierwsze dlatego, że jestem emocjonalnie związana z Krosnem, bardzo często tam wyjeżdżałam, mam tam wielu przyjaciół. Chciałam jakoś zaznaczyć to miejsce na mapie, gdyż jest to miasto mało znane. Teraz trochę się wybija, ale kiedy pisałam książkę, było jeszcze mocno zagubione i zaniedbane. Po drugie zależało mi na tym, aby uczynić bohaterką kogoś z zewnątrz. Mieszkając w Warszawie człowiek siłą rzeczy ociera się o pewne światy, a mnie zależało na tym, żeby bohaterka była kompletnie spoza, z zewnątrz, bez najmniejszej świadomości tego, co może dziać się w świecie filmowców. Iza jest potwornie naiwna i roztrzepana. Myślę, że warszawianka, która nie raz i nie dwa w ramach różnych przedsięwzięć towarzyskich stykałaby się z ludźmi filmu, nie mogłaby być do tego stopnia naiwna.

Magdalena Walusiak