"Marek Edelman. Życie. Po prostu" to jedna z książek, które udowadniają, że wcale nie jest tak, że wszystko już zostało napisane na temat Marka Edelmana - legendarnego, jedynego żyjącego przywódcy powstania w Getcie Warszawskim. Za najbardziej fascynujący i dość dokładnie przez autorów – Witolda Beresia oraz Krzysztofa Burnetko – przebadany należy uznać powojenny rozdział życia Marka Edelmana: studia medyczne, pracę naukową i praktykę lekarską, następnie działalność w opozycji demokratycznej.
Wojna jest skończona, ale wydaje się, że dla Marka Edelmana skończona nigdy nie będzie, że ciągle trwa, a kto tego nie rozumie, ten jest głupcem. Jaka wojna, można zapytać i dlaczego ten Starzec psuje ciągle większości swoich rozmówców nastrój? Psuje nastrój całemu światu, który swojskim „Nigdy więcej” strzepnął problem ludobójstwa z płaszcza. Gdy się zrozumie, że w definicji Marka Edelmana Żydem jest każdy kto jest bity - wówczas staje się jasne, że właśnie dlatego powstanie trwa, a Edelman ciągle dowodzi, w każdym razie takie sprawia wrażenie. To każe mu zabiegać o podejmowanie ryzyka w rozlicznych sytuacjach szpitalnych i lekarskich, to każe mu pisać listy do wszystkich przywódców świata gdy rzecz idzie o oblężone Sarajewo, okupowane Kosowo, eksterminowany Tybet. Mówi brutalnie i prosto. Uwiarygodnia to, co mówi tym, co robi. W 1993 roku mając już dużo ponad siedemdziesiąt lat na karku wsiada tak jak inni do ciężarówki i jedzie razem z konwojem pomocy humanitarnej do oblężonego Sarajewa.
Z wieloma jego sądami trudno się zgodzić, ale to jeden z ostatnich ludzi, którzy wygłaszając najostrzejsze oceny, nie traci wiarygodności. Niewielu już takich zostało – Bartoszewski, Edelman... a za nimi nic.
Radosław Wiśniewski
Komentarze (0)