Pszczółka Maja, czyli klasyka… anime

Dla wielu widzów – tak najmłodszych, jak i dorosłych – informacja, iż „Pszczółka Maja” nie jest wcale polską produkcją, stanowi spore zaskoczenie. A to przede wszystkim za sprawą świetnego, niezwykle dopracowanego, wiarygodnego dubbingu (z Ewą Złotowską w tytułowej roli, Janem Kociniakiem w roli Gucia czy Teresą Lipowską jako Klementyną) oraz piosenki z czołówki, wykonywanej przez Zbigniewa Wodeckiego. Tymczasem jednak przygody sympatycznego owada i jej przyjaciół powstały na podstawie niemieckiej książeczki dydaktycznej dla dzieci autorstwa niejakiego Waldemara Bonsela, której fabułę (ze znacznymi zmianami, ale o tym za chwilę) austriaccy i niemieccy scenarzyści przekuli w ciekawe, pouczające historie. Stroną animacyjną zajęło się japońskie studio Nippon, mające duże doświadczenie produkcjach bazujących na klasyce literatury, takiej jak „Przygody Tomka Sawyera”, „Ania z Zielonego Wzgórza”, „Pinokio” czy „Przygody Sindbada Żeglarza”. I chociaż my w „Pszczółce Mai” widzimy naszą swojską, żółto-czarną robotnicę, wprawne oko miłośnika anime dostrzeże w niej klasyczny sznyt twórczości typowo japońskiej.

 

„Pszczółka Maja”

 

Kontrowersyjny „ojciec” i totalitarne zapędy małego owada

Pierwowzór rezolutnej pszczółki powstał na długo przed tym, zanim dzieci w Niemczech, Austrii, Francji czy Polsce mogły zakochać się w przygodach Mai, Gucia, Filipa i całej plejady interesujących postaci. W 1912 roku ukazał się zbiór opowiadań „Pszczółka Maja i jej przygody” niemieckiego autora Waldemara Bonsela. I chociaż dzisiaj główna bohaterka tej historii to prawdziwie urocza, ciekawska, serdeczna i momentami niezdarna postać, w oryginalnym tekście literaturoznawcy doszukali się… motywów nawiązujących do propagowania totalitaryzmu. Maja stwierdza bowiem, iż „osy to banda bezużytecznych wałkoni pozbawionych ojczyzny i wiary”, a także odgraża się musze, która nazwała ją „głupkiem” że „nauczy ją szacunku dla pszczół” za pomocą swojego żądła. Żadna z takich kwestii nie znalazła się rzecz jasna w kultowej dziś dobranocce z 1975 roku – zostały one wycięte przez scenarzystów, a pozytywny wizerunek małej pszczoły wzmacniany był przed podejmowane przez nią działania, mające na celu przysłużenie się całej owadziej (i nie tylko) grupie. Dopisano także postacie trutnia Gucia i myszy Aleksandra; zaś wątek pasikonika Filipa znacząco rozbudowano.

 

„Pszczółka Maja” część 3

 

Ideał, który nie potrzebuje odświeżenia

Wysiłek scenarzystów, skrupulatna praca animatorów, przystosowane do dziecięcej wrażliwości, ale nie deprecjonujące czy banale dialogi, mistrzowski w swojej perfekcji (przede wszystkim polski) dubbing, piękna ścieżka dźwiękowa (stworzona przez czeskiego kompozytora Karela Svobodę) – te cechy z pewnością zdecydowały o ogromnym sukcesie składającej się łącznie z 52 odcinków „Pszczółki Mai” na całym świecie, przede wszystkim zaś w Europie środkowo-wschodniej. Animacja w przystępny, interesujący i pobudzający ciekawość sposób prezentowała wątki z zakresu wiedzy przyrodniczej. Przede wszystkim zaś umiejętnie poruszała kwestie społeczne i kulturowe, jak choćby znaczenie przyjaźni, lojalności czy zgodnego działania w grupie. Tytułowa piosenka, skomponowana przez Czecha Karela Gotta (i śpiewana przez niego po czesku, słowacku i niemiecku), w Polsce wykonywana była przez Zbigniewa Wodeckiego i przez następne 40 lat stanowiła podstawę jego repertuaru, nie zawsze ku uciesze samego zainteresowanego. Co ciekawe, w latach 2012-2013 ZDF, w koprodukcji z francuską stacją TF1 i z pomocą Studia 100 z Paryża, stworzyło dwie serie „odświeżonej” i wykonanej techniką trójwymiarową CGI „Pszczółki Mai”. Angielski dubbing, nowe historie i nowoczesna animacja nie dodały jej raczej uroku i to właśnie wersja z połowy lat 70. ubiegłego wieku cieszy się tak sentymentem dorosłych, jak i sympatią najmłodszych, stanowiących kolejne pokolenie z radością nucące nieśmiertelne „tę pszczółkę, którą tu widzicie…”

 

„Pszczółka Maja” Hiroshi Saito Mitsuo Kaminashi

 

Więcej podobnych artykułów czeka na was w dziale Oglądam.