
Wywiady
Przede wszystkim muzyk. Z krwi i kości. Wywiad z Justyną Steczkowską
Tom Kultury: Promocja nowej płyty Daj mi chwilę ruszyła pełną parą, ale natrafiłem na forum internetowym na niedopieszczonego fana.Justyna Steczkowska: Myślę, że to jakiś błąd, ponieważ gramy prawie codziennie koncerty z nowymi piosenkami.
Tom Kultury: Promocja nowej płyty Daj mi chwilę ruszyła pełną parą, ale natrafiłem na forum internetowym na niedopieszczonego fana.
Justyna Steczkowska: Myślę, że to jakiś błąd, ponieważ gramy prawie codziennie koncerty z nowymi piosenkami. Nie sądzę, aby czuli się niedopieszczeni. Być może ktoś tak się czuł, bo nie dojechał jeszcze na koncert :-)
TK: Więc to widocznie był typ frustrata - malkontenta. Bardzo ciepło wypowiadasz się o najnowszym klipie do utworu to tylko złudzenie. Jest wyjątkowy?
J.S.: W tych czasach taka produkcja jest wyjątkowa choćby dlatego, że udało się ją zrobić. Przy takiej sprzedawalności płyt, jaką mamy teraz na rynku, nawet wtedy, kiedy wydawałoby się, że album odnosi sukces, a artysta zdobywa złotą czy platynową płytę, żeby zrobić to na taśmie filmowej, trzeba wydać pieniądze, których tak naprawdę nie odzyskuje się ze sprzedaży płyt. Więc jeśli powstaje taka produkcja, to oznacza, że artysta rezygnuje w dużej mierze ze swego honorarium po to, żeby zrobić coś dobrego dla ludzi, ufając że im się to spodoba. Tak było też i w tym przypadku. Uważam, że to bardzo piękny klip i bardzo kobiecy. Taki jakiego szukaliśmy. Reżyserowała go cudowna kobieta Patrycja Woy - Wojciechowska.
TK: Dużymi krokami zbliża się Woodstock. Czy w tym roku też planujesz występ na tym festiwalu? W 2006 to była ogromna niespodzianka.
J.S.: Nie. W tym roku na pewno nie, bo jestem zajęta wydaniem nowej płyty (premiera odbyła się 1 czerwca), ale mówiąc szczerze jestem bardzo wdzięczna Jurkowi Owsiakowi, że dał mi taką szansę, bo jednak to było ryzyko dla nas wszystkich. Dla niego - bo jest to festiwal rockowy, a ja od wielu lat się z taką muzyką nie kojarzę. Dla mnie - ponieważ chciałam zagrać dla tej publiczności, dla której muzyka jest wielkim świętem. Ale przede wszystkim chciałam, żeby ludzie nie wiedzieli, że to jestem ja.
TK: Dlatego pseudonim gravitations?
J.S.: Tak, ale nie dlatego, że bałam się wystąpić jako Justyna Steczkowska. Po prostu chciałam, żeby ludzie spojrzeli na mnie jak za pierwszym razem. Żebym była dla nich czystą kartą. Żebym nie była Justyną Steczkowską, którą znają z siedmiu wydanych płyt, z telewizji, z programów. Po prostu, żebym była dla nich tylko tą dziewczyną. Dlatego powiedziałam Jurkowi, że nie zależy mi na tym, żeby ludzie wiedzieli, że to jestem ja. Chciałam, żeby tego nie wiedzieli. Jeśli ktoś się zorientuje, że to śpiewa Justyna Steczkowska, to super. Jeśli nie, nie ma to dla mnie większego znaczenia.
TK: Czy to znaczy, że powoli kwitnie w Tobie chęć zmiany swojego wizerunku?
J.S.: Trudno o tym mówić w przypadku Woodstock. Tu chodzi o to, że jeśli człowiek jest już długo znany, to nosi na sobie pewnego rodzaju bagaż. Ludzie przestają patrzeć na mnie jak na muzyka. Patrzą na mnie jak na gwiazdę, a to nigdy nie było moim celem. Na Woodstock chciałam, żeby przypomnieli sobie o tym, że ja przede wszystkim śpiewam, jestem muzykiem z krwi i kości, że za nazwiskiem Justyna Steczkowska stoją jakieś konkretne umiejętności, a nie nazwisko. Jurek zgodził się i naprawdę odnieśliśmy wtedy sukces. Publiczność śpiewała mi „sto lat”, a ja po prostu płakałam ze wzruszenia, że się udało i że mnie przyjęli w moim starym i nowym repertuarze. Zrobiłam aranżację starych piosenek w zupełnie nowy sposób i naprawdę to było dla nich i dla nas wielkie przeżycie. Miałam przepiękne recenzje na swojej stronie, na forach. Także zdecydowana większość ludzi była zachwycona koncertem. No i sama ich reakcja, że śpiewali mi „sto lat”. Naprawdę to mi się zdarzyło pierwszy raz w życiu i to na Woodstock! Nie mogłam sobie wymarzyć lepszej sytuacji.
TK: Czy to zmęczenie postrzeganiem Ciebie jako gwiazdy, odwracanie uwagi od muzyka, a skupianie na nazwisku, miało wpływ na płytę? Jaki jest nowy album?
J.S.: Nowy album jest pełen pięknych melodii, przemyślanych tekstów, akustycznych instrumentów. Jest bliższy temu, co robiłam na początku, ale ma w sobie więcej spokoju i dojrzałej kobiecości. Co do pierwszej części pytania... nie wiem... po prostu to jest taki zawód. Trzeba umieć sobie z tym radzić, a przede wszystkim starać się nie zagubić proporcji pomiędzy byciem znanym, a byciem artystą, który ma coś do powiedzenia - artystą z nazwiskiem, za którym stoją konkretne umiejętności.
TK: Nie brakuje Ci w takim razie anonimowych, kameralnych koncertów?
J.S.: Teraz właśnie gram takie koncerty. Mam trasę klubową razem z Bruno Banani. Zagraliśmy już 4 koncerty, przed nami następne. Odbiór nowych piosenek jest naprawdę fantastyczny. Zawsze grałam koncerty duże lub teatralne i ludzie nigdy nie mieli okazji zobaczyć mnie z bliska. Tutaj mają mnie na wyciągnięcie ręki, a ja ich. To zupełnie inna energia. Jestem zachwycona i - z tego co widzę - publiczność też.
Rozmawiał Karol Modzelewski
Komentarze (0)