"Bitwa w Labiryncie" to czwarta część serii "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy", która w sprzedaży ukaże się 22 września.
Tym razem Percy Jackson nie spodziewa się niczego dobrego po dniu otwartym w nowej szkole. Ale kiedy nagle pojawia się jego tajemnicza znajoma śmiertelniczka oraz demoniczne cheerleaderki, sytuacja staje się po prostu dramatyczna.
Czas ucieka, a wojna między Olimpijczykami a straszliwym królem tytanów Kronosem zbliża się nieuchronnie. Zagrożony Obóz Herosów z każdą minutą coraz mniej przypomina bezpieczną przystań, ponieważ armia Kronosa szykuje się do ataku na jego dotąd niedostępne granice. Żeby powstrzymać inwazję, Percy i jego przyjaciele muszą wyruszyć na wyprawę przez Labirynt – ogromną podziemną krainę, gdzie za każdym zakrętem czają się potwory i zdumiewające niespodzianki.
Przeczytaj fragment rozdziału I:
Bitwa z drużyną cheerleaderek.
Ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę w wakacje, było wysadzenie kolejnej szkoły. Mimo to w poniedziałkowy ranek pierwszego czerwca siedziałem w samochodzie mamy, zaparkowanym przed budynkiem szkoły średniej Goode przy 81. ulicy. Goode mieściła się w wielkim gmachu z brązowego piaskowca, usytuowanym nad East River. Przed bramą parkowało kilka BMW i limuzyn. Wpatrując się w fantazyjny kamienny łuk nad wejściem, zastanawiałem się, jak szybko mnie stąd wywalą.
– Wyluzuj. – Mama wcale nie była rozluźniona. – To tylko dzień otwarty. No i pamiętaj, kochanie, że w tej szkole uczy Paul. Dlatego postaraj się… No wiesz.
– Nie zniszczyć jej?
– Tak.
Paul Blofis, chłopak mojej mamy, stał przed bramą, witając wchodzących po schodach przyszłych uczniów dziewiątej klasy. Ze szpakowatymi włosami, w dżinsach i skórzanej kurtce wyglądał jak aktor z telewizji, ale był tylko nauczycielem angielskiego. Udało mu się przekonać Goode, żeby przyjęli mnie do dziewiątej klasy, mimo że wylatywałem po kolei ze wszystkich dotychczasowych szkół. Ostrzegałem go, że to może nie być dobry pomysł, ale nie chciał słuchać.
Spojrzałem na mamę.
– Nie powiedziałaś mu prawdy o mnie, co?
Nerwowo bębniła palcami w kierownicę. Ubrała się elegancko na rozmowę o pracę – w swoją najlepszą niebieską sukienkę i buty na wysokich obcasach.
– Uznałam, że powinniśmy z tym poczekać – odparła.
– Żeby go nie odstraszyć?
– Jestem przekonana, że dzień otwarty minie spokojnie, Percy. To tylko jedno przedpołudnie.
– Super – mruknąłem. – Mogą mnie wyrzucić jeszcze przed początkiem roku.
– Myśl pozytywnie. Jutro jedziesz na obóz! Po lekcjach masz randkę…
– To nie jest żadna randka! – zaprotestowałem. – To tylko Annabeth, mamo. Rany!
– Przyjedzie z obozu specjalnie po ciebie.
– No i co?
– Idziecie do kina.
– Aha.
– Tylko we dwoje.
– Mamo!
Uniosła ręce, jakby się poddawała, ale byłem pewny, że bardzo się stara nie roześmiać.
– Idź już do środka, kochanie. Zobaczymy się wieczorem.
Miałem właśnie wysiąść z samochodu, kiedy mój wzrok powędrował ku stopniom wiodącym do szkoły. Paul Blofis witał dziewczynę z kręconymi rudymi włosami. Miała na sobie brązowy podkoszulek i sprane dżinsy popisane mazakami. Kiedy się odwróciła, dostrzegłem jej twarz i dostałem gęsiej skórki.
– Percy? – spytała mama. – Coś nie tak?
– N-nic – wyjąkałem. – Czy w tej szkole jest boczne wejście?
– Z tamtej ulicy po prawej. Po co ci to?
– Do zobaczenia.
Mama miała już coś powiedzieć, ale wyskoczyłem z samochodu i pobiegłem z nadzieją, że rudowłosa dziewczyna mnie nie zauważyła.
Co ona tu robi? Nawet ja nie mogę mieć takiego pecha.
No dobra. Wkrótce miałem się przekonać, że mój pech może być znacznie większy.
Niespecjalnie udało mi się wślizgnąć na dzień otwarty niezauważonym. Dwie cheerleaderki w fioletowo-białych mundurkach stały przy bocznym wejściu, licząc, że zaskoczą nowych uczniów.
– Hej! – Uśmiechnęły się, a ja uznałem, że to moja pierwsza i ostatnia szansa na to, że jakakolwiek cheerleaderka będzie dla mnie miła.
Jedna z nich była blondynką o lodowatych niebieskich oczach, druga, czarnoskóra, miała ciemne kręcone włosy jak Meduza (a wierzcie mi, znam się na tym). Obie dziewczyny miały imiona wyszyte ukośnymi literami na mundurkach, ale przy mojej dysleksji wyglądało to jak pozbawione sensu spaghetti.
– Witaj w Goode – odezwała się blondynka. – Zobaczysz, będzie cuuudnie.
Kiedy jednak mierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów, wyraz jej twarzy mówił co innego: Ble, co to za łajza?
Druga dziewczyna podeszła nieprzyjemnie blisko. Przyjrzałem się literom wyszytym na jej mundurku i odszyfrowałem imię Kelli. Pachniała różami i czymś jeszcze, co rozpoznałem dzięki lekcjom jeździectwa na obozie: był to zapach świeżo umytych koni. Dziwaczny zapach jak na cheerleaderkę. Może uprawiała jeździectwo czy coś w tym rodzaju. W każdym razie podeszła tak blisko, że mogła mnie zepchnąć ze schodów.
– Jak masz na imię, kotku?
– Kotku?
– Wszyscy nowi to nasze kotki.
– Yyy. Percy.
Dziewczyny spojrzały po sobie.
– Ach, Percy Jackson – powiedziała blondynka. – Czekałyśmy na ciebie.
Te słowa zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Dziewczyny blokowały wejście, uśmiechając się bynajmniej nie przyjacielsko. Moja ręka powędrowała do kieszeni, gdzie trzymałem zabójczy długopis imieniem Orkan. Nagle z wnętrza budynku dobiegł inny głos.
– Percy?
To był Paul Blofis, który musiał stać gdzieś w głębi korytarza. Pierwszy raz ucieszyłem się aż tak bardzo na dźwięk tego głosu.
Cheerleaderki cofnęły się. Przepchnąłem się między nimi tak ochoczo, że przypadkiem trąciłem Kelli kolanem w udo.
Brzdęk.
Jej noga wydała głuchy, metaliczny odgłos, jakbym kopnął w maszt na flagę.
– Au – mruknęła. – Uważaj, kocie.
Spojrzałem w dół, ale jej noga wyglądała całkiem zwyczajnie. Byłem zbyt przerażony, żeby zadawać dalsze pytania. Rzuciłem się w głąb korytarza, słysząc za sobą śmiech dziewczyn.
– Jesteś! – powitał mnie Paul. – Witaj w Goode!
– Hej, Paul… To znaczy, dzień dobry, panie Blofis. – Obejrzałem się, ale dziwaczne cheerleaderki zniknęły.
– Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha, Percy.
– Yyy… No…
Paul poklepał mnie po plecach.
– Wiem, że się denerwujesz, ale nie przejmuj się tak. Mamy tu mnóstwo dzieciaków z ADHD i dysleksją. Nauczyciele wiedzą, jak sobie z tym radzić.
Omal się nie roześmiałem. Jakby to ADHD i dysleksja były moimi największymi zmartwieniami. Oczywiście wiedziałem, że Paul stara się mi pomóc, ale gdybym mu powiedział prawdę, albo uznałby mnie za wariata, albo uciekłby z krzykiem. Na przykład te cheerleaderki. Miałem co do nich złe przeczucia…
Mój wzrok powędrował w głąb korytarza i przypomniałem sobie kolejny problem. Rudowłosa dziewczyna, którą widziałem na frontowych schodach, pojawiła się właśnie w głównym wejściu.
Nie patrz na mnie, błagałem w myślach.
Zauważyła mnie. Zrobiła wielkie oczy.
– Gdzie ten dzień otwarty? – zapytałem Paula.
– W sali gimnastycznej. Tam. Ale…
– Dozo.
– Percy? – zawołał za mną, ale ja już puściłem się pędem.
Myślałem, że ją zgubiłem.
Ku sali gimnastycznej kierowała się grupka dzieciaków i wkrótce wmieszałem się w tłum trzystu czternastolatków stłoczonych na trybunach. Orkiestra dęta fałszowała jakąś melodię – brzmiało to tak, jakby ktoś walił metalowym kijem bejsbolowym w worek pełen kotów. Na środku stali starsi uczniowie, pewnie z samorządu – poprawiali mundurki i starali się wyglądać luzacko. Wokół kręcili się nauczyciele, uśmiechając się i witając z uczniami. Na ścianach sali gimnastycznej wisiały wielkie fioletowo-białe banery z napisami w stylu „WITAMY PRZYSZŁYCH UCZNIÓW”, „GOODE TO CUD”, „JESTEŚMY RODZINĄ” i podobnie radosnymi sloganami, na których widok robiło mi się niedobrze.
Żaden z przyszłych uczniów nie wyglądał na zachwyconego. Wiecie, dni otwarte w czerwcu nie są zabawne, zważywszy, że szkoła zaczyna się dopiero we wrześniu – ale w Goode „zaczynamy wyścig po sukces już teraz!”. W każdym razie tak informowała ulotka.
Orkiestra skończyła grać. Facet w prążkowanym garniturze podszedł do mikrofonu i zaczął gadkę, ale w sali był taki pogłos, że nie miałem pojęcia, co mówi. Równie dobrze mógł sobie płukać gardło.
Ktoś chwycił mnie za ramię.
– Co ty tu robisz?
To była ona: mój rudowłosy koszmar.
– Rachel Elizabeth Dare – powiedziałem.
Szczęka jej opadła, jakby nie wierzyła, że zdołałem zapamiętać jej imię.
– A ty jesteś Percy coś tam. Nie dosłyszałam twojego nazwiska w grudniu, kiedy próbowałeś mnie zabić.
– Słuchaj, ja wcale… Ja nie… Co ty tu robisz?
– Chyba to samo co ty. Przyszłam na dzień otwarty.
– Mieszkasz w Nowym Jorku?
– A co, myślałeś, że na Zaporze Hoovera?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ile razy o niej myślałem (nie rozmyślałem o niej, po prostu czasem mi się przypominała, dobra?), zawsze wyobrażałem sobie, że mieszka gdzieś w okolicy Zapory Hoovera, ponieważ tam się spotkaliśmy. Spędziliśmy razem jakieś dziesięć minut, podczas których przypadkiem zamachnąłem się na nią mieczem, ona uratowała mi życie, po czym uciekłem ścigany przez bandę maszyn do zabijania. Wiecie, typowa przypadkowa znajomość.
– Ej, zamknijcie się – szepnął jakiś koleś za nami. – Cheerleaderki mówią!
– Siema, chłopaki! – zaświergotała do mikrofonu dziewczyna. Była to ta blondynka, którą spotkałem przy wejściu. – Mam na imię Tammi, a to moja kumpela Kelli. Kelli wykonała młynek. Siedząca koło mnie Rachel wrzasnęła, jakby ktoś ukłuł ją szpilką. Kilku uczniów spojrzało w jej stronę i parsknęło karcąco, ale Rachel dalej wpatrywała się z przerażeniem w cheerleaderki. Tammi chyba nie zauważyła tego wybuchu. Nawijała o tym, jakie wspaniałe rzeczy czekają nas w nowej szkole.
– Uciekaj – powiedziała do mnie Rachel. – Już.
– Dlaczego?
Nie wyjaśniła. Przepchnęła się na koniec trybuny, nie zważając na zdziwione spojrzenia nauczycieli i pomruki dzieciaków, którym następowała na palce. Zawahałem się. Tammi wyjaśniała, że mamy podzielić się na małe grupki i zwiedzić szkołę. Kelli złapała moje spojrzenie i uśmiechnęła się do mnie rozbawiona, jakby czekała, co zrobię. Nie wyglądałoby to dobrze, gdybym teraz zwiał. Paul Blofis siedział na dole wśród nauczycieli. Zacząłby się zastanawiać, co się stało. W tej samej chwili przypomniało mi się, jaką to szczególną cechą wykazała się Rachel Elizabeth Dare zeszłej zimy na Zaporze Hoovera. Była w stanie dostrzec, że grupka ochroniarzy to wcale nie ochroniarze – nie byli nawet ludźmi. Z bijącym mocno sercem wstałem i wyszedłem za nią z sali gimnastycznej.
Premiera książki "Bitwa w Labiryncie" 22 września.
Wydawnictwo Galeria Książki/K.P.

Aktualności
Przeczytaj fragment czwartej części serii "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy"
Tym razem Percy Jackson nie spodziewa się niczego dobrego po dniu otwartym w nowej szkole. Ale kiedy nagle pojawia się jego tajemnicza znajoma śmiertelniczka oraz demoniczne cheerleaderki, sytuacja staje się po prostu dramatyczna.
Komentarze (0)