Wywiad z Sanją Ilićem – założycielem projektu Balkanika, jednym z najpopularniejszych kompozytorów na Bałkanach.


Projekt Balkanika powstał w 2000 roku. Czy narodzinom Balkaniki przyświecała jakaś idea?

Zakładając Balkanikę chciałem stworzyć projekt, który łączyłby w sobie tradycyjną, bałkańską muzykę religijną i lokalny folk, w którym istotną rolę odgrywałaby elektronika. Chciałem znaleźć inspiracje nie tylko w Serbii, ale na całym Półwyspie Bałkańskim, który bez wątpienia jest jednym z najciekawszych regionów świata, jeśli chodzi o tradycyjną muzykę ludową. W ten sposób inspiracje muzyczne poprowadziły nas w przeszłość, do korzeni tego regionu, do czasów Imperium Bizantyjskiego.  

W Balkanice występują muzycy pochodzący z większości krajów bałkańskich. Jak Ci się udało namówić ich do współpracy przy tym projekcie?

Popularność pierwszego albumu zatytułowanego „Balkan 2000” spowodowała, że zostałem pianistą w znanej na Bałkanach grupie Balkan Winds, w której każdy muzyk pochodzi z innego kraju Półwyspu Bałkańskiego:  Turcji, Bułgarii, Rumunii, Grecji, Chorwacji, Macedonii, Serbii. Między nami zawiązała się przyjaźń, utrwalana kolejnymi, wspólnymi koncertami. Naturalne więc było dla mnie, że gdy zaczynałem pracę nad kolejnym albumem „Balkan Koncept”, zaprosiłem ich do współpracy. A były tam tak wybitne osobowości muzyczne jak: Theodisi Spasov z Bułgarii, który grał na kaval oraz perkusista Izzet Kizil z Turcji.

Jak wyglądała praca nad albumem „Balkan Koncept”?

Zaczynając nagrywanie tego krążka musiałem uczynić krok do przodu w porównaniu z albumem „Balkan 2000”. Po jego opublikowaniu wszyscy zaczęli kopiować brzmienie tej płyty, zarówno w Serbii, jak i okolicznych krajach. Będąc jednym z pierwszych muzyków w byłej Jugosławii, który zaczął flirt z elektroniką, postanowiłem wykorzystać ją na „Balkan Koncept”. Oczywiście bardzo ważne było określenie, jak dużo elektroniki można użyć w tych nagraniach, by nie zabiła ona emocji, jakie płyną ze starych, ręcznie wykonanych instrumentów ludowych, takich jak: kaval, tapan czy darbuka. Częścią orkiestry stała się nawet gitara elektryczna, której partie zostały nagrane z pewnym „brudem” dźwiękowym, co nie tylko znakomicie sprawdzało się na koncertach, ale także miało duży wpływ na brzmienie albumu.

Album „Balkan Koncept” odniósł ogromny sukces nie tylko w krajach byłej Jugosławii, ale także w większości państw europejskich. Jak myślisz, dlaczego tak się stało?

Być może dlatego, że muzyka Balkaniki jest czymś kompletnie nowym dla Europejczyków. Być może urzekło ich połączenie ultra nowej elektroniki z tradycyjnymi instrumentami ludowymi. Myślę, że właśnie ta kombinacja sprawiła, że dwie kompozycje z „Balkan Koncept” trafiły na kultową składankę „Buddha Bar VIII”.

Integralną częścią projektu Balkanika są koncerty. Możesz opisać typowy występ na żywo Balkaniki?

Koncerty Balkaniki, z gigantyczną produkcją, mogą być porównywane z największymi, światowymi wydarzeniami. Ciężko opisać wrażenie, jakie masz po występie. Ogromna scena, z mnóstwem świateł i efektów laserowych, perfekcyjnym brzmieniem może nie pasuje do grupy grającej muzykę ethno. Jednak Balkanika trafiła w najbardziej wyrafinowane gusta dzięki własnemu managementowi i produkcji. Często na koncertach, poza piętnastoma podstawowymi muzykami, pojawia kolejnych 30 osób z chóru, sekcji instrumentów smyczkowych, tancerze i tancerki, efekty pirotechniczne.
Czasem na koncertach Balkanika występuje z orkiestrą symfoniczną. Tak było w 2007 roku na cytadeli w Belgradzie, gdy na scenie pojawiła się między innymi polska wokalistka Fiolka Najdenowicz. Poza nią, przez scenę przewinęło się ponad 200 osób!. Niestety, jesteśmy świadomi, że produkcja tak dużych koncertów jest bardzo droga i dlatego Balkanika bardzo często występuje na scenie w podstawowym, piętnastoosobowym składzie.

Album „Balkan Koncept” ukazał się właśnie w Polsce, w specjalnej, rozbudowanej wersji. Do oryginalnej zawartości krążka dodanych zostało 5 utworów zaśpiewanych przez polskie wokalistki: Fiolkę, Justynę Steczkowską, Nataszę Urbańską i Ginę Tarasiuk. Czy słyszałeś już polską wersję płyty? Czy wcześniej słyszałeś wspomniane przeze mnie wokalistki?

Muszę przyznać, że moja reakcja na polską wersję albumu była entuzjastyczna. Szczególnie podobały mi się kompozycje, które w oryginale były instrumentalne. Każda z tych wokalistek ma przepiękny, niezwykły głos. Każda z nich zaśpiewała te utwory w innej manierze wokalnej, co według mnie czyni polską wersję krążka wyjątkową i bliską mojemu sercu. Gdy słuchałem polskich wersji piosenek Balkaniki, rozumiałem nawet fragmenty tekstów. Dzięki temu odczuwałem pewien rodzaj ekscytacji.
Nie jestem pewien, jak Polacy przyjmą moją muzykę, ale mam nadzieję, że twórczość Balkaniki zostanie u Was przyjęta z entuzjazmem.

Porozmawiajmy chwilę o Twej przeszłości muzycznej. Zaczynałeś jeszcze w latach 70-tych ubiegłego wieku w grupie San. Jak wspominasz tamte czasy?

San był moim pierwszym zespołem. Graliśmy muzykę spod znaku takich kapel jak
Beach Boys czy Mamas And Papas. To był taki wczesny okres mojej twórczości, ale tak jak bywa z pierwszą miłością, wspominasz go najczulej. Jak zapewne wiesz, w latach 70 i 80 Jugosławia była jednym z przodujących krajów, nie tylko na Bałkanach, ale także w byłym bloku wschodnim. Nawet w Jugosławii była wtedy ogromna konkurencja na rynku muzycznym.  Wtedy nie było komputerów i nie każdy mógł zostać muzykiem. Powstawały tu płyty, które moim zdaniem, nie odbiegały od standardów zachodnich. Wtedy właśnie wielokrotnie byłem wyróżniany tytułem „kompozytor roku”, moje piosenki były „hitami roku” i „hitami dekady”. Z dumą mogę powiedzieć, że moja piosenka „Princess” została kilka lat temu okrzyknięta „najlepszym duetem 20 wieku w Jugosławii”.

W kwietniu 1999 roku, podczas bombardowania Belgradu przez samoloty NATO, skomponowałeś utwór „Mój grad jos peva” („Moje miasto ciągle śpiewa”)…

W Serbii jest takie określenie jak „inat”. Jest to coś jak połączenie dumy i złośliwości. W momencie, gdy ktoś postanowił wysłać samoloty na tak spokojne i pokojowo nastawione miasto jak Belgrad, Serbowie postanowili to zignorować. W tym czasie ogromną rolę w życiu miasta pełnili artyści. Pracowałem wówczas w belgradzkich teatrach z najlepszymi aktorami o niesamowitych zdolnościach wokalnych. Gdy odzywał się sygnał alarmu lotniczego, przerywaliśmy nagrania, aby nie zniszczyć tego, co właśnie zarejestrowaliśmy. Jedną z kompozycji, nagranych w tym czasie było właśnie „Moje miasto wciąż śpiewa”. Taki nasz bunt przeciwko temu, co się wtedy działo w Belgradzie.

Jakie są Twoje plany na najbliższą przyszłość?

Teraz kończę pierwszy etap pracy nad nowym albumem Balkaniki zatytułowanym „Identity”. W październiku Balkanika zagra ostatnie koncerty na Bałkanach, po czym będziemy chcieli zakończyć prace nad nową płytą. Na początek przyszłego roku planujemy trasę po Korei Południowej, gdzie właśnie ukazał się album „Balkan Koncept”. Marzę także o tym, aby wystąpić w końcu w Polsce i zaprosić na scenę tak wspaniałe wokalistki jak Fiolka, Justyna, Natasza i Gina.  

Rozmawiał: Grzegorz Szklarek / Dream Music