"Magiczne drzewo. Czerwone krzesło" Andrzeja Maleszki to doskonale i nowocześnie opowiedziana historia o trójce współczesnych polskich dzieci, które muszą pokonać mnóstwo trudności, by odzyskać miłość rodziców pochłoniętych zarabianiem pieniędzy.

 

W los Kukiego, Tosi i Filipa mocno wplata się świat magii w postaci czerwonego krzesła, które zostało zrobione z Magicznego Drzewa i posiada niezwykłe właściwości.
Niesamowite przygody, niebezpieczeństwa, humor i magia.. Autobus, który zwariował, most ze światła i wielka fala tsunami. Latający dom, olbrzymi lew i sto wyczarowanych psów! Fantastyczna opowieść o trójce dzieci, które znalazły krzesło spełniające życzenia. Te dobre i te złe…

 

Premiera książki 27 sierpnia 2009.

 

Przeczytaj fragment "Magicznego drzewa":



W dwutysięcznym roku nad Doliną Warty przeszła straszliwa burza. Trwała bez przerwy przez trzy dni i trzy noce. Przerażone zwierzęta kryły się w najgłębszych norach. Małe dzieci chowały głowy pod poduszki, by nie słyszeć nieustającego huku grzmotów. W wielu domach zgasło światło, a dachy porwała wichura.
Trzeciego dnia piorun uderzył w olbrzymi stary dąb rosnący na wzgórzu. Drzewo pękło i runęło na ziemię. Zadrżały domy w całej dolinie, a burza natychmiast ustała. Nie był to zwyczajny dąb. Było to Magiczne Drzewo. Miało w sobie ogromną, cudowną moc.
Lecz wtedy nikt o tym nie wiedział. Ludzie zawieźli je do tartaku i pocięli na deski. Z drewna zrobiono setki różnych przedmiotów, a w każdym przedmiocie została cząstka magicznej mocy. W zwyczajnych rzeczach ukryła się siła, jakiej nie znał dotąd świat. Wysłano je do sklepów i od tego dnia na całym świecie zaczęły się niesamowite zdarzenia.


Opowieść 1
Czerwone krzesła


Dokładnie o północy Kuki otworzył oczy i zaraz je zamknął, bo okno rozświetliła błyskawica.
Po sekundzie zahuczał grzmot i dom zadrżał. Kuki naciągnął kołdrę na głowę, bo nienawidził burzy. Od razu sobie wyobrażał, jak dom rozlatuje się na kawałki. Albo jak się pali. Albo że wszystkich porywają upiorne dzieciojady, które przylatują w czasie burzy. Miał dużą wyobraźnię.
– Filip, śpisz...? – szepnął Kuki. – Filip!
Nikt nie odpowiedział. Chłopiec powoli wypełzł spod kołdry i spojrzał na łóżko brata.
Było puste. Filipa nie było. Kuki wyskoczył z łóżka i podbiegł do lampy. Nacisnął włącznik, ale światło się nie zapaliło. Nie było brata i nie było światła!
Ostrożnie otworzył drzwi i wyszedł na ciemny korytarz. Cisza. Słychać tylko kapanie. Plum... Kap... Z sufitu sączyła się strużka wody.
– Co się dzieje? Tośka!
Otworzył drzwi z napisem: Kto wejdzie bez pukania to trup, i krzyknął:
– Tosia! Obudź się!
Ale siostry także nie było. Łóżko stało puste, a kołdra leżała na podłodze. Kuki popędził do pokoju rodziców.
– Tato!
Lecz w ciemnej sypialni nikogo nie było. Tylko potrącona drzwiami wiolonczela wydała długi jęczący dźwięk. Gdzie oni wszyscy się podziali? Był zupełnie sam, w środku burzy, nie było światła, a na zegarze wybiła północ. To naprawdę nie jest mało dla dziewięcioletniego człowieka.
– Czuję, że będą kłopoty – wyszeptał Kuki.
A woda wciąż kapała z sufitu. Plum... kap... plum... kap... Ponury rytm, który przerażał go najbardziej.
– Muszę zachować spokój. Nie mogę się denerwować. Muszę znaleźć jakieś rozwiązanie... Tato mówi, że zawsze można znaleźć rozwiązanie i...
Błyskawica znów rozjaśniła mrok mieszkania, a jej białe światło odbiło się w kałuży na podłodze.
Chłopcu zdawało się, że to nie woda, tylko straszliwa trucizna. Jedna kropla wystarczy, żeby spalić jego bose stopy.
- Trzeba kogoś zawołać – wyszeptał. – Muszę znaleźć pomoc...
Ruszył do drzwi, ale był pewien, że nie może wyjść z domu bez broni. Chciał pobiec po świetlny miecz, który dostał od taty, ale zrezygnował. Wiedział, że to dziecinna zabawka, która go przed niczym nie obroni. Chwycił metalowy flet, na którym grała jego siostra. Flet był niebezpieczną bronią, bo miał sterczące klawisze i był ciężki. Kuki ruszył w stronę drzwi. Już miał nacisnąć klamkę, kiedy usłyszał cichy trzask. Po drugiej stronie drzwi ktoś włożył klucz do zamka i niezmiernie powoli go obracał.
Kuki zastygł.
– Porwali wszystkich, a teraz wrócili po mnie! – pomyślał z rozpaczą. – Chcą zabrać ostatniego z rodziny Rosów...
Zasuwka zamka zgrzytnęła i przesunęła się. Klamka powoli opadła, a potem drzwi z cichutkim trzeszczeniem zaczęły się otwierać. Kuki resztkami sił odskoczył i ukrył się za płaszczami na wieszaku. W mroku widział, jak skrada się jakaś postać w hełmie i zbliża do niego. Nie mógł czekać. Musiał zaatakować pierwszy. Wyskoczył zza płaszczy i z całych sił walnął przeciwnika metalowym fletem. Usłyszał dziki wrzask:
– Ała!
A potem:
– Kuki, ty kretynie! Co robisz?
Jego dwunastoletni brat Filip zdjął kask rowerowy i rozcierał głowę. Do mieszkania wbiegła mama w mokrej pelerynie, z latarką w ręku.
– Co się stało?
– Kuki chciał mnie ukatrupić.
Mama podbiegła do Kukiego.
– Króliczku, obudziłeś się? Mówiłam, że ktoś musi z nim zostać! – Mama przytuliła chłopca. – Nie bój się. Już wróciliśmy...
Do korytarza weszli tato i Tosia. Byli kompletnie przemoczeni. Tato niósł deski i kawałki folii. Filip zawołał do siostry:
– Tośka! Kuki rozwalił ci flet!
– Co?
Dziewczynka chwyciła flet, który był wygięty i miał pęknięty ustnik.
– Dlaczego go zepsuliście!?
– Nie my! On!
– Spokój – powiedział tato. – Zdejmijcie mokre rzeczy i chodźcie na ciepłą herbatę. Wszyscy.
Mama objęła Kukiego i poszli razem do kuchni. Na kuchennym stole paliły się świece, a mama nalewała parującą herbatę do kubków. Burza już się skończyła. Kuki siedział owinięty kołdrą i ziewał. Filip przykładał lód do sińca na głowie, a Tośka próbowała naprawić flet.
– Wichura rozbiła okno na strychu – mówił tato – i woda lała się do domu. Musieliśmy wejść na dach, żeby to zreperować. Inaczej byśmy spali w akwarium.
– W dodatku prąd wysiadł! – zawołał Filip. – Było ciemno jak w trumnie.
– Dlaczego poszliście beze mnie? – oburzył się Kuki. – Ja też chciałbym wejść na dach.
– Jesteś za mały na taką akcję – powiedział Filip.
– Pioruny tak waliły, że w każdej chwili mogliśmy być trafieni. Trzymałem tatę, żeby wichura go nie porwała. Ty byś umarł ze strachu.
– Nieprawda!
– Prawda. Było tak niebezpiecznie, że tato kazał mi włożyć kask.
– Przez twój kask mam rozwalony flet – mruknęła Tosia.
– Wolałabyś, żeby walnął mnie w głowę?
– Wolałabym, żeby cię walnął czymś innym.
W piątek mam egzamin. Jak ja będę ćwiczyć? Kuki zerknął na siostrę, która smętnie oglądała zniszczony instrument. Tośka, tak jak Filip, chodziła do szkoły muzycznej. Miała jedenaście lat, ale wszyscy już mówili, że ma prawdziwy talent.
Tak jak rodzice, którzy byli muzykami w orkiestrze. Filip też nieźle grał na skrzypcach, ale nie miał cierpliwości do ćwiczeń, bo interesowało go dużo innych rzeczy, na przykład piłka i gry RPG.
– Przepraszam – powiedział Kuki do siostry. – Nie chciałem go zepsuć.
– Dobra. – Tośka przytuliła brata. – Nie złoszczę się już. To nie twoja wina.
– Walnąłem go, bo myślałem, że jest dzieciojadem.
– Bo jestem – zaśmiał się upiornie Filip. – Jak zaśniesz, to odgryzę ci łapę, którą na mnie podniosłeś. Tylko ją umyj, bo brudojadem nie jestem.
Poszli spać dopiero o pierwszej w nocy. Mama przyszła jeszcze powiedzieć im dobranoc. Kiedy pochyliła się nad łóżkiem Kukiego, ten szepnął.
– Mamo...
– Co króliczku?
– Wiesz, ja się obudziłem, bo miałem głupi sen.
– Nie myśl o tym.
– Ale chcę ci to powiedzieć. Śniło mi się, że ty i tato już nas nie chcecie. Że oddaliście mnie, Filipa i Tosię komuś obcemu i odeszliście.
– To głupi sen i zapomnij o nim. Ani ja, ani tato nigdy was nie zostawimy. Dobranoc.



Książce patronuje empik.com.



Wydawnictwo Znak