O Kim Nowak wiedzą już wszyscy. I trudno się dziwić, takie płyty i takie zespoły nie przechodzą niezauważone. Powód do radości tym większy, że to co panowie grają nie jest zbyt lekkie ani przesadnie przyjemne. To mocna muzyka i z mocnymi tekstami, w których zaskasująco często powraca motyw pożerania bądź połykania w całości takich obiektów jak kina, apteki, autobusy czy całe góry.
Skąd taki apetyt? Opowiedzą o tym bracia Bartek i Piotr Waglewscy oraz Michał Sobolewski czyli… Kim Nowak!
O co chodzi z tym pożeraniem świata? Jakieś gigantyczne sytuacje pojawiają się w tekstach na waszej płycie….
Bartek: Bez względu na to czy to jest Kim Nowak czy Tworzywo, bardzo lubię wiedzieć, że to, co piszę naprawdę wynika ze mnie, że to jest „piosenka autorska”. Teksty na ten album pisałem kiedy cała muzyka już była gotowa i wyszło tak, że całość jest powrotem do czegoś za czym bardzo zatęskniliśmy, do łomotu, do prostego riffowego grania. Kiedy tak stanąłem z tą moją basówką to poczułem, że chcę zjeść cały świat. Jest w tej muzyce coś takiego, jakaś magia, energia która kojarzy się z rekinem połykającym wszystko, co go otacza. Poczucie siły w tym wypadku wynika także z tego, że gramy w trio, to jest bardzo surowe i sprawia że czuję się właśnie jak ten rekin. Kiedy gramy oczywiście, bo na co dzień to raczej nie… (śmiech)
Po kilku latach pisania bardzo długich i rozbudowanych tekstów przestawienie się na bardziej zwartą, ascetyczną formułę piosenkową pewnie nie było łatwe?
Zawsze byłem fanem... może nie poezji, bo to strasznie egzaltowanie brzmi, sam nie wiem dlaczego, ale raczej wierszyków. Te wierszyki często są właśnie o pożeraniu z tej przyczyny, że chcemy pożreć kawek świata tą muzyką. Pisanie tekstów jest ogólnie trudnym rzemiosłem, jednak tym razem sprawiało mi to przyjemność, bo jestem raczej zwolennikiem minimalizmu i lubię odrzucać brzydkie rzeczy, i docierać do tych ładniejszych. W hip hopie to się nie zawsze udaje, bo tam dochodzą jeszcze kwestie rytmu, rymu, gadania, zabawy słowem. Tu jednak zbliżyłem się do tego „wierszyka”. Język polski jest moim zdaniem bardzo ładny i można przekazać dużo fajnych rzeczy. W sumie dlatego jestem na scenie, nie jestem wokalistą ani piosenkarzem, raczej autorem tekstów…
A co z instrumentem? Powrót do gitary basowej był łatwy?
Do grania na basówce wróciłem po wielu latach a zmusił mnie tak naprawdę ojciec przy „Męskiej Muzyce”. Doszedł do wniosku, że nie ma sensu szukać kolejnego muzyka skoro ja mogę to zrobić. Powiedział „to tylko cztery struny, naciskasz a, c, d… weź się naucz”. I tak zrobiłem, kupiłem bardzo fajnego telecastera z lat siedemdziesiątych i jakoś tak fajnie wyszło, że teraz tworzymy z Piotrkiem taką familijno – mafijną sekcję rytmiczną. Najgorsza trauma to granie i śpiewanie równocześnie (śmiech).
Całość nagraliście na setkę, wiele razy powtarzaliście każdy numer w czasie sesji?
Nie. Góra cztery razy. Grając na próbach już wiedzieliśmy, że chcemy to tak nagrać. Nie chcieliśmy gdzieś zgubić tego, co nas tak nakręcało w czasie pisania tych piosenek. To wszystko brzmi tak dobrze, bo wszyscy daliśmy coś od siebie, niektóre fajne riffy nie brzmiałyby tak dobrze, gdyby nie zagrał ich Piotrek…
Właśnie, a jak u Ciebie było z graniem na perkusji? Też musiałeś się uczyć od nowa?
Piotrek: Wziąłem się za perkusję od kiedy zaczęliśmy koncertować z Tworzywem. Wcześniej uczyłem się grać i postanowiliśmy, że bity na koncertach będę grać na żywo. W końcu doszedłem to takiego punktu, że teraz mogę sobie na to pozwolić, żeby nagrywać na setkę.
Sposób nagrywania ma jak można się domyślać spory wpływ na brzmienie albumu…
Tak, to prawda, całą koncepcję brzmienia mieliśmy już przed wejściem do studia i nie było po wszystkim problemu pod tytułem „co teraz z tym zrobić”. Chcieliśmy uchwycić ducha lat sześćdziesiątych chociaż bez stylizowania się na ten okres. Ta płyta nie udaje, że została nagrana czterdzieści lat temu, raczej czerpie z ówczesnych sposobów rejestracji muzyki. Podejście to charakteryzuje pewien minimalizm, wszyscy siedzą w jednym pomieszczeniu, wszystko jest nagłośnione mikrofonami i od razu nagrane. W tej sposób udało nam się dotrzeć do tego prawdziwego, korzennego rock’n’rolla.
Jak się podzieliście pracą nad komponowaniem? Teksty Bartek, to wiadomo, a reszta?
Michał: Mniej więcej po równo, riffy to ja i Bartek ale Piotrek też sporo dodawał i sugerował swoim graniem. Wszystko powstało bardzo szybko, mniej więcej jeden numer na próbie. Później to ogrywaliśmy, żeby się zgadzało ale też tak, żeby ta spontaniczna energia i radość z nie znudzonego riffu została w czasie nagrań. Nagrywaliśmy we Włocławku w starej, opustoszałej sali, potem już wszystko kończyliśmy tu, w Warszawie, u Jacka Gawłowskiego. Ta sala była potrzebna, żeby uzyskać takie pełne, przestrzenne brzmienie, bez zbędnego kombinowania później, dodawania pogłosów i tak dalej. Szczególnie dla brzemienia perkusji to było bardzo ważne, udało się uchwycić ten specyficzny Sound. Cały proces, od komponowania aż do gotowej płyty, zabrał dokładnie rok.
Wiecie już do kogo będą was porównywać dziennikarze?
Słyszałem już te porównania do Dead Weather, ale śmieszne jest w tym wszystkim to, że ja nie słyszałem o tej kapeli przed nagraniem płyty. Dopiero kiedy ktoś porównał naszą muzykę to sięgnąłem po ich album. Co mogę powiedzieć, to że słuchamy podobnych rzeczy co Jack White i że mamy podobne inspiracje to absolutnie naturalna rzecz.
Ojciec jakoś skomentował ten materiał?
Piotrek: Myślę, że mu się podoba… ale co miał powiedzieć synom? (śmiech)… Tak poważnie, to ojciec jest bardzo na czasie, słucha cały czas, kupuje nowe płyty. Wszystko kuma…
Rozmawiał Piotr Miecznikowski

Wywiady
Pożerają świat muzyki- wywiad z KIM NOWAK
O Kim Nowak wiedzą już wszyscy. I trudno się dziwić, takie płyty i takie zespoły nie przechodzą niezauważone.
Komentarze (0)