Gdyby pisać notkę encyklopedyczną, trzeba byłoby zacząć od tego, że Jerzy Pilch urodził się w 1952 roku w Wiśle, studiował filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Wypadałoby dodać, że dwa ważne etapy w jego życiu to czas w Krakowie, gdzie ukształtował się jako pisarz i felietonista oraz w Warszawie – gdzie zdobył szeroką popularność. Należałoby też wymienić tytuły jego książek jak „Spis cudzołożnic”, „Bezpowrotnie utracona leworęczność”, „Moje pierwsze samobójstwo”, „Pod Mocnym Aniołem” czy „Dziennik” i zaznaczyć, że jest laureatem wielu nagród, w tym Nagrody Literackiej Nike, do której nominowany był wiele razy.

Jednak fakty brzmią obojętnie. A Jerzy Pilch rzadko kogo pozostawiał obojętnym. Co mnie w jego pisarstwie zachwyciło?

 

Pisać jak Pilch

Precyzyjna, biblijna, inwersyjna, z lekką bądź większą emfazą, a do tego zawadiacka – kiedy raz przeczyta się frazę Jerzego Pilcha, nie sposób pomylić jej z żadną inną. Używał jej zarówno w felietonach, które pisał do „Tygodnika Powszechnego”, a potem do „Polityki”, jak w powieściach czy sztuce teatralnej „Narty Ojca Świętego”. Język stwarzał atmosferę baśniowości nawet wtedy, gdy opisywał coś tak zwykłego, jak przegrana jego ulubionej Cracovii, wizyta w księgarni czy spacer po krakowskim Rynku. 
Miał też swoje ulubione sformułowania i konstrukcje, jak „powiedzieć… to nic nie powiedzieć” czy „w sensie ścisłym”.

„Jak przychodzi wielka miłość, to człowiekowi zawsze się zdaje, że pokochał najpiękniejsza kobietę świata. Ale jak człowiek faktycznie pokochał najpiękniejszą kobietę świata – może mieć kłopoty.
Jeśli nie była Najpiękniejszą Kobietą Świata w sensie ścisłym, to należała do pierwszej dziesiątki najpiękniejszych kobiet świata, a jak nie do dziesiątki, to do setki – szczegóły bez znaczenia; była olśniewająca w sensie planetarnym.
Zobaczyłem ją i popełniłem błąd frajerski – zamiast poprzestać na podziwie – postanowiłem ją zdobyć”
„Moje pierwsze samobójstwo”

 

Wisła – dom

Można się spierać kto bardziej rozsławił Wisłę: Jerzy Pilch czy Adam Małysz. Ale bezsporne pozostaje to, kto stworzył jej mitologię. Pilch pochodził z protestanckiej rodziny i swój świat opisał tak, że każdy chciałby się w nim choć na chwilę znaleźć.
To z niego i istniejących w nim osób zbudowani zostali tacy bohaterowie jego książek jak Stary Kubica, ksiądz Wantuła, babka Czyżowa. Stworzył portret społeczności żyjącej gawędą, biesiadą, ale też niezwykle pracowitej i religijnej.

„Wielką narratorką była babka Czyżowa, która całe życie czytała dwie książki: Biblię i samochodowy atlas świata, bo akurat był w domu” „Zawsze nie ma nigdy”

 

Test pierwszego zdania

Trudno mi dziś powiedzieć, gdzie dokładnie Jerzy Pilch to opisał, a że zaczęłam poznawać go od jego wybitnych felietonów, to podejrzewam, że w którymś z nich. O czym piszę? O najlepszym rodzaju selekcji książek do przeczytania, jakim jest „test pierwszego zdania”.  To ono powinno czytelnika wciągnąć, zaciekawić, sprawić, że będzie chciał porzucić wszystko i oddać się lekturze. Kiedy chodzi się po księgarni i przegląda nowości „test pierwszego zdania” jest najlepszą metodą, żeby zdecydować, którą publikację włożyć do koszyka, a którą zostawić.

A jakie były pierwsze zdania u samego Pilcha?

„W połowie lat osiemdziesiątych próbowałem przekonać choć jedną spośród kilku znajomych kobiet, by – odrzuciwszy precz skrupuły i rozważywszy na zimno wszystkie za i przeciw – zdecydowała się na krótkotrwałą poufałość z pewnym szwedzkim humanistą”„Spis cudzołożnic”

 

Miłość do książek

Jerzy Pilch kochał literaturę. Czytał bardzo dużo, pisał o książkach bardzo często. Wyprawy do antykwariatów w jego opowieściach brzmiały jak wyprawy w poszukiwaniu skarbów.
Zaczytywał się w klasykach i doceniał słowa wielkich, takich jak Brunon Schulz. Ale też upominał się o miejsce literatury popularnej, która może towarzyszyć codzienności każdego człowieka. Jemu również przypisuje się zasługę - zwrócenie oczu świata literackiego na debiutantkę z Wejherowa, czyli Dorotę Masłowską, gdy wydała książkę „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”.

„Być może powinienem na wszelki wypadek podkreślić z całą dobitnością: należę do tych, co Brunona Schulza wielbią bezgranicznie; nie tyle doń nieustannie wracam, ile praktycznie od dziesięcioleci się z nim nie rozstaję. Tak jest: zabrałbym go na bezludną wyspę, tak jest: chciałbym z nim w zaświatach pogadać, tak jest: chciałbym się z nim - niekoniecznie tam, najlepiej po jakimś żydowsko-protestanckim zmartwychwstaniu - napić. Tak jest: gdyby mnie zapytano, na co bym wydał sto złotych, gdybym mógł je wydać na kulturę, dałbym te sto złotych Schulzowi, a jeśli z jakichś powodów byłoby to niemożliwe, kupiłbym w antykwariacie kolejny egzemplarz wydania z 1964 roku. Tym bardziej bym kupił, że obecnie mam zaledwie trzy takie egzemplarze”„Dziennik”

 

Pisanie jako zawód

Jerzy Pilch dość dużo zdradził ze swojej kuchni literackiej i codziennych zawodowych rytuałów. Myli się ten, kto wyobraża sobie lwa salonowego, czekającego aż spłynie na niego natchnienie. Protestanckie przywiązanie do ciężkiej pracy to wykluczało. Dyscyplina, dobra organizacja, to była podstawa. Lubił pracować rano, jak podkreślał, jak wszyscy wielcy.
Pracował do końca. W ostatnim czasie – w domu w Kielcach. Jak mówił już podczas pandemii w wywiadzie dla Michała Nogasia z „Gazety Wyborczej” – przygotowywał kolejną powieść. Zapytany czego będzie dotyczyła powiedział:

„Creative writing nad Wigrami. Ryzykowni profesorowie i chybotliwi uczniowie. Kilka niecodziennych wykładów z literatury polskiej. Liczne napięcia z każdej strony. Piszę to z duszą na ramieniu, bo do wydawnictwa, którym kierować będzie moja żona, a ona raz-dwa i tekst nie kwalifikuje się do druku” – „Gazeta Wyborcza”

 

Portret Warszawy

Przenosiny Jerzego Pilcha z Krakowa do Warszawy odbiły się szerokim echem w świecie literackim. Jak sam przyznał w wywiadzie w „Tygodniku Powszechny” Warszawa dała mu samotność, której wtedy potrzebował. A on sam przeniósł do stolicy niektóre krakowskie zwyczaje, jak chodzenie na piechotę wszędzie, gdzie to możliwe. Najpierw z mieszkania przy Rondzie ONZ, potem z Hożej. Nawet kilka lat temu, gdy już zaczynał zmagać się z chorobą Parkinsona, można było spotkać go idącego po Śródmieściu, eleganckiego, w płaszczu, kapeluszu. Ślady tych spacerów, opisy ulic, miejsc, są w jego książkach. Warszawa jest ich kolejnym bohaterem.
W pięknym pożegnaniu, które na stronie internetowej „Gazety Wyborczej” opublikował pisarz Krzysztof Varga, opisał ostatni ich wspólny, warszawski spacer.

Ostatni raz widzieliśmy się tuż przed jego wyprowadzką z żoną Kingą do Kielc, gdzie pół roku później zmarł. Siedzieliśmy w legendarnym mieszkaniu na Hożej, trwało pakowanie książek i wszelkich ruchomości, mieszkanie formalnie było już sprzedane, nowe mieszkanie w Kielcach kupione. Ruszyliśmy też nie na spacer wcale, ale na wielką wyprawę, jak wówczas czułem, pożegnalną. Jerzy na wózku, my z Kingą per pedes apostolorum, do księgarni Czytelnika na Wiejską, do kawiarni na placu Trzech Krzyży, do Empiku na Nowym Świecie, Kruczą obok odwiecznego sklepu Fajka, do domu na Hożą; była to podróż dawnymi i opiewanymi w jego prozie śladami„Gazeta Wyborcza”

 

Wiara w miłość jako ocalenie

Wśród bohaterów książek Jerzego Pilcha powraca przekonanie, że miłość ocala. Wiele tytułów i relacji można tu podać jako przykład. Jeden z nich to związek Jerzego z Ewą z „Pod Mocnym Aniołem”. Pewnie każdy psycholog zaprzeczyłyby, że z choroby alkoholowej wyciągnie człowieka tylko miłość, ale książka to fikcja. I tam miłość może wygrać.

„Jakże iść krok w krok za kobietą, która przed chwilą podjęła gotówkę z bankomatu? Jak potem wytłumaczyć wezwanym przez nią policjantom, że nie bandycka żądza grosza, ale miłość od pierwszego wejrzenia kierowała moimi poczynaniami?”„Pod Mocnym Aniołem”

A co w Was pozostanie na długo z twórczości Jerzego Pilcha? Jakie jego książki cenicie? Napiszcie w komentarzu.

 

Foto: East News, Getty Images