Określenie „polski horror” brzmi jak oksymoron. Przynajmniej w popkulturowym rozumieniu, szczególnie tym filmowym. Kino gatunkowe – fantastyka, horror, thriller – zawsze ustępowało w naszym kraju miejsca dramatom, komediom i sensacjom. To oczywiście nie oznacza, że nie próbowaliśmy…

 

 

Z okazji premiery piekielnego, komputerowego horroru stworzonego nad Wisłą – gry „Agony” – zapraszamy na szybką przebieżkę po klasycznych polskich filmowych horrorach i dreszczowcach w kolejności chronologicznej.

 

 

„Przeraźliwe łoże” i „Duch z Canterville” (1967)

Pierwsze poważne starcie polskiego filmu z horrorem miało miejsce pod koniec lat 60-tych. Telewizyjna seria „Świat grozy” prezentowała krótko i średniometrażowe ekranizacje zagranicznej literatury. „Przeraźliwe łoże” to adaptacja opowiadania Williama Collinsa o kłopotliwej wygranej w kasynie i konsekwencjach nocy spędzonej z właścicielkami przybytku – w obsadzie Wiesław Gołas i Leon Niemczyk. Z kolei „Duch z Canterville” jest filmową wersją książki Oscare'a Wilde'a – amerykański biznesmen wraz z żoną kupuje nawiedzony zamek w Anglii (który był udawany przez nasz swojski zamek w Oporowie).

 

„Diabeł” (1972)

Chronologicznie drugi w kolejce jest film Andrzeja Żuławskiego, który nie był w stanie przebić się przez PRL-owską cenzurę i widzowie mogli go obejrzeć dopiero po kilkunastu latach, co z kolei zaowocowało emigracją reżysera. Akcja „Diabła” dzieje się w czasie rozbiorów – po wyjściu z więzienia pewien młody człowiek dostaje od tajemniczego mężczyzny brzytwę i twierdzi, że za jej pomocą można oczyścić świat. W rolach głównych występują Leszek Teleszyński i Wojciech Pszoniak.

 

„Wilczyca” (1982)

To bezwzględnie najbardziej znany klasyczny polski horror, który jako jedyny doczekał się kontynuacji. Słynna produkcja w reżyserii Marka Piestraka, dziś otoczona swego rodzaju kultem, przed laty była próbą stworzenia solidnego, gotyckiego filmowego straszydła (co zresztą przełożyło się na sukces frekwencyjny - 2 miliony widzów robią wrażenie). W XIX-wiecznej Galicji mąż odtrąca swoją żonę, ona w rozpaczy sprzedaje duszę diabłu. To co dzieje się potem trudno wyjaśnić w kilku słowach, ale spodziewajcie się czarnej magii, srebrnych kul, grobowców i tytułowej wilczycy. 

 

„Widziadło” (1983)

Lata 80-te lubiły nagość w kinie. „Wilczyca” miała lekki posmak cielesnej niegrzeczności, a młodsze o rok „Widziadło” było wręcz reklamowane jako horror erotyczny. Film jest ekranizacją przedwojennej powieści Karola Irzykowskiego i przedstawia właściciela pewnej malowniczej posiadłości na początku XX wieku. Mężczyzna pragnie uwolnić się od wspomnienia o swojej pierwszej żonie, ale duch ekscentrycznej artystki nie ma zamiaru dać mu spokoju. Film nie był sukcesem, a dziś powinno się go traktować wyłącznie jako ciekawostkę.

 

„Lubię nietoperze” (1985)

Plakat tej produkcji to przykład estetycznej pracy ze szkoły polskiego plakatu filmowego. Plakat, który trochę oszukuje, bo obiecuje produkcję dużo lepszą. Miało być tak dobrze, jak na Zachodzie – oto straszny film o miłości, w którym wampirzyca Iza pragnie wyleczyć się swoich skłonności. Gdy spotyka lekarza nie wierzącego w takie zjawiska, odkrywa, że tylko miłość jest w stanie pokonać zło.

 

Widzieliście któryś z tych filmów? Jesteśmy ciekawi waszej opinii. Niebawem na naszej stronie pojawi się druga część tego artykułu, w której przyjrzymy się bardziej współczesnym tytułom mrożących krew w żyłach, wyprodukowanych nad Wisłą.