"Czas zatrzymany. 1-8 kwietnia 2005"  to reportaż próbujący w jak najszerszym ujęciu pokazać to, co się działo w pierwszych dniach kwietnia 2005 roku, tuż po śmierci Papieża Polaka Jana Pawła II.

Jest to swoista mapa tamtych wydarzeń, naszkicowana za pomocą relacji ponad osiemdziesięciu osób z całej Polski. Pośród rozmówców znaleźli się między innymi: prezydent Lech Wałęsa, prof. Norman Davies, prof. Szewach Weiss, muzycy: Adam Nowak, Tymon Tymański, Muniek Staszczyk, Rychu „PEJA”, dziennikarze, publicyści: Hirek Wrona, Agnieszka Graff, Jan Pospieszalski, Krystian Legierski, Paweł Sito, Paweł Bravo, aktorka Małgorzata Braunek, pisarze: Michał Witkowski, Piotr Ibrahim Kalwas, a także osoby nieznane z różnych środowisk: więźniowie, menadżer klubu GO-GO, kierownik sieci Sex Shop’ów, naukowcy, piłkarze, studenci, kierowca ZDiTM, właściciel agencji towarzyskiej itp.

 

Książka przypomina tamte wydarzenia - tym razem już nie za pośrednictwem kamery i komentarzy ekspertów, lecz poprzez autentyczne relacje bezpośrednich uczestników opisywanych wydarzeń - z perspektywy wypełnionych świątyń, placów spotkań wielotysięcznych tłumów, autokarów jadących do Rzymu, a także szpitalnych sal, pubów, nocnych klubów, sex-shop’ów, czy więziennej celi.

Szczególną uwagę zwraca zupełnie unikatową konstrukcja książki.  Została ona napisana według oryginalnej, autorskiej metody Marka Millera (reportera, scenarzysty, twórcy Laboratorium Reportażu), która polega na próbie rekonstrukcji wydarzenia, opowiedzianego wielogłosowo przez naocznych świadków. Dzięki autorskiemu montażowi, wszystkie wypowiedzi tworzą jednolitą, spójną opowieść o wartkiej narracji, którą można czytać jako powieść dokumentalną.

Jakub P. Kulawczuk (ur. 1980) – ukończył Pedagogikę Rewalidacyjną na Uniwersytecie Szczecińskim. Swoją przygodę z reportażem rozpoczął w ramach studiów podyplomowych „Laboratorium Reportażu” na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Książka „Czas zatrzymany” jest jego pierwszym tekstem napisanym z myślą o publikacji. Wraz z żoną Ewą mieszka w Szczecinie.  

 

Fragment książki:


JAN POSPIESZALSKI
muzyk, dziennikarz, publicysta, lat 50

No i zaczęło się główkowanie, jak teraz w ciągu zaledwie kilkunastu godzin przygotować tak poważne przedsięwzięcie. Wiedzieliśmy, że musimy zacząć od strony kościelnej. Nie było wówczas prymasa Glempa, gdyż był na wyjeździe w Ameryce Południowej. Próbowaliśmy dotrzeć do biskupa Jareckiego, ale i on był nieosiągalny.

Zacząłem wydzwaniać do różnych kapłanów. Trafiłem na ks. Jana Sikorskiego, który powiedział, że jutro biskup Jarecki będzie celebrował mszę świętą pod figurą Jezusa Miłosiernego na Woli. Oni tam mieli taką tradycję, że od kilku lat w niedzielę Miłosierdzia Bożego o godzinie 15.00 parafia organizowała plenerową uroczystość, z piękną oprawą, orkiestrami, chórami i asystą. Wszystko było już umówione.
Przedstawiłem nasz pomysł, żeby koniecznie zrobić taką celebrę w intencji Ojca Świętego, ale na placu Piłsudskiego. Poprosiłem, żeby zadzwonił do bp. Jareckiego i zapytał, czy zgodziłby się ją odprawić, jeśli byłaby zgoda prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego na jej zorganizowanie. Ksiądz Sikorski oddzwonił po kilku minutach i przekazał, że jeśli włącza się w to miasto, to ksiądz biskup nie widzi problemu, żeby przenieść swoją uroczystość na plac Piłsudskiego. Ksiądz Sikorski jednak podszedł do tego z dużym dystansem, uzasadniając, że jest już wszystko przygotowane, właśnie stawiają ołtarz i jego parafianie są przyzwyczajeni, że od czterech lat spotykają się tam. Obawiał się, że przez tę zmianę wyniknie straszne zamieszanie. Poprosiłem, żeby chwilę poczekał i zobaczymy, co z tego w ogóle wyjdzie.

Teraz przyszła kolej na stronę władz miasta. Zadzwoniłem więc do prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego i powiedziałem, że biskup Jarecki chce zorganizować taką mszę i szuka partnera. Byłem głęboko przekonany, że po obu stronach będzie gotowość i otwartość na tego typu inicjatywy, dlatego odważyłem się na taki niezwykle ryzykowny manewr, przekonując zarówno biskupa Jareckiego, jak i prezydenta Kaczyńskiego, że to ta druga strona jest inicjatorem całego przedsięwzięcia. Po dwudziestu minutach otrzymałem odpowiedź, że o godzinie 20.00 ma się odbyć spotkanie robocze. Natychmiast zacząłem dzwonić do przyjaciół, którzy pracowali w różnych mediach – zarówno publicznych, jak i prywatnych – z pytaniem, czy uda się odpowiednio nagłośnić tę informację. Odzew był bardzo pozytywny i obiecano mi, że jeżeli nie zdążą zrobić materiału, to na pewno będzie wiadomość na pasku informacyjnym.

Pozostał nam już tylko ksiądz Sikorski. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do niego. Zajechaliśmy akurat na 19.30, od razu poprosiliśmy, żeby włączył „Wiadomości”. Po pierwszych informacjach o stanie zdrowia Papieża i o tym, co się dzieje w Watykanie, ogłoszono, że jutro o 15.00 na placu Piłsudskiego zostanie odprawiona uroczysta msza święta z nabożeństwem do Miłosierdzia Bożego. Ksiądz Sikorski wstał z miejsca, złapał się za głowę, zaczął nerwowo chodzić po pokoju i mówi: „O rany Boskie! Panie Janku, teraz to już musimy to zrobić!”. Faktycznie, nie było już innego wyjścia.

NORMAN DAVIES
brytyjski historyk, lat 66

Razem z żoną postanowiliśmy pójść pod słynne okno papieskie na ul. Franciszkańską, żeby zobaczyć, co się tam dzieje. Napotkaliśmy jednak tak ogromną masę ludzi, że w ogóle nie mogliśmy dojść pod Kurię Biskupią. Ostatecznie stanęliśmy na przystanku tramwajowym koło filharmonii, przy Plantach. Zależało mi bardzo na tym, żeby nikt mnie nie rozpoznał. Chciałem po prostu uniknąć niepotrzebnego zainteresowania moją osobą w tak szczególnej chwili. Włożyłem dziwną czapkę i wielkie okulary, żeby móc anonimowo w tym wszystkim uczestniczyć. Ale to nie pomogło i co chwila byłem proszony o krótką wypowiedź przez różne ekipy telewizyjne. Byłem trochę niezadowolony z tego, że mnie rozpoznano, tym bardziej że nic mi nie przychodziło do głowy, co można by powiedzieć w takiej sytuacji. Tylko jakieś zupełnie oczywiste i banalne rzeczy.

ks. BOGDAN BARTOŁD
rektor kościoła św. Anny w Warszawie, lat 45

Jedna z dziennikarek z telewizji publicznej poprosiła mnie o krótki komentarz. W momencie, kiedy zacząłem mówić, że trzeba sobie jasno powiedzieć, że Ojciec Święty umiera – dziennikarka nagle mi przerwała. Z zaszklonymi oczami i drżącym głosem poprosiła o chwilę przerwy, gdyż nie była w stanie dalej prowadzić tej rozmowy. Odeszła na bok i się po prostu rozpłakała. Wróciła po kilku minutach, żeby dokończyć nagranie.

KATARZYNA BRZOZOWSKA
pracownik Empiku, lat 28

O godzinie 19.00 jak zwykle przyjechał do mnie chłopak. Niestety jest on niewierzący. Co więcej, to cynik i ironista, więc cały czas komentował wydarzenia w telewizji. Podśmiewywał się z moich reakcji, z mojego smutku, zachowywał się bardzo niepoważnie. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu drażnił mnie! Nie miałam ochoty, żeby ze mną był, chciałam, żeby sobie poszedł. Nawet mu w pewnym momencie powiedziałam, że jeżeli się nie uciszy, nie uszanuje tego, co ja teraz myślę i przeżywam, to go po prostu wyrzucę.

JAN POSPIESZALSKI
muzyk, dziennikarz, publicysta, lat 50

Tuż przed 20.00 przyjechaliśmy do ratusza na spotkanie z prezydentem Kaczyńskim. Przy dużym stole było koło dwudziestu pięciu osób – przedstawiciele wszelkich instytucji i służb odpowiedzialnych za organizację i bezpieczeństwo spotkań masowych. Pełen skład operacyjny: główny inżynier miasta, organizacja ruchu, straż miejska, lekarze, policja, służby porządkowe, przedstawiciel Estrady, ludzie od płotków – wszyscy zwołani na trzy, cztery, prawdopodobnie wyrwani z domów w wolny sobotni wieczór. Zaczęliśmy punkt po punkcie omawiać wszystkie sprawy: zamknięcie ulic, plany ewakuacyjne, ustawienie sektorów, zbudowanie ołtarza, zabezpieczenie medyczne i porządkowe, zmiana trasy autobusów, nagłośnienie i telebimy, zwiezienie krzeseł i pozyskanie olbrzymiej ilości kwiatów do przystrojenia. To jest naprawdę gigantyczna operacja logistyczna. Dla mnie niezwykle istotne było, żeby dotrzeć z informacją o tej uroczystości do wszystkich warszawskich parafii. Szczęście nam sprzyjało, ponieważ w związku z tym, że to miała być niedziela, była szansa na przekazywanie wiernym tej wiadomości już od samego rana podczas mszy świętych. Decyzja padła taka, że tam, gdzie można, to wysyłamy faks, natomiast tam, gdzie to niemożliwe, trzeba będzie zadzwonić. Ekipa straży miejskiej obdzwaniała wszystkie parafie, których w samej Warszawie jest kilkadziesiąt, plus jeszcze okolice – Wołomin, Pruszków, Zielonka i tak dalej. Trwało to do późnych godzin nocnych, zatem niektórzy księża mieli przyjemność być wyrwani ze snu, żeby usłyszeć tę informację.

MICHAŁ GIEŁZAK
muzyk, lat 26, SZCZECIN

Koło godziny 21.00 poczuliśmy potrzebę, by pójść do kościoła Dominikanów. Nawet nie wiedzieliśmy, czy będzie otwarty. To wszystko, co się działo, było tak niezwykłe, że po prostu byśmy się zdziwili, gdyby był zamknięty.
Na miejsce dotarliśmy koło godziny 21.35. Było całkiem sporo ludzi. Wszyscy modlili się w ciszy. I w tej ciszy słychać było, że ktoś gdzieś szlocha. Niektórzy mieli twarz skrytą w dłoniach. Praktycznie na wszystkich twarzach widać było poruszenie.

AGNIESZKA CHROSTOWSKA
studentka filologii niemieckiej, lat 26, POZNAŃ

To była Noc Miłosierdzia. Jak co roku u dominikanów wspólnota Odnowy w Duchu Świętym zorganizowała nocne czuwanie. Ja już na takie czuwania raczej nie chodzę, gdyż fizycznie jest mi ciężko wytrzymać wielogodzinne modlitwy, ale wiedziałam, że tej nocy nie zmarnuję. To, co zobaczyłam, wprawiło mnie w zdumienie. Było mnóstwo ludzi. Stali w kościele, przed kościołem, a nawet na ulicy.

ADAM NOWAK
wokalista zespołu Raz Dwa Trzy, lat 42, ZIELONA GÓRA

Było trochę ludzi i panowała przejmująca cisza. Co jakiś czas siostra zakonna podejmowała modlitwę na głos, ludzie chwilę się modlili, ale później zapadała cisza. Trochę wcześniej zastanawialiśmy się, o co w tej sytuacji można by się pomodlić. No, bo o co? O lekką śmierć czy o to, żeby nie odchodził? Kompletna konsternacja.

MUNIEK STASZCZYK
lider zespołu T.LOVE, lat 42, WARSZAWA

Z jednej strony takie ludzkie pragnienie: niech jeszcze pożyje. Ale z drugiej – po co ma się dalej męczyć, jeśli „Szefu” już zadecydował.

 

Prószyński Media /F.N.