Magdalena Zawadzka opowiada o swojej książce „Gustaw i ja”, w której znajdziemy nieznane fakty, wspaniałe anegdoty i poruszające opowieści opisane w ujmującym, bardzo osobistym stylu, tuż po śmierci Gustawa Holoubka.

W jednej z recenzji dziennikarka napisała, że „Gustaw i ja” to książka zakochanej kobiety. Kiedy się czyta tę piękną historię nie sposób oprzeć się wrażeniu, że tak właśnie jest.

Nic dodać, nic ująć. Tak właśnie jest.

Poznali się państwo w zasadzie dwa razy i nie była to miłość od pierwszego wejrzenia…

Nie liczyłam wejrzeń, ale wiem, że to nie było pierwsze! (śmiech). Rzeczywiście, można powiedzieć, że spotkaliśmy się po raz pierwszy dwa razy. Pierwszy raz w 1962 roku w Sandomierzu na planie filmu „Spotkanie w bajce”. Po pracy panowie Gustaw Holoubek i Andrzej Łapicki zaprosili mnie na kawę. Grzecznie i stanowczo odmówiłam, ale przejęta sytuacją odwróciłam się gwałtownie i rozbiłam głową szklane drzwi! W 1969 roku spotkałam Gustawa Holoubka w warszawskim Teatrze Dramatycznym na próbach do spektaklu „Życie jest snem…”.  I tam wszystko się zaczęło.

Dawno nie czytałam tak wzruszającej, pięknej i prawdziwej historii szczęśliwego związku dwojga ludzi. Podobno oprócz miłości trzeba się jeszcze lubić, a państwo się uwielbiali!

Nie wiem, czy „uwielbienie” to właściwe słowo. Poza miłością na pewno była przyjaźń. Lubiliśmy się i szanowaliśmy wzajemnie.  Nie chciałabym jednak, aby czytelnicy potraktowali tę moją opowieść jak bajkę, w której spełniły się wszystkie marzenia. Nawet na miłość i przyjaźń trzeba zapracować, bo i to nie jest dane raz na zawsze. Codziennie budujemy szczęśliwy związek, nic nie dostajemy w prezencie. I tylko od nas zależy jaki będzie. Dzisiaj, kiedy nie ma Gustawa czerpię ze wspomnień garściami, a to, że mam co wspominać daje mi siłę.     

Dzisiaj związek bardzo młodej kobiety i dużo starszego mężczyzny już nie szokuje, ale czterdzieści lat temu nie było łatwo, zwłaszcza, że byli Państwo znanymi i wielbionymi aktorami. A złe języki były wszędzie…

Tak. Złe języki są zawsze i wszędzie. Nie dbaliśmy o to. Może trudno w to uwierzyć, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Dzisiaj jest pewnie podobnie i nie ma znaczenia czy jesteśmy bardziej nowocześni i czy świat akceptuje takie związki. Jeśli coś odbiega od schematu to nie jest akceptowane. Nawet najwspanialsze dowody na to, że jesteśmy szczęśliwi nie przekonają innych. Nie zważajmy na to! To jest nasze życie.

Napisała pani książkę w szczególnym momencie życia, tuż po śmierci pana Gustawa i zwlekała z jej publikacją. Czy nie była pani gotowa na to wyznanie?

Książkę zaczęłam pisać w dwa miesiące po odejściu męża, a potem jeszcze długo ją pisałam. Dzisiaj jest skończona, wydana, a ja szczęśliwa, że zapisałam tę historię. Państwo znają nas przecież przede wszystkim z pracy w filmie, teatrze, telewizji. W pewnej chwili zdałam sobie sprawę, że ludzie widzą nas zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. Dlatego, między innymi, postanowiłam przedstawić nas prywatnie, opisać historie, sploty wydarzeń, podróże i naszą codzienność, abyśmy byli z krwi i kości, a nie jak odgrywani przez nas bohaterowie. Ta książka jest świadectwem naszego życia i pracy, naszego szczęścia i radości, smutków i łez, wątpliwości i prawdy. Ale przede wszystkim pochwałą miłości.

W książce jest mnóstwo anegdot, zabawnych opowieści i dowcipów, które fantastycznie przeplata pani z historią dnia codziennego i życiem zawodowym. Podobno pan Gustaw miał ogromne poczucie humoru?

Nie podobno, ale na pewno! Właśnie o tym napisałam w książce. Poczucie humoru mojego męża to dar, którym chętnie dzielił się z innymi. Cóż może rozładować najtrudniejszą i najbardziej przykrą sytuację, jak nie żart! Gustaw był mistrzem żartu, anegdoty. Opisałam wiele takich historii, choć dzisiaj widzę, że opowiadane z drugiej ręki wiele tracą. Ale chciałam podzielić się nimi z państwem, a zwłaszcza przekazać kontekst, w którym powstały, bo wielokrotnie wymyślane były do konkretnej sytuacji. 

Z opowieści pani wynika, że byli państwo nadzwyczaj niefrasobliwą parą, gdzie jedno chroniło drugie przed roztargnieniem i zapominaniem.

Bardzo dbaliśmy wzajemnie o nasze sprawy, po to właśnie, aby nie ulegać roztargnieniu. Rzeczywiście byliśmy czasem parą jak z komedii omyłek, ale to wszystko opisałam w książce. Dodam tylko, że najzabawniejsze przygody zdarzały nam się, kiedy wydawało się, że wszystko zapięte jest na ostatni guzik. Nie były to jednak katastrofy, a dzięki temu mogę dziś opisać te historie i śmiać się jak wtedy.    

Mnóstwo zdjęć i dokumentów publikowanych jest po raz pierwszy. Niektóre rzeczywiście wyjątkowe i bez photoshopa!

Zdjęcia i nasze życie nie nadają się do phoptoshopa. Rzeczywiście, wiele z nich publikowanych jest po raz pierwszy. Zawsze bardzo dbałam o to, aby zdjęciem zapisać zwykłe i uroczyste chwile. Bardzo lubię robić zdjęcia i dzięki temu mogę dziś przyjrzeć się wielu historiom dosłownie. Nauczyli mnie tego rodzice.  Skrupulatnie zbierali wycinki prasowe i zdjęcia z naszych występów, recenzje, wywiady. Dzisiaj to skarbnica dokumentów. Najbardziej z tego cieszył się mój wydawca, bo oszczędziło to przesiadywania w bibliotekach i wyszukiwania materiałów. Dzięki tym archiwalnym, często już nie do zdobycia materiałom, udało się fantastycznie udokumentować książkę. Bo gdzie dziś znaleźć dowody na to, jak Gustaw walczyło swoich kolegów-aktorów, jak walczył o Teatr Dramatyczny w Warszawie, jak ludzie pisali listy z gratulacjami i wsparciem dla Niego.    

Kiedy z panią rozmawiam odnoszę wrażenie, że pomimo tych wielu trudnych chwil  jest pani dziś spełnioną i szczęśliwą kobietą. Co zrobić, aby nie popaść w zgorzknienie?

Nie można się poddawać. Trzeba czerpać siłę z każdej nadarzającej się chwili szczęścia i radości, nie szukać wielkich chwil, nie czekać na cud, nie zamartwiać się i przejmować drobiazgami. Wszystko to okazuje się potem nieważne i obojętne. Znajdujmy radość w codziennych zwykłych rzeczach i sytuacjach, popatrzmy łaskawie na ludzi, nie rozliczajmy przyjaciół z drobiazgów, a naprawdę będzie nam łatwiej. Jestem szczęśliwa i spełniona. Czerpię z przeszłości, z dobrych chwil, bo tylko takie staram się pamiętać, a porażki, rozczarowania? Cóż, są i będą. I z nich też można się czegoś dobrego nauczyć. Nie dajmy się!

Kiedy wstaje nowy dzień myśli Pani, że…

…że życie jest najwspanialszym darem!

Magdalena Zawadzka 18 listopada była gościem warszawskiego salonu Empik Junior. Zapraszamy do obejrzenia zdjęć ze spotkania.