"Georgialiki. Książka pakosińsko-gruzińska" – opowieść bardzo kulturalna z satyrycznym zacięciem – wzięła się z miłości Autorki do jednego z najpiękniejszych zakątków na świecie - Gruzji. Decyzja o jej napisaniu zapadła równo dwadzieścia pięć lat po tym, jak po raz pierwszy „tanecznie” tam zawitała…

Zdecydowała się Pani napisać książkę pakosińsko-gruzińską, to jest to niezbity dowód na to, że Gruzja jest dla Pani niezwykle ważna.

Gruzja to jedna z moich największych pasji obok... historii, muzyki i jedzenia (śmiech)

Z pomysłem napisania książki nosiłam się już od dłuższego czasu. Zwlekałam jednak, tłumaczyłam się przed sobą, że jeszcze nie jestem gotowa, że przecież nie mam wystarczająco czasu, by usiąść i rzetelnie się sprawą zająć. Teraz już wiem, że zwyczajnie się bałam, bo Gruzja to ostatni kraj, który można ot tak opisać i zamknąć w słowa.

Co to są te... Georgialiki?

„Georgialiki” to gruzińskie opowieści, jak koraliki nawleczone na nitkę dość zakręconej fabuły. Z założenia miała być poważna, ale śmieję się, że wyszło mi jak zwykle… Projektem zainteresowało się wydawnictwo Pascal. Już z tego względu książka była zobligowana na turystykę i krajoznawstwo, tak żeby wskazać czytelnikowi różne „smaczki”– co zobaczyć, co przeżyć, co zjeść. To udało mi się zamieścić w pierwszej części książki, w której opisuję przygody i wyprawę przez Gruzję w ramach realizacji filmu Tańcząca z Gruzją. Za to druga część jest szalonym pomysłem w pełni zrealizowanym. Sposobem, który na Gruzję znalazłam. Zapraszam czytelnika na suprę – wielką gruzińską biesiadę, która wg mnie jest esencją Gruzji. Mamy zatem wielkie spotkanie. Przy stole zasiądą taksówkarz, reżyser, dziennikarka, pisarz, gwiazda telewizji...  Są zagadki, piosenki, toasty.  Zdradzę tajemnicę, że czytelnik poprzez kilka nie tylko literackich zabiegów, wchodzi na karty książki. Może słuchać muzyki czy uczestniczyć w seansach filmowych.

Przeczytałem, że miłość do Gruzji wkradła się przez miłość do pewnego Gruzina...

W tym miejscu powinnam wznieść gruziński toast za miłość ślepą i szaloną, on jest odpowiedzią na pytanie dlaczego Gruzja?. Kiedy tam byłam po raz pierwszy miałam 15 lat. Przyjechałam z szarego kraju, do miejsca gdzie jest słońce, cieszący się życiem ludzie, gdzie się śpiewa i tańczy, a na balkonach są róże. Znalazłam się w świecie, gdzie od pierwszej chwili czułam się jak u siebie. Szukałam piękna, uczuć, sztuki. Gruzja to wszystko dostarczyła w pakiecie z pierwszym zakochaniem.

A zaczęło się od tańca (śmiech). Odkrył mój prawdziwy charakter i wydobył emocje dotychczas nieznane. Moje dziewczęce marzenia były spełnione...

Po 4 latach wybuchła wojna. Straciłam kontakt nie tylko z moim narzeczonym, ale i wszystkimi przyjaciółmi. Myślałam, że nigdy do Gruzji nie wrócę.

Ale zamiłowanie pozostało

Tak, przez dwadzieścia lat pielęgnowałam je jak tylko się dało.  W antykwariatach szukałam książek, muzyki. Do dziś pamiętam jak się cieszyłam, gdy na pchlim targu znalazłam książkę Amiranaszwilego Sztuka gruzińska, jak przeżywałam pierwszą emisję Pokuty Tengiza Abuładze w polskiej telewizji... Uczyłam się wtedy w liceum plastycznym, rysowałam więc na zajęciach gruziński alfabet, kreśliłam rysunki z tbiliską architekturą. Byle tylko poradzić sobie z tą tęsknotą.

Kiedy zdecydowała się Pani na powrót?

Powrót, który nastąpił pięć lat temu, był absolutnie spontaniczny, jak większość zresztą moich poczynań. Na szczęście wszystko skończyło się pięknie. Historia zatoczyła koło. Teraz to mój drugi dom, za chwilę dostanę obywatelstwo gruzińskie... Zatem było warto (śmiech)

Jak wygląda życie codzienne w Gruzji?

Mamy w Polsce wciąż wiele stereotypów na jej temat. Z jednej strony myślimy, że Gruzja to owce i pasterze, z drugiej widzimy kolorowe obrazki szklanych domów w filmikach kraj promujących. W mediach pojawiają się mocno koślawe komentarze, choćby na temat ostatnich wyborów. To tworzy niezły galimatias. Życie w Gruzji nie jest łatwe, choć zmiany, które nastąpiły, wreszcie napawają optymizmem. Szczęściem i przekleństwem jest położenie geograficzne Gruzji. Europejska, a od Europy odcięta, z sąsiadami, z którymi trudno jej znaleźć wspólny język…

Jest to kraj ludzi świetnie wykształconych, kreatywnych. Pamiętajmy też, że to przede wszystkim górale. Zatem mocne charaktery, silni, dumni i bardzo wytrwali. Czuć w nich piętno czasów sowieckich, którym jednak się oparli. Utrzymali język, religię, tradycje.

Jeśli chodzi o sytuację ekonomiczną jest obecnie nieciekawa. Potężne dysproporcje. Często zadawałam pytanie, jak udaje im się przetrwać. Odpowiadali narodową sentencją- dzala ertobaszia, czyli siła w jedności.

A Gruzini?

Gruzin nigdy nie przyzna się, że coś jest źle. Zapytasz Gruzina co słychać, zawsze odpowie, że jest kargad, świetnie. Dlatego tak dobrze się wśród nich czuję. Ludzie zdają sobie sprawę, że są tu, na Ziemi, bardzo krótko. To, że udało nam się spotkać to powód do radości, dar od Boga, który trzeba nade wszystko uhonorować. I tak robią z każdego spotkania święto.

Proszę mi wierzyć, że siadając z Gruzinami do stołu nawet w najgorszym humorze, wstaje się zawsze „uskrzydlonym”. Jestem tego najlepszym przykładem. Mam nadzieję, że czytelnik po lekturze książki również ów stan osiągnie.

Mówi Pani po gruzińsku?

Lepiej czytam i piszę niż mówię. Mam problemy z wymową gruzińską. Często świadomie nie włączam się do rozmowy, bo robię jeszcze takie błędy, że obawiam się, by nie wzbudzić śmiechu. Choć wiem, że w moim przypadku lęk ten może się wydać dziwnym.

W książce sama wykonałam grafiki. No bo jak wytłumaczyć polskiemu grafikowi, jak ma coś napisać po gruzińsku? Cztery lata temu uczyłam się pisowni, potem poleciałam do Tbilisi i w mieście czytam: L...O...M...B...A...

LOMBARDI! czyli lombard. Później okazało się, że pingiwn to pingwini, żyrafa to żyrafi a telewizor to... telewizori. Więc w sumie można by powiedzieć, że język podobny do polskiego, prawda? . Nic bardziej złudnego. To jeden z najstarszych języków świata, potwornie trudny… Ale i tak się go nauczę. Wszystko przede mną.

 

Rozmawiał: Tomasz Kosiorek