Czym różnią się kolekcje historyka i filatelisty? Co to był Trójkąt Trzech Cesarzy? Dlaczego Polacy zajęli Zaolzie? Brytyjski historyk Norman Davies opowiada o swojej najnowszej publikacji, w której opisał historię Polski z perspektywy... listonosza.
Podobno próbował Pan zbierać znaczki, ale nic z tego nie wyszło. Dlaczego?
Jako chłopak miałem inne zainteresowania. Brakowało mi czasu i pieniędzy, żeby budować kolekcję tak, jak chciałem. Posiadałem zbiory po ojcu i po stryju, ale nie udało mi się tego uporządkować (śmiech).
Jak w takim razie doszło do powstania książki "OD i DO. Najnowsze dzieje Polski widziane przez historię pocztową”, skoro filatelistyka nie stała się Pana pasją?
Stare pocztówki i stare listy zainteresowały mnie całkiem niedawno: bodaj dwadzieścia, może dwadzieścia pięć lat temu. Przypadkowo odkryłem, że są to rzeczy bardzo ciekawe dla mnie jako historyka zajmującego się Polską. Koperta ze znaczkiem i ze stemplem, z adresem odbiorcy i nadawcy to niesłychanie precyzyjne i bogate informacje. Poza tym eksponaty do mojej kolekcji nie kosztują zbyt wiele, ponieważ są mało ciekawe dla filatelistów, którzy w przeciwieństwie do mnie szukają ciekawych znaczków. Mnie nie interesują białe kruki, tylko koperty, listy i pocztówki, które mają jakieś znaczenie historyczne, a nie filatelistyczne.
Czy przystępując do pracy nad książką „OD i DO” przypuszczał Pan, że powstanie tak monumentalne dzieło: dwutomowe, liczące ponad 700 stron, na marginesie - bardzo ekskluzywnie wydane?
Oczywiście zdziwiłem się, że tego jest aż tyle. Nie czułem się kolekcjonerem, nie miałem czasu na to, żeby siedzieć i porządkować swoje zbiory, robić spisy itd. Miałem jedno duże pudełko, później drugie i wszystko leżało sobie spokojnie w domu, dopóki pewnego dnia nie zauważyłem, że mam pozycje niemal z każdego okresu nowoczesnej historii Polski, czyli od połowy XIX wieku. W tym momencie kreśliłem sobie cel tworzenia tej kolekcji: postanowiłem uzupełnić zbiory tak, żeby mieć ilustrację do każdej zmiany terytorialnej, do każdego rządu. I to udało mi się zrobić.
Czy wszystkie reprodukcje, które znalazły się w dwutomowym albumie, pochodzą z pańskiej kolekcji?
Olbrzymia większość to moje zbiory, ale kiedy album był już przygotowywany, dowiedzieliśmy się, że są pewne braki. Pytaliśmy tu i tam i udało nam się pożyczyć lub otrzymać w prezencie brakujące egzemplarze. Na przykład kartki prezentowane w podrozdziale o wojnie rosyjsko-japońskiej pochodzą z kolekcji pewnego lekarza z Lublina, który pojechał do Mandżurii.
Jednak większość pozycji to moje zbiory. Niestety, nadal brakuje w nich jednej rzeczy. Przed przystąpieniem do pracy sądziłem, że mam udokumentowane wszystkie zmiany terytorialne i wszystkie władze, bo posiadam nawet egzemplarz z tak zwanej Narodowej Republiki Ukrainy Zachodniej, która istniała tylko przez rok. Brakuje mi jednak dokumentacji jednego szczególnego okresu: w 1919 roku powstała Republika Łemkowska, która obejmowała fragment terytorium Republiki Ukrainy Zachodniej, ale nie była jej częścią. Republika Łemków nie została nigdy uznana przez inne państwa, ale posiadała własne władze. Nie sądzę, żeby wyemitowano tam znaczki, ale być może zachowały się jakieś pocztówki lub stemple pocztowe dokumentujące istnienie tej republiki.
Czy przyglądanie się z perspektywy takiej instytucji jak poczta historii konkretnego kraju, choć w przypadku Polski, która w XIX wieku znajdowała się pod zaborami, trudno mówić o kraju, raczej o społeczności czy narodzie, pozwala uzyskać historykowi nową perspektywę? Czy Polska inaczej wygląda z takiego punktu widzenia?
Ten album chyba potwierdza w dużej mierze mój punkt widzenia na historię Polski w XIX i XX wieku, ale może być niespodzianką dla wielu Polaków. Dla nich istniała jedna wielka Polska, która przeżyła wiele różnych okupacji. Według nich okupacje były, minęły, a wieczna Polska została. Tymczasem nie do końca tak było. Choćby Galicja: to nie był jeden naród pod okupacją, tylko wielonarodowe społeczeństwo, a Polacy mieli w nim swój udział we władzach. Ta wizja przeszłości jest więc bardziej skomplikowana niż sądzi przeciętny Polak.
Czy to Polacy na, jak Pan powiedział, terenach okupowanych, mieli wpływ na kształtowanie instytucji poczty, czy to poczta i inne narzucone przez okupantów instytucje miały większy wpływ na mentalność ludzi żyjących na danym terenie?
Jedno i drugie. Od XIX do połowy XX wieku poczta była bardzo ważną instytucją każdego państwa. Listonosz w mundurze i wszystko, co reprezentował, podnosiło prestiż państwa. W XIX wieku nie było przecież Polski, ale wielu Polaków pracowało dla poczty, byli urzędnikami austriackimi, niemieckimi czy rosyjskimi, albo z poczty korzystało. Musieli oni w pewnym stopniu przyjąć zasady działania tej instytucji. Myślę, że mało kto nie korzystał z usług poczty.
Czy podczas pracy nad przygotowaniem książki „OD i DO” znalazł Pan w swojej kolekcji coś, co Pana zaskoczyło?
Bardzo często. Poznałem szczegóły, o których wcześniej nie wiedziałem. Na przykład w 1938 roku doszło do zajęcia Zaolzia. Podniósł się krzyk, że Polacy współpracowali z Niemcami i do tej pory tak ocenia się to wydarzenie, ale to nieprawda. Na tym terenie po czeskiej stronie granicy mieszkało wtedy bardzo dużo Polaków. Teraz bardziej rozumiem, o co wtedy chodziło. Albo na przykład Trójkąt Trzech Cesarzy. Przed pierwszą wojną światową był taki punkt, w którym spotkały się granice trzech cesarstw. To dzisiejsze Mysłowice. Znalazłem pocztówkę z tego Trójkąta, który, jak się okazało, był na początku XX wieku atrakcją turystyczną. Przyjeżdżało tam mnóstwo ludzi, żeby zobaczyć to miejsce i kupić pocztówki, które były później stemplowane przez Rosjan, Niemców i Austriaków. Miesiąc temu pojechałem tam i zrobiłem zdjęcie Trójkąta, który nadal istnieje. Stoi tam mały obelisk, umieszczony chyba w granicach miasta Sosnowca. Można tam dojść od strony Mysłowic.
Obecnie pocztę tradycyjną zastępują w dużej mierze poczta elektroniczna i telefonia komórkowa. Jak Pan sądzi: czy za trzydzieści lat historyk będzie miał szansę przyglądać się początkom XXI wieku z perspektywy poczty?
Widzę, że następują ogromne zmiany w komunikacji międzyludzkiej w ogóle. Jestem przyzwyczajony do tego, żeby wysyłać do przyjaciół i rodziny pocztówki z miejsc, które odwiedziłem. Mój syn kompletnie nie wie, o co chodzi. Ma komórkę i wysyła SMS-y. Widać, że poczta na całym świecie traci bardzo wiele. Nowe metody komunikacji zmniejszają jej rolę i do tego nowego świata poczta musi się dostosować.
Mamy też prawdziwą rewolucję w pisaniu. Niestety na gorsze. SMS-y to kaleczony, nieciekawy język. Poza tym - ja piszę swoje książki ręcznie i jestem jednym z ostatnich autorów, który pozostawi po sobie rękopisy. Inni piszą już na komputerach.
Coraz trudniej opanować lawinę informacji, która do nas dociera. Na przykład 20 lat temu, kiedy zacząłem zbierać materiał pocztowy, nie było internetu. Trzeba było robić specjalne wycieczki, wyszukać sklepy filatelistyczne czy antykwariaty. Pytałem o takie miejsca podczas moich podróży. Teraz bardzo dużo informacji można zdobyć przy pomocy komputera nie wychodząc z domu. To ogromna zmiana.
Rozmawiała Magdalena Walusiak
Komentarze (0)