Odeta Moro Figurska opowiada o tym, jak powstała książka „Czupury  i inne zabawy z wyobraźnią” i jak fajnie spędzać czas z dzieckiem

Jak narodził się pomysł książki o kreatywnie spędzać czas z dzieckiem?

Inspiracja pojawiła się w czasie babskiej kawy. Rok temu spotkałyśmy się z koleżankami w kawiarni. Było ciepło, więc usadowiłyśmy się w ogródku i rozmawiałyśmy o tym, co u nas słychać. Każda z nas jest  aktywna zawodowo i robi różne rzeczy, natomiast to, co nas łączy, to dzieci. I - jak to baby - usiadłyśmy jak kury na grzędzie, piłyśmy kawę, jadłyśmy sałatki i rozmawiałyśmy o tym, co zrobił syn jednej, co córka drugiej itd. Typowa rozmowa nudna dla ludzi, którzy nie mają dzieci, za to bardzo emocjonująca dla tych, którzy są w temacie. Od słowa do słowa pojawiło się hasło, że może warto by było zebrać siły i stworzyć coś satysfakcjonującego, co pokazałoby, że jesteśmy kreatywne i mamy fajne pomysły na nasze dzieciaki. W takim entourage’u powstał pomysł poradnika nie tylko dla rodziców, ale przede wszystkim dla dzieci oraz dla ludzi, którzy spędzają z dziećmi czas: dla babć, dla niań i wszystkich, którzy opiekują się dziećmi i zależy im na kreatywnym spędzaniu wspólnego czasu.

Dlaczego w książce pojawiły się przede wszystkim pomysły na zabawy bez zabawek?

Nie jestem przeciwnikiem zabawek i moje dziecko ma ich pełno, absolutnie nie zabraniam córce kupować następnych czy oszczędzać na kolejną fantazję czy marzenie. Ale zdarza się często, że kiedy chcemy pobawić się z dzieckiem w coś konkretnego, musimy wsiąść do auta czy autobusu, pojechać do sklepu, kupić 50 milionów gadżetów, które są nam do takiej zabawy potrzebne, a potem się okazuje, że już nie mamy siły, bo spędziliśmy w supermarkecie godzinę, godzinę wracaliśmy do domu i na zabawę jest już za późno, nikt nie ma siły i, koniec końców, zabawa się nie odbędzie. Postanowiłyśmy więc przygotować coś, co ułatwi nam sprawę, ponieważ będzie to szybka propozycja: mamy trochę czasu, dziecko chce coś zrobić, my też mamy w sobie energię i chęci, więc bierzemy to, co w danym pomieszczeniu jest pod ręką i konstruujemy z tego coś, co będzie bawiło zarówno dziecko, jak i dorosłego. Efekt nie musi być taki sam jak w książce, może być podobny, a nawet lepszy. Na przykład: umawiamy się z dzieckiem na wyjście na rower, ale trzy minuty przed opuszczeniem domu zaczyna padać deszcz! I co wtedy? Dziecko niezadowolone, my nie mamy alternatywy, bo nie zastanawialiśmy się wcześniej nad innymi pomysłami, a chcemy zaproponować coś fajnego. Wtedy otwieramy książkę, sprawdzamy, w co można się bawić i jakie rzeczy znajdujące się akurat pod ręką można do tej zabawy wykorzystać.

Który z przedmiotów w domu pozwala na największą inwencję?

Najważniejsza jest wyobraźnia, ale trudno ją nazwać przedmiotem (śmiech). Bardzo dużo zabaw plastycznych kojarzonych jest z papierem, który można znaleźć w każdym domu, do tego w różnej formie. Może to być kartka, karton czy pudełko po czymś, może być papier toaletowy lub różnego rodzaju bibuły. Papier jest idealnie plastycznym przedmiotem do wykorzystania w każdym miejscu. Fajne są też różnego rodzaju przedmioty kuchenne: folie aluminiowe, przeróżne woreczki, butelki i pojemniki - pudełeczka czy słoiczki, czyli coś, do czego możemy coś schować lub coś z tego skonstruować. Wiele możliwości daje też to, co kryje się w kuchennych szafkach: wszystkie kasze, makarony, przyprawy, a nawet różne ciekłe substancje.

Wymieniła pani mnóstwo rzeczy, które można znaleźć w kuchni, tymczasem jako najbardziej magiczne miejsce w domu wymienia pani w swojej książce sypialnię.

Bo sypialnia jest magiczna ze względu na bliską relację, na czułość macierzyńską. Sypialnia jest pomieszczeniem dla misiów, które lubią się poprzytulać i robią wszystko na zwolnionych obrotach, chcą się pomiziać, pogilać i pocałować. To taka oaza spokoju, w której wszyscy mają prawi być jeszcze trochę zaspani... W sypialni nie ma zegarów. To pomieszczenie, gdzie czas nie ma znaczenia.

W jakim stopniu pani córka jest współautorką książki?

Moje dziecko brało udział w tworzeniu tej książki od samego początku, ponieważ wszystkie zamieszczone w „Czupurach” propozycje zostały „przetestowane” na dzieciach. Nie tylko na mojej córce, ale także na jej koleżankach i kolegach, bo grupa była w różnym wieku i różnej płci. Niektóre zabawy opisane w książce Sonia zna bardzo dobrze, bo są to zajęcia praktykowane w naszym domu. Wymyślałyśmy je razem wtedy, gdy miałyśmy ochotę się pobawić, poprzytulać albo pośmiać. To zabawy, które córka w pewien sposób współtworzyła, chociaż trudno byłoby mi określić to procentowo (śmiech). Większość zabaw zostało zmodyfikowanych przez czworo dzieci, które brały udział w tym projekcie. Wszystkie miały sporą przyjemność w trakcie tych zabaw, bo podczas sesji zdjęciowych wykonywanych do książki, każda zabawa trwała faktycznie od początku do końca. A w trakcie ustalania scenariusza - co zostaje, a co wypada, bo sporo rzeczy nie weszło do książki - wybrałyśmy te propozycje, które były najlepsze, ale nie tylko według nas: mnie, współautorki i wydawców, ale również według dzieci. Jeśli któreś z nich mówiło, że zabawa jest nudna i nie podoba się, to z niej rezygnowaliśmy.

Jaką rolę w przygotowaniu książki odegrała jej współautorka - Ewa Ulrich Zaleska?

Ewa Urlich jest psychologiem, w związku z tym na niej spoczywała odpowiedzialność za rozwój tych czytelników, którzy wezmą książkę do ręki. Ja nie jestem wielkim autorytetem dla przeciętnego rodzica. Jestem po prostu matką i wiele rzeczy podpowiadają mi serce, kobieca intuicja i chęci. Natomiast Ewa jest osobą wykształconą w tym kierunku, dlatego każdą z propozycji sprawdzała pod kątem rozwoju naszych pociech. Jeśli był taki wpływ, to wyjaśniała jaki, jeżeli okazywał się za mały, radziła, jak zmodyfikować zabawę, żeby wpływ na rozwój dziecka był większy. Każdy rozdział ma również tak zwaną poradę eksperta, tutaj o pomoc poprosiłyśmy znawców danego zagadnienia. Porady dotyczą one danego problemu, na przykład w rozdziale poświęconym podróżom ekspert doradza, to jak się do nich przygotować. W rozdziale dotyczącym ogrodu inny ekspert zwraca uwagę, jak powinniśmy dbać o nasze pociechy wystawiając je na przykład na słońce.

Która z zabaw najlepiej sprawdza się w przypadku pani rodziny w podróży?

Zakładając, że jedna osoba prowadzi? Jedną z takich zabaw jest liczenie aut. W książce nosi ona nazwę „Dziesięć czerwonych aut”. Praktykujemy ją od wielu lat. Kiedy do celu jest już niedaleko, sprawdzamy, liczymy, a często nawet zapisujemy kolory mijanych samochodów. Robimy to na zmianę, łącznie z kierowcą, który i tak musi obserwować samochody jadące z naprzeciwka. To zabawa, która angażuje wszystkich i działa nawet wtedy, kiedy jest ciemno.

Rozmawiała Magdalena Walusiak