Szokujące pomysły, zapadające w pamięć miejsca zbrodni, żywe postaci i seria wstrząsających przestępstw. Radzimy zapoznać się z nimi jak najprędzej, jeszcze przed premierą jego najnowszej książki Bernarda Miniera - "Paskudna historiia", która ukaże się już wkrótce!
Dlaczego osadziłeś akcję swojej pierwszej powieści w lodowatej dolinie w Pirenejach? No i skąd, u licha, pomysł na to, by na miejscu pierwszej sceny zbrodni komendant Martin Servaz znalazł okaleczone ciało konia?
Przyszło mi to do głowy podczas oglądania filmu dokumentalnego. Miejsce, które opisałem w Bielszym odcieniu śmierci, naprawdę znajduje się w Pirenejach i wygląda doprawdy złowieszczo. Nieziemska okolica, niemal wyrwana z jakiegoś filmu science fiction. Podczas oglądania tego dokumentu przyszło mi do głowy, że byłoby to znakomite miejsce zbrodni - tak bardzo jest niebezpieczne. I stąd pochodzi moja wizja, z tego niesamowitego krajobrazu. Pomysł na konia przyszedł później, nie pamiętam już nawet kiedy, w końcu minęło ładne parę lat, a jednak wciąż wszyscy pytają mnie o tego konia... (śmiech) Tak naprawdę to rozpoczęcie powieści miało być nie lada wyzwaniem, nie tylko dla mnie jako pisarza, ale także dla czytelników i wydawców. Tworząc tak osobliwe wprowadzenie do mojego świata chciałem zasygnalizować, że w moich powieściach wszystko jest możliwe i lepiej niczego nie traktować jako pewnik.
Niektórzy myślą, że osadzając fabułę w Pirenejach bardzo perfidnie ominąłeś Paryż...
Uliczki Paryża są tłem dla tak wielu powieści... Można się nim znudzić. (śmiech) Nie, nie zrobiłem tego perfidnie, po prostu już wcześniej wybrałem konkretne miejsce akcji.
Czy naprawdę dorastałeś w podobnej okolicy?
Tak, na południowym zachodzie Francji, u stóp Pirenejów, niedaleko Tuluzy. Próbowałem uczynić z miejsca akcji bohatera, ożywić je. Poza tym - czy to nie jest tak, że jesteśmy do tego stopnia zagrzebani na własnych podwórkach, w dobrze znanej scenerii, iż największą szansę na stworzenie wiarygodnego i dającego poczucie rzeczywistości mamy właśnie tam?
Czy inspirowałeś się postacią Hannibala Lectera?
Tak i nie. Julian Hirtmann, złowieszczy antagonista moich powieści, w kilku miejscach nawiązuje w oczywisty sposób do książek Thomasa Harrisa. Milczenie owiec to nowoczesna wersja baśni Piękna i bestia, która była wariacją na temat historii Kupidyna i Psyche. Relacja między młodą i niewinną panią psycholog, Diane Berg, a Hirtmannem także wywodzi się częściowo z podań ludowych. Poza tym nie wolno zapominać o inspiracjach Harrisa, chociażby w postaci Moriarty’ego, największego przeciwnika Sherlocka Holmesa, znakomicie wykształconego, wybitnego złoczyńcy. Fascynuje mnie postać jednostki niezwykle uzdolnionej, mogącej spędzić wspaniałe życie, która przez swoje zbrodnicze instynkty - tym groźniejsze, kiedy kieruje nimi wybitny umysł - wybiera życie potwora w ludzkiej skórze.
Co różni twoją postać od tej Harrisa?
Mój świat, skojarzenia, wpływy i podejście do pisania są zupełnie inne, a co za tym idzie również powieść. Hirtmann nie jest, jak Lecter, złoczyńcą bez wad. Tak samo jak Servaz nie jest policjantem idealnym. Hirtmanna z pewnością można opisać jako obytego w świecie i śmiertelnie niebezpiecznego geniusza, ale też on sam nie do końca nad sobą panuje... Poza tym starałem się osadzić ich relacje - bardzo ludzkie - we współczesnym kontekście społecznym.
Jak wygląda twoje przygotowanie do pisania takich powieści?
Research i to, co później można przeczytać w samej książce, często porównuję do sytuacji góry lodowej. Widoczny dla oczu jest tylko czubek, cała reszta - stanowiąca rzeczywiste podstawy elementów widocznych gołym okiem - jest ukryta i poza naszym zasięgiem. Sama powieść jest właśnie takim czubkiem góry lodowej.
Następne pytanie dotyczy gatunku. Skąd twoim zdaniem wzięła się taka popularność kryminałów?
O popularności gatunku, w którym się poruszam, dowiedziałem się od moich zagranicznych wydawców, ponieważ moje książki tłumaczy się już na wiele języków. Podobno kryminały sprzedają się wszędzie! Cóż, widocznie nic tak nie pociąga czytelników jak szaleństwo i ogrom niebezpieczeństw naszych czasów...
A czy widzisz jakieś różnice pomiędzy kryminałami pisanymi w różnych krajach?
Kiedy szukałem różnic między francuskimi kryminałami a resztą, stwierdziłem tylko tyle: jedyną cechą definiującą francuskie kryminały jest brak takiej cechy. Na przykład proza skandynawska ma pewne oczywiste wyróżniki, jak choćby silnie zarysowane tło społeczne, które po prostu należy uwzględnić. We Francji wszystkie chwyty są dozwolone.
Są jacyś pisarze, którzy cię inspirują? Jakieś wybrane nazwiska, które wpłynęły na ciebie jako pisarza?
Inspirują? No nie wiem... Na pewno jest kilka osób, które ogromnie szanuję, przede wszystkim muszę tu wymienić Jo Nesbø. Natomiast powieściopisarzem spoza mojego gatunku szczególnie wartym uwagi jest Martin Amis.
Napisałbyś coś w innym gatunku?
Kto wie? Może kiedyś. Kiedy zaczynałem, wysyłałem na konkursy wiele opowiadań pisanych w różnych gatunkach. Poza tym nie jestem zwolennikiem takich ścisłych określeń, wiele gatunków się przenika, zresztą w powieści kryminalnej można zawrzeć sporo nietypowych elementów i stąd ich duża różnorodność. Cronenberg powiedział, że podczas pisania powieści czy kręcenia filmu bardzo łatwo wpaść w pułapkę gatunku i naginać do niego zasady, zamiast pisać o życiu. A tak naprawdę wszystkie książki powinny mówić właśnie o tym - o życiu.

Wywiady
Objawienie francuskiej powieści kryminalnej
Szokujące pomysły, zapadające w pamięć miejsca zbrodni, żywe postaci i seria wstrząsających przestępstw. Radzimy zapoznać się z nimi jak najprędzej, jeszcze przed premierą jego najnowszej książki Bernarda Miniera - "Paskudna historia", która ukaże się już wkrótce!
Komentarze (0)