Kayah jest artystką kompletną. Sama pisze swoje piosenki, sama kieruje swoją karierą i firmą, która wydaje jej albumy. Wszystko to robi z sukcesem. Po sześciu latach przerwy wraca z nową płytą "Skała". Tytuł bardzo twardy, jednak sama muzyka ciepła i liryczna.
Jaki był powód tak długiego milczenia? To bardzo długi okres biorąc pod uwagę tempo w jakim funkcjonuje dziś rynek fonograficzny….
Nie interesują mnie zasady rynku. Można wydawać płyty co roku i nic może z tego artystycznie nie wynikać. To nie w moim stylu. Jestem kompozytorem i tekściarzem. Piosenek nie biorę z publishingu. Sama je tworzę. Do napisania skłaniają mnie doświadczenia i refleksje, a te przychodzą z czasem. 6 ostatnich lat spędziłam na wydaniu promocji "The best and the rest", pierwszej w Polsce płyty z cyklu MTV Unplugged, na setkach koncertów u nas i na świecie, na specjalnych projektach jak "Prestige Tour", czy począwszy od festiwalu "Kwarteensja" współpracy z kwartetem Royal, działając w Kayaxie wydałam ponad 30 płyt innych artystów, w tym osobiście współtworzyłam sukces Krzysztofa Kiljańskiego. Raczej nie próżnowałam. A ponieważ na życie składa się też inny jego istotny wymiar jak rodzina, starałam się także sprawiedliwie znaleźć czas i dla niej.
Jak doświadczenia z wydawania innych artystów wpływają na podejście do własnej twórczości? Muzycy często mają niewielkie pojęcie o tym jak działa firma wydająca ich płyty. Pani zna wszystkie realia tej pracy…
Kiedyś byłam na ich miejscu, kompletnie bez pojęcia. Czasem może lepiej nie znać pewnych mechanizmów. Artysta powinien się zajmować sztuką. Od reszty ma takich jak my. A od naszych artystów uczę się odwagi i nabieram pokory. Zupełnie inna sprawa, że jako wydawca samego siebie nie tylko ponoszę ryzyko sama, ale co jest pozytywne, sama też decyduję o wszystkim i rozliczam się przed sobą. To ogromny luksus.
Czy od samego początku było wiadomo, że ta płyta będzie brzmieć właśnie tak? Akustycznie, jazzowo…
Nie, tworząc niczego nie zakładam. To dzieje się samo. Są pewne nuty, które właśnie grają mi w duszy i idę za tym wewnętrznym głosem, zupełnie nie zastanawiając się jakie są trendy, czy oczekiwania innych. Jestem artystką szczerą. Podczas pracy nad płytą często piosenki ewoluują, a czasem wręcz znikają z listy.
Na "Skale" słychać wpływy muzyki world. Czy to prawda, że planuje Pani cały album utrzymany w tej stylistyce?
Tak, to prawda. Planuję taką płytę, ale później. W tej chwili skończyłam pracę nad "Skałą" i zajęłam się nowym projektem, czyli płytą nagraną z towarzyszeniem jedynie kwartetu smyczkowego Royal. To będzie coś bardzo wyjątkowego, już niedługo, może nawet "pod choinkę".
„Dodaję i ujmuję z aranżacji…” Jak to wygląda w praktyce więcej jest dodawania do tych aranży, czy raczej odejmowania?
Wychodzę ostatnio z założenia, że mniej znaczy więcej. Omijam fajerwerki na rzecz prawdziwych ludzkich emocji. Te będą zawsze przemawiać, niezależnie od mody czy epoki. Wierzę też, że dobra muzyka, czy tekst bronią się same.
Z jednej strony mówi Pani, że trzeba coś przeżyć żeby napisać piosenkę, a z drugiej, że najważniejsze jest aby była uniwersalna i trafiała do każdego. Łatwo osiągnąć taki efekt?
Szczęśliwie dla mnie zdarza się, że moi fani też prowadzą emocjonalne życie równoległe do mojego, bardziej lub mniej szczęśliwe. Wszyscy coś przeżywamy. Generalnie wyznam, że napisanie dobrej piosenki lub tekstu z pełną odpowiedzialnością za jego treść bywa mozolnym i wyczerpującym zadaniem. Ale jego źródłem nie może być stawianie sobie za cel za wszelką cenę dotarcia do innych. W moim mniemaniu byłaby to spekulacja. Nie tworzę przyjemnych przebojów na letnie randki. Pragnę by moje piosenki pozostawiały refleksje i poruszały, ale nie dlatego, by osiągnąć komercyjny sukces, lecz dlatego, że pisałam je pod wpływem silnych emocji i byłam sama poruszona. Dzielę się więc kawałem własnej duszy i pragnę by miało to sens. Nie składam nutek by się ładnie układały jak fałdy scenicznej sukni w świetle rampy. To autentyczny sejsmograf moich osobistych przeżyć. A ponieważ są zwyczajnie ludzkie, trafiają i do innych. Opowiadając jakąś historię z własnego wnętrza, opowiadam historie nieznanych mi ludzi. Takich samych jak ja.
Na płycie pojawiają się goście. Kim są i dlaczego akurat oni trafili do studia?
Goście na mojej płycie to Serek - gitarzysta Bisquit‘a i Zakopower, Tomek Organek, fenomenalnie śpiewający i grający na gitarze w zespole Sofa, Janek Smoczyński - mistrz fortepianu z zespołu June, kontrabasista Szabas, takie talenty wokalne jak Sqbass, Nick Sinckler, Marta Maćkowska, czy Patka Gola, to również Royal String Quartet. To wreszcie nieoceniony Andrzej Smolik. Stanęli obok mojego arcymuzykalnego zespołu z bardzo prostego powodu: są genialni i są pasjonatami. Kochają muzykę i to słychać. Są prawdziwi i naturalni. Ich obecność mogła tylko unieść moje piosenki. Zaproszenie ich to mój hołd dla ich talentu.
Kayah, Krzysztof Przona, Andrzej Smolik. Jaki był wkład każdej z tych postaci w "Skałę"?
Jestem autorem i wykonawcą, do mnie też należały ostateczne decyzje i kreacja. Krzyś to moja wielka podpora, od lat pracujemy razem, jest szefem mojego zespołu. Jego talent kompozytorski objawił się w "Testosteronie", a na "Skale" w "Oceanie Spokojnym już". To Krzyś ślęczał nad tą płytą miesiącami, panując nad zespołem, instrumentarium i moim głosem. Aranżował i produkował każdy niemal dźwięk, a co więcej znosił cierpliwie wszelkie moje pomysły, ucieczki, słabości i fochy. Bez niego nie dałabym rady. Andrzej z kolei to podziwiany od dawna kolega po fachu, ktorego wiedza wspomogła tak bardzo nasze działania. Kiedy siedzi się w studiu przez rok, traci się dystans. Andrzej ze swoim świeżym uchem był nam bardzo potrzebny. Poświęcił mojej płycie mnóstwo czasu, bardzo się zaangażował i nadał jej ostateczne brzmienie. Mam totalny dług do spłacenia. Był też Jacek Gawłowski, który cierpliwie nanosił zmiany w piosenkach i niesamowicie kreatywnie udzielał się podczas mixów i masteringu. Ta lista może nie mieć końca. W tym dziele, ogromną rolę odegrali też Tomik Grewiński, Asia Sobesto i Asia Truszkowska - Rawska z Kayaxu, ustalając strategię, ogarniając całokształt, a wreszcie wspierając mnie w najtrudniejszych chwilach.
Czy nowa płyta oznacza też bardziej intensywny powrót do grania koncertów?
Jeszcze intensywniejszy? W maju i czerwcu grałam non stop, codziennie w innym mieście, obliczyliśmy, że tygodniowo mieliśmy za sobą nawet 3500 km po polskich drogach. Nie narzekałam jednak, nawet gdy od samochodowego siedzenia zaszwankował kręgosłup. Wiem, że praca dziś to jakże często luksus. Intensywniej nie chcę pracować, bo mam szereg innych radości, niekoniecznie związanych z pracą. Jestem matką i to na pełnym etacie. Ale faktem jest, że nie mogę się już doczekać koncertów. Jesienią planujemy dużą trasę z nowymi piosenkami ze "Skały". A wiosną wyruszam w trasę z kwartetem Royal. Na obu tych trasach będzie dobrze. Mocno i artystycznie, bez kompromisów i mizdrzenia się. Muzykalnie i organicznie. Inteligentnie dla inteligentnych. Szczegóły już wkrótce na mojej stronie internetowej: kayah.pl. A więc zapraszam.
Rozmawiał: Piotr Miecznikowski

Wywiady
O nowej płycie z Kayah
Kayah jest artystką kompletną. Sama pisze swoje piosenki, sama kieruje swoją karierą i firmą, która wydaje jej albumy. Wszystko to robi z sukcesem. Po sześciu latach przerwy wraca z nową płytą "Skała".
Komentarze (0)