Rozmowa z Wojciechem Kępczyńskim, reżyserem „Upiora w operze”, od 10 lat dyrektorem Teatru Roma w Warszawie.

 
Wystawienie „Upiora w operze” to podobno największe wyzwanie producenckie Teatru Roma. W oryginalnym spektaklu są 22 sceny. Czy wszystkie będzie można zobaczyć na warszawskiej scenie?

 
Każde kolejne przedsięwzięcie jest największe. Pokażemy wszystkie sceny. Nie możemy zmienić układu przedstawienia, fabuły, nut, muzyki Andrew Lloyda Webbera. To wszystko jest pilnowane przez właścicieli tytułu. Korzystamy z nieco późniejszej aranżacji niż premierowa i mamy poszerzony skład orkiestry do trzydziestu muzyków, a oryginalny skład występujący na West Endzie to, o ile się orientuję, 22 muzyków.

 
Ile osób pojawi się w trakcie spektaklu na scenie Romy?

 
9 solistów, 12-osobowy zespół baletowy, 24 osoby z zespołu taneczno-śpiewającego i 30-osobowa orkiestra - to jest podstawowa grupa.

 
Podczas realizacji „Kotów” udało się coś niebywałego: otrzymali państwo pewną inscenizacyjną swobodę twórczą. Jak to wygląda w przypadku „Upiora w operze”? Na ile wolności może pan sobie pozwolić?

 
Na pewno nie mogę wystawić „Upiora w operze” na Księżycu w XXII wieku. Jesteśmy bardzo wierni zarówno librettu jak i epoce. Natomiast niektóre sceny będą inaczej rozwiązane. Inna choreografia, inne kostiumy, chociaż te, które przygotowaliśmy dla głównych bohaterów, nie będą się specjalnie różniły: mamy przecież do czynienia z osobami, które pod koniec XIX wieku bardzo dobrze się ubierają. Akcja rozgrywa się dokładnie w roku 1875. Przenieśliśmy prawie jeden do jednego proscenium Opery Garnier i niektóre elementy ścian tego budynku, podobnie jak grobowiec na cmentarzu Père-Lachaise w Paryżu. Wcześniej przygotowaliśmy pełną dokumentację tych miejsc. Mieliśmy ogromne szczęście, podobno niewiele osób może zwiedzić Operę Paryską podążając od strony jeziora w jej podziemiach aż po dach.

 
Na szczęście nie musieliśmy korzystać z oryginalnej wersji inscenizacji, która powstała ponad 20 lat temu i do tej pory jest grana w wielu teatrach na świecie. Tymczasem świat poszedł w tym czasie do przodu, teatr też się zmienił, tak więc „Upiór w operze” wystawiony w Teatrze Roma z jednej strony będzie bardzo tradycyjny, ale jednak będzie to spektakl przygotowany na początku XXI wieku w Warszawie, wzbogacony na przykład o projekcje multimedialne.

 
Soliści chwalą sobie, że korzysta pan nie tylko z własnych pomysłów, ale także koncepcji interpretacyjnych aktorów.

 
Reżyserując to przedstawienie, jak każde zresztą, nie narzucam swojego widzenia roli, nie jestem alfą i omegą i bardzo twórczo korzystam z interpretacji aktora. Oczywiście pilnuję, żeby nie poszło to w nieodpowiednią stronę. Wydaje mi się, że jest to zasada współczesnej reżyserii: należy korzystać z osobowości aktora. To daje najlepsze rezultaty.

 

Rozmawiała Magdalena Walusiak