Muzyczno-techniczne korzenie
Jean-Michel Jarre urodził się w 24 sierpnia 1948 w Lyonie, w rodzinie o muzycznych tradycjach i technicznych zainteresowaniach. Jego ojciec, Maurice Jarre, był kompozytorem i dyrygentem, znanym najbardziej z utworów filmowych – m.in. „Lawrence’a z Arabii” czy „Doktora Żywago”. Dziadek Jean-Michela był oboistą, inżynierem i wynalazcą, który zaprojektował wczesne urządzenie miksujące, używane w Radiu Lyon. To on podarował przyszłemu pionierowi elektroniki pierwszy magnetofon. Jego matka Francette, porzucona przez męża, zabierała swojego syna do klubów, gdzie ten wsłuchiwał się w jazzowe improwizacje. Jak wspominał Jarre po latach, to właśnie wtedy pierwszy raz zrozumiał, że „muzyka może być opisowa sama w sobie, bez tekstu”. Duży wpływ miała na niego także XX-wieczna muzyka klasyczna, z Igorem Strawińskim na czele. Młody Jean-Michel interesował się także innymi dziedzinami sztuki i malował obrazy, które następnie wystawiał w lokalnych galeriach, a niektóre nawet sprzedawał.
Elektronika pod rękę z klasyką w kuchni paryskiego mieszkania
W połowie lat 60. zaczął uczyć się harmonii, kontrapunktu i fugi u słynnej Jeannine Rueff z Konserwatorium Paryskiego. Eksperymentował też z nowymi rozwiązaniami technicznymi, przede wszystkim łącząc gitarę z fletem i dodając do nich efekty wytworzone z pomocą magnetofonu, a także kilkukrotnie zapętlając te same dźwięki.
Ogromnym przełomem była praca u boku niemieckiego kompozytora Karlheinza Stockhausena, który zapoznał Jarre’a z syntezatorem modularnym marki Mogg. W „chałupniczym” studiu, które zorganizował w swoim paryskim mieszkaniu niedaleko Pól Elizejskich, zaczął komponować pierwsze utwory, które dały mu krajową rozpoznawalność. Pracowity, niestrudzony w poszukiwaniu nowych rozwiązań, co i rusz dodawał swojego instrumentarium nowe urządzenia, w kreatywny sposób testując ich możliwości.
Do roku 1976 Jean-Michele Jarre był umiarkowanie znany w swojej ojczystej Francji: wydał dwa albumy „Deserted Palace” i „Les Granges Brûlées”, skomponował kilka dżingli oraz muzykę do przedstawień baletowych.
Płyta „Oxygene” została odrzucona przez kilkanaście wytwórni
Przełom w karierze przyszedł po wydaniu „Oxygene”, jednak zanim to nastąpiło, Jean-Michel spotkał się z korowodem odmów i niezrozumienia. Ówczesnym decydentom w wytwórniach trudno było wyobrazić sobie, aby tak osobliwy, dziwaczny wręcz materiał miał szansę na komercyjny sukces. Wszyscy mówili: „nie ma singli, nie ma perkusisty, nie ma wokalisty, utwory mają po 10 minut, a wszystko jest francuskie!” – wspominał po latach w rozmowie z „Guardianem” artysta. „Nawet moja mama pytała mnie, dlaczego zaczerpnąłem nazwę płyty od gazu i ozdobiłem okładkę czaszką”.
Na ratunek przyszedł mu Francis Dreyfus, milioner-inwestor, który opłacił wydanie pierwszych 50 tysięcy kopii „Oxygene”. Do dziś sprzedał się on w ponad 18 milionach egzemplarzy na całym świecie.
Jean-Michel Jarre był pierwszym zachodnim artystą, który wystąpił w komunistycznych Chinach
W 1981 roku ambasada brytyjska przekazała Radiu Pekin kopie płyt „Oxygene” oraz „Équinoxe”, które stały się pierwszymi od dekad zagranicznymi utworami emitowanymi przez tę stację. Po latach rządów Mao Zedonga oraz izolacji, nowy lider Partii Komunikstycznej, Deng Xiaoping, chciał pokazać światu, że Chiny otwarte są na zachodnią kulturę. Zezwolono więc na pięć występów Jarre’a; trzy w Pekinie i dwa w Szanghaju. Przy pierwszym z nich lokalne władze zmuszone były wstrzymać dostawy prądu w dzielnicach otaczających salę koncertową – w przeciwnym razie zabrakłoby go do zasilenia sprzętu muzycznego i oświetlenia. Efektem jest płyta „Les Concerts en Chine”, zawierająca zarówno wykonania z „Oxygene” i „Équinoxe”, jak i oryginalne kompozycje.
Jego ogromną fanką była… księżna Diana
W 1988 roku, kiedy księżna Diana formalnie wciąż była żoną księcia Karola, jednak problemy w ich małżeństwie stały się już powszechnie znane, lady Di pojawiła się na jednym ze słynnych „pływających” występów Jarre’a w londyńskich dokach. Ku uciesze reporterów, po koncercie brytyjska księżna i francuski artysta ucięli sobie wspólny spacer i pogawędkę, której towarzyszyła także ówczesna żona muzyka, Charlotte Rampling. Zapis tego koncertu uwieczniono na płycie „Destination Docklands 1988”.
Kiedy w 1997 roku Jarre dawał słynny już dzisiaj występ na Placu Czerwonym w Moskwie, jego data zbiegła się z uroczystościami pogrzebowymi Diany. Jean-Michele zadedykował jej wówczas wykonanie „Souvenir de Chine” i uczcił jej pamięć minutą ciszy.
Rekordy, rekordy, rekordy
Jean Michel-Jarre znany jest ze swoich widowiskowych koncertów, przyciągających nie mniej widowiskowe tłumy fanów. Pierwszy raz do Księgi Rekordów Guinnesa trafił już w 1979 roku – po tym, jak zgromadził pod paryską Bastylią milion słuchaczy. Później pobił swój własny rekord jeszcze trzy razy, a w 1997 na Placu Czerwonym w Moskwie występował dla 3,5 miliona ludzi! Do dziś nikt nie odebrał mu tego lauru.
W 1990 roku, podczas obchodów rocznicy Rewolucji Francuskiej, na paryskim La Défense słuchały i oglądały go dwa miliony, zaś pięć lat później, z okazji 50-lecia istnienia UNESCO – połowa tej liczby. Jego wciągające, elektroniczne dźwięki rozbrzmiewały także pod piramidą w Gizie, i Wieżą Eiffela. Do historii przeszedł również koncert w Stoczni Gdańskiej w 2005 roku, z okazji obchodów święta 25. rocznicy powstania Solidarności.
Bardzo limitowana edycja
W 1983 roku Jarre poproszony został o napisanie muzyki na wystawę, której motywem przewodnim był supermarket. Kiedy ją zamknięto, a przedmioty na niej prezentowane sprzedano na aukcji, kompozytor postanowił potraktować stworzone przez siebie utwory w ten sam sposób, jako „jednorazowy”, niepowtarzalny obiekt. Wykonano więc tylko jedną kopię płyty „Musique Pour Supermarché” („Muzyka dla supermarketów”), która sprzedana została za równowartość 23 tysięcy dolarów. Początkowo kupiec chciał pozostać anonimowy, jednak po latach wyszło na jaw, iż album nabył niejaki „M.Gerard”, który, będąc w śpiączce po wypadku samochodowym, wybudził się, słysząc w radio „Souvenir de Chine” Jarre’a.
Etniczna, orkiestrowa i elektroniczna „Amazônia”
W zeszłym roku światło dzienne ujrzał projekt fascynujący i niemniej nowatorski niż to, do czego przyzwyczaił nas na przestrzeni prawie pięciu dekad swojej kariery. „Amazônia”, jak opisuje sam Jarre, jest „immersyjnym doświadczeniem, skupiającym się na wyjątkowości brazylijskiej Amazonii”. Interaktywna wystawa ponad 200 fotografii autorstwa Sebastião Salgado w Filharmonii Paryskiej miała swoją premierę 7 kwietnia 2021roku, następnie wyruszyła w podróż po świecie: do RPA, Londynu, Rzymu, Sao Paulo i Rio de Janeiro.
„Powołałem do życia swoiste pudełko z muzycznymi elementami, orkiestrowymi i elektronicznymi, chcąc odtworzyć lub przywołać tembr naturalnych odgłosów, do których dodałem zarówno dźwięki ze środowiska, jak i dźwięki pozyskane z Muzeum Etnograficznego w Genewie” – opisuje swój proces twórczy przy „Amazônii” artysta. „Podszedłem do Amazonii z szacunkiem, w poetycki, impresjonistyczny sposób. Elementy dźwiękowe i wokalne wybrałem ze względu na ich różnorodność, nie zaś chcąc być wiernym konkretnej grupie etnicznej. Dzięki temu płyta ta niosła ze sobą ogromny ładunek wyobraźni, zarówno dla Indian, jak i dla mieszkańców Zachodu”.
Dźwięk w zakresie 360 stopni, czyli „OXYMORE”
Najnowsza płyta Jean-Michela Jarre’a jest arcyciekawym dziełem. To pierwszy w historii materiał, w którym wykorzystano potencjał dźwięku wielokanałowego i binauralnego (3D). Ścieżki zostały nagrane w studiu „Innovation” Radio France w zakresie 360 stopni. Na krążku usłyszymy ambientowe i elektroniczne brzmienia okraszone techno.
Album stanowi nie tylko pewne novum w twórczości francuskiego kompozytora. Można powiedzieć, że artysta zadedykował go Pierre’owi Henry’emu, z którym planował nagrać materiał do „Electroniki”. Niestety ze względu na zły stan zdrowia, a później śmierć Henry’ego współpraca ta nie doszła do skutku. Jarre otrzymał jednak pewną część przygotowanych wcześniej ścieżek i mógł samodzielnie poddać je obróbce. Efektów można posłuchać właśnie na „OXYMORE”.
Źródło zdjęcia okładkowego: materiały promocyjne wydawcy Sony Music.
Komentarze (1)
Komentarze
Trzeba mieć wyobraznię i tam wędrować !!! trochę inne niż nas przyzwyczaił ale przy tych fotografiach będziesz tam (las deszczowy) Pozdrawiam ! Jaro