Pati Yang to jak łatwo zauważyć wulkan energii. Ciągle w ruchu, zapracowana, zaangażowana w nowe projekty, nie traci czasu. Nowy album, „Wires and Sparks” to powrót do jeszcze większej aktywności w mediach i przede wszystkim na scenie. Pati lubi grać na żywo, a jej nowy materiał idealnie się do tego nadaje. Warto się przekonać jak brzmi ta płyta, chociażby dlatego, że to kolejny dowód na to, że w Polsce można grać pop bez obciachu i na światowym poziomie. O muzyce, inspiracjach i planach opowiada Pati Yang…
Muzyka psychodeliczna / Muzyka religijna / Thrash… fajna definicja. Te trzy „składniki” opisują najlepiej to, co robisz, czy tylko chcesz ludzi zmusić do myślenia?
Bardziej chyba opisują osobę! Trochę dla żartu, spodobało mi się jak te trzy kategorie wyglądają w zestawieniu razem na profilu. Po angielsku można by przetłumaczyć to, jako „opętane, religijne ścierwo”, nie należy brać siebie do końca na poważnie..
„Wires and Sparks”. To myśl przewodnia, czy po postu tytuł jednej z piosenek wybrany na szyld albumu?
Oczywiście, że to myśl przewodnia. Wszystko opiera się na komunikacji. Zrozumiałam niedawno ze po pierwsze wszystko, co robię opiera się właśnie na podejściu do ludzi, a po drugie „iskry na łączach” – to ten element pierwotny każdej piosenki, każdego wiersza, książki, sztuki.. Ta część nas, której nie da się stworzyć sztucznie, kontrolować ani oszukać. Ponad czasem. Ponad ego.
Z kim nagrałaś ten album?
Nagraliśmy go we dwoje. Poza jednym gościem, Leo Abrahamsem w utworze „Fold”. Wszystkie aranżacje są zagrane na żywo i dopełnione elektronika przez Joe, ja dodatkowo gram partie klawiszowe i perkusyjne.
Jak długo powstawał materiał?
Nagrania zajęły nam około trzech miesięcy, ale tak na prawdę serce płyty powstało w około dwa tygodnie. Kiedy muzycy łapią wspólny język, praca idzie sprawnie, rozmawia się bez słów.
Czy miejsce, w którym pisze się muzykę ma rzeczywiście jakiś określony wpływ na jej kształt?
Zdecydowanie. Miejsce gdzie przychodzi ta pierwsza iskra, natchnienie. Nie tyle samo miejsce, co jego energia, w jaki sposób rezonuje z naszym umysłem i sercem w danym momencie, kiedy nagle pojawia się pomysł.
Jak pojawił się Joe Cross i dlaczego właśnie z nim zdecydowałaś się pracować?
Joe i ja jesteśmy pod opieka tego samego managera. To był jego pomysł abyśmy pracowali razem. To niesamowity wizjoner, wiedział, że dobrze się zrozumiemy.
Kiedy statystyczny Kowalski chce się oderwać od rzeczywistości, idzie na koncert. Co robi muzyk, kiedy chce zapomnieć o „pracy” i odpocząć? Co robi Pati Yang, kiedy nie chce być Pati Yang?
Piszę. Nigdy nie przestaję być sobą. Jak to możliwe, aby przestać? Medytuję. Spaceruję. Czytam. Ale nigdy nie przestaje pracować.
„Umarłam. Odżyłam.” Jak to było? Dlaczego trzeba aż daleko dojść, żeby zacząć pisać?
To tylko jeden z tematów. Mój sposób na zauważenie własnej metamorfozy. Czasem trzeba sięgnąć dna, własnego, przysłowiowego dna duszy, aby chcieć się od niego odbić. Mnie się to, co jakiś czas zdarza, silniej lub słabiej, ale mam to wpisane w moja naturę. To ogromnie płodne twórczo, ale cena osobista jest czasem bardzo wysoka.
Co jest najlepsze w Manchesterze? W jaki sposób inspiruje to miasto?
Tam nigdy nie świeci słonce. Zawsze pada deszcz. Idealny klimat to robienia muzyki. Za dużo słońca źle działa na artystów. Znane są przypadki angielskich muzyków napotykających na blokadę twórczą po przeniesieniu sie do Kalifornii. W Manchesterze to nie grozi. Naturalnie muzyka wychodzi cięższa. Lubię to w tym mieście.
Jakich słuchasz płyt? Jaka muzyka najbardziej na ciebie działa?
Muzykę traktuje jak student. Zawsze. Moje inspiracje są ogromnie szerokie, od eksperymentalnej elektroniki po klasykę , folk, i hiphop, twórców współczesnych, zarówno pop jak i projekty niszowe. W tak wielu gatunkach znajduję element, który rezonuje. To po prostu kwestia szczerości muzycznej, ładunku, jakości, a nie stylu.
Co poza muzyką wpływa twórczo na ciebie? Inspirują cię książki, filmy, podróże?
Dokładnie: książki, filmy i podróże. Nie można lepiej podsumować moich inspiracji. Uwielbiam dobre, mądre niezależne kino. To tak kompleksowa sztuka, tyle potrafi przekazać na tak wielu poziomach. Książki, oczywiście, podróże, tak jak wspomniałam wcześniej. Miejsca mają magię, która na mnie działa.
Kiedy i w jaki sposób znalazłaś jogę? Opowiedz o Świątyni, Sivananda… I czy będziesz teraz uczyć innych?
To raczej joga znalazła mnie. Jakieś dziesięć lat temu, chodziłam wtedy codziennie na siłownię, i pamiętając doświadczenia z dzieciństwa, kiedy przez jakiś czas trenowałam wyczynowo, rozciągałam się po treningu. W pewnym momencie rozciąganie ułożyło się w sekwencje. I dosłownie coś mi sie przypomniało... Potem postanowiłam pójść na zajęcia jogi i wszystko nagle nabrało sensu. Jogini nazywają to Samskaras, wspomnienia z poprzednich wcieleń. Sivananda jest zaprzeczeniem sekciarstwa, na pięciu akrach tropikalnego ogrodu stoją wszystkie możliwe figurki boskie z całego świata. Oni nazywają to „jednością w różnorodności”. To przekonało mnie, że to właściwe miejsce, joga to sposób myślenia, filozofia, której małą częścią są ćwiczenia. Uczę prywatnie w Londynie i właśnie zaczynam organizować wyjazdy grupowe, na podstawie własnego programu, moich przepisów kulinarnych, soków i zabiegów. Celem tej części mojej pracy jest uświadomienie ludziom, że można żyć w pełni i bez kompromisów, że to nie jest trudne.
Jakie koncerty wolisz grać? Duże festiwale czy małe, klubowe?
Po prostu lubię grac na żywo! Niezależnie ile osób jest na sali, koncert jest zawsze wyjątkowy.
Jaki będzie twój następny krok?
Ha! Sama tego nie wiem! Pracuje nad filmem, książką, kolejna płytą, i angażuje sie w działania związane z Joga. Wszechświat sam pokaże, co wydarzy się najpierw(śmiech). Również na to czekam.
fot. Mark Mcnulty
Rozmawiał Piotr Miecznikowski

Wywiady
Nigdy nie przestaję być sobą! - wywiad z Pati Yang
Pati Yang to jak łatwo zauważyć wulkan energii. Ciągle w ruchu, zapracowana, zaangażowana w nowe projekty, nie traci czasu.
Komentarze (0)