Filmowa klasyka, czyli „Ucieczka z Alcatraz” i „Skazani na Shawshank”

Do absolutnie klasycznych pozycji światowego kina traktujących o tematyce więziennej - w ujęciu zarówno metaforycznym, jak i całkiem przyziemnym, należą przede wszystkim „Ucieczka z Alcatraz” z 1979 roku oraz „Skazani na Shawshank” z 1994. Pierwszy z nich opowiada prawdziwą historię najsłynniejszej ucieczki ze Skały, która miała miejsce w 1962 roku i, w świetle informacji, które wyszły na jaw w 2013 roku, mogła zakończyć się sukcesem. Takie założenie poczynili również twórcy filmu,  w którym Clint Eastwood wcielił się w postać dilera narkotyków Franka Morrisa, pomysłodawcy całego misternego planu opuszczenia więziennej wyspy. „Skazani na Shawshank” to z kolei ekranizacja opowiadania Stephena Kinga, jednego ze stosunkowo niewielu w jego bogatym dorobku, w którym nie pojawił się wątek nadprzyrodzony. Akcja rozpoczyna się pod koniec lat 40., kiedy bankier Andy Dufresne - w tej roli Tim Robbins - zostaje niesłusznie skazany na podwójne dożywocie za brutalne morderstwo swojej żony i jej kochanka. Więzienie Shawshank rządzone jest przez sadystycznych strażników i apodyktycznego naczelnika, a na ekranie widzimy również Morgana Freemana, Boba Guntona oraz Williama Sadlera. Co ciekawe, dziś uznawany za jeden z najważniejszych i najlepszych filmów lat 90., nie był dużym sukcesem kinowym. „Skazani na Shawshank” zyskali sobie ogromną popularność i aprobatę widzów za sprawą późniejszej dystrybucji na kasetach VHS.

 

 

 

Jeszcze trochę klasyki - „Zielona mila” oraz „American History X”

Stephen King do tematyki więziennej w swojej twórczości wracał nie raz. Drugim, chyba nawet jeszcze słynniejszym przykładem, jest przeniesiona na ekran historia z „Zielonej mili”, gdzie w rolach głównych oglądamy Toma Hanksa oraz nieżyjącego już Michaela Clarke Duncana. Film zdobył cztery nominacje do Oscara (najlepszy aktor drugoplanowy, najlepszy film, najlepsza muzyka filmowa, najlepszy scenariusz adaptowany) i okazał się wielkim międzynarodowym hitem. Znacznie mniej popularną w komercyjnym znaczeniu była „American History X” z 1998 roku, luźno oparta na faktach historia Dereka Vinyarda (w tej roli nieznany wówczas Edward Norton), młodego neonazisty z Los Angeles, który po brutalnym morderstwie czarnoskórych trafia do więzienia i wstępuje do bractwa aryjskiego. Pobyt w zakładzie karnym wpływa na niego go tak bardzo, że po upływie wyroku postanawia zmienić nie tylko swoje życie, ale przede wszystkim życie swojego młodszego brata Danny’ego (Edward Furlong), który jest już członkiem rasistowskiego gangu. Film, który pojawił się w kinach na rok przez „Fight Clubem”, zapewnił Nortonowi pierwszą nominację do Oscara.

 

 

Najlepszy serial „więzienny” czyli „Oz” od HBO

HBO ma ogromny udział w tym, jak wyglądają dzisiaj seriale - o wielkich budżetach, gwiazdorskich obsadach, niesamowitych efektach specjalnych i zapierających w dech plenerach. Zanim jednak na naszych ekranach zobaczyliśmy „Westworld”, „Grę o Tron” czy nawet „Sześć stóp pod ziemią” lub „The Wire”, w 1997 roku stacja wyprodukowała mniej znany w Polsce „Oz”. Opowiada on historię fikcyjnego, eksperymentalnego zakładu karnego Oswald State Penitentiary - jego więźniów, strażników oraz pomysłodawców z ramienia amerykańskiego rządu. Był to pierwszy serial w telewizji kablowej, którego pojedynczy odcinek miał długość 60 minut. Co jednak ważniejsze, jego twórcy, mogąc pozwolić sobie na dużo większą wolność, niż ich koledzy po fachu ze stacji naziemnych, wprowadzili do „Oz” niespotykanie dotąd wulgarny język, pokazywali zażywanie narkotyków, przemoc, grutalność czy też konflikty na tle rasowym, etnicznym i językowym.

 

 

„Skazany na śmierć”

Ten serial to jeden z największych hitów stacji FOX i jednocześnie… jeden z powodów, dla których do dziś się ją krytykuje. Nie brakuje bowiem zwolenników poglądu, ze „Skazany na śmierć” powinien skończyć się po pierwszym sezonie, jednak chciwość telewizyjnych producentów zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem i możliwością stworzenia mocno limitowanej, ale też i niemalże perfekcyjnej produkcji. Po gigantycznym światowym sukcesie, zdobyciu kilkudziesięciu nagród - w tym Złotego Globu w 2005 roku - powstały jeszcze trzy serie, zaś ostatni odcinek wyemitowano w 2009 roku. Jednak w trwającej dobie remake’ów, rebootów i wszelkiego „powrotów” do klasycznych hitów telewizji i kina, pokusie stworzenia kontynuacji losów Michaela Scofielda i Lincolna Burrowsa uległ również FOX. Piąty sezon pojawił się w 2017 roku, niedawno zaś potwierdzono oficjalnie, że powstanie również i szósty, którego premierę przewidziano na 2019. Niestety, podobnie jak w przypadku kilku ostatnich części „Rocky’ego”, jest to produkcja dla prawdziwych - i nieco bezkrytycznych - fanów „Skazanego”.

 

 

Zanim pojawiło się „Orange is The New Black” były „Bad Girls”

Chociaż stworzone przez Jenji Kohan na podstawie książki Piper Kerman „Orange is The New Black” stało się wielkim hitem na całym świecie i bez wątpienia odmieniło serialowy krajobraz, nie jest to pierwsza produkcja, w której pokazano świat więzienia dla kobiet. „Bad Girls” brytyjskiej stacji ITV zadebiutowały w 1999 roku i niemalże od razu zyskały sobie przychylność widzów. Akcja rozgrywa się w fikcyjnym zakładzie karnym dla kobiet Larkhall w południowym Londynie. Twórcy przez ponad rok studiowali wszelkie dostępne materiały dotyczące tematyki damskich więzień - od opracowań naukowych, poprzez wizyty w samych placówkach, a także dokładne zapoznanie się z dotychczasowymi produkcjami o podobnej tematyce. Ważnym punktem w researchu były australijskie „Więźniarki”, emitowane w Polsce przez Polsat w połowie lat 90. Serial zadebiutował w 1979 roku i emitowany był do połowy lat 80., zaś gatunkowo zaliczany jest do… oper mydlanych - z tą małą różnicą, że osadzono go w nieistniejącym zakładzie karnym Wentworth Detention Centre na przedmieściach Melbourne. Co ciekawe jednak, „Więźniarki” inspirowane były inną brytyjską produkcją z lat 70. o podobnej tematyce, „Within These Walls”.