- „24H” to pierwszy od pięciu lat album Formacji Nieżywych Schabuff. Co w tym okresie działo się z zespołem?
- Grupa była zaangażowana w przetwarzanie rzeczywistości i szukanie nowych inspiracji. W pewnym momencie, kiedy robisz coś często i długo, zawsze pojawia się aspekt rutyny. Przeciwieństwem rutyny jest świeżość. Aby więc uniknąć rutyny, trzeba popatrzeć, co się dzieje naokoło Ciebie i takiej świeżości dostarczać sobie jak najwięcej. Potrzebowałem na to aż lub tylko pięciu lat. Podobno nad artystą musi wisieć bat terminu, ale coś takiego w naszym przypadku pojawiło się dopiero w ostatnich paru miesiącach, kiedy nadawaliśmy tej płycie ostatnie szlify.
Nie jest dla mnie ważne, czy praca nad tą płytą trwała pięć lat. Być może na następny album Formacji będziemy czekali tylko miesiąc. Już w tej chwili mamy pomysły na kolejne utwory. Jednak działając artystycznie od 20 lat muszę być subiektywnie pewny, czy to, co chcę pokazać światu jest warte uwagi. Jeśli nie, to nie ma sensu tego robić. Ja nie muszę wydawać płyt po to, by żyć, utrzymujemy się z koncertów, których gramy dużo. Jedni sobie to chwalą, inni twierdzą, że jest to rzecz fatalna. Dla mnie jest OK., Dzięki temu mamy możliwość spotykania się z ludźmi, a poza tym zyskuję wspomnianą już świeżość.
- Emocje o których mówisz są wyraźnie słyszalne na tej płycie. Powiedz zatem, o czym jest ta płyta? Jaka jest geneza tytułu „24H” ?
- Ta płyta jest na swój sposób afirmacją mojej osoby i naszych charakterów. To są pewne myśli, stwierdzenia, emocje, które znajdują swój upust w postaci płyty. To jest taki „wymiot emocjonalny”, taka krawędź, po której masz już ochotę na dialog z kimś, kto będzie tego słuchał.
Ta płyta po raz pierwszy w mojej karierze dotyka fundamentalnych spraw związanych z naszą egzystencją, takimi jak: narodziny, śmierć, radość, smutek. To są banalne tematy, ale wszystko polega na tym, aby opowiedzieć o nich w niebanalny sposób i wyciągnąć z nich pewne kwintesencje. Nie jestem pewien, czy mi się to udało, ale bardzo chciałbym, aby ta płyta powodowała pewnego rodzaju zatrzymanie, zdjęcie, to znaczy słuchając tej płyty siadamy, robimy sobie obrazek i analizujemy pewne sprawy związane z nami, naszym życiem
„24H” to ja i moje codzienne życie. Gdy budzę się rano, to myślę o śmierci, a 5 minut później cieszę się życiem……., które stworzyłem z moją żoną w postaci mojej córki. Chwilę później myślę o tym, aby nie zostawić ich samych, co słychać w piosence „Ty”, w której śpiewam, że boję się umierać, boję się odejść. A potem idę na huśtawkę, huśtawkę emocjonalną – dosłownie i w przenośni, po czym podążam do sklepu i kupuję mleko oraz masło zastanawiając się, czy jutro też starczy mi pieniędzy, aby kupić mleko, masło i szynkę. A potem następuje wieczór, spokój. Kocham noc, wtedy mogę swobodnie harcować po różnych meandrach, którymi nasiąkam w ciągu dnia. Stąd tytuł „24H”.
- Poruszyłeś temat życia i śmierci. Jednym z najpiękniejszych utworów na płycie jest „Przez chwilę”…
- Ta piosenka opowiada o pewnej miłości, która umarła. To opowieść o kobiecie, która była przyjaciółką moją i mojej rodziny. W dniu, kiedy urodziła się moja córka , ta kobieta, w tym samym szpitalu, tylko piętro niżej, przegrała walkę z ciężką chorobą. Jej mąż, a nasz przyjaciel, został sam i oszalał z bólu. Na pogrzebie zaczął czytać list do Żony” otulonej w szary prochowiec sygnowany zdaniem na koniec”.Wyłem i łkałem. Musiałem napisać swój list pożegnalny , z pozycji bliskiej osoby, która została sama po jej śmierci, a jednocześnie z pozycji jej samej. Jest to moja opowieść o tym, że kiedyś kogoś opuścimy lub zostaniemy opuszczeni. Ja niestety nie jestem skłonny uwierzyć w tą idyllę, która panuje po śmierci. Dla mnie śmierć to ziemski koniec. Mój przyjaciel i jego zmarła żona już nigdy nie będą fizycznie razem. Psychicznie – tak, bo ona jest cały czas w jego głowie, umierając z nim codziennie, dotyka ją…Właśnie o tym jest ta piosenka. Ona była tu tylko przez chwilę…zdecydowanie za krótko.
Być może to dziwnie zabrzmi, ale chce wierzyć że, kontynuacją jej życia jest życie mojej córki. Pola się urodziła, a ona umarła…
- Ostatni utwór na płycie jest zatytułowany „Myślman”. Kim jest Myślman?
- Myślman to ja. Taki safanduła, koleś, który zastanawia się co noc po co i dlaczego tu jesteśmy, dokąd to prowadzi i komu jest to wszystko potrzebne? Są to oczywiście pytania, na które nie ma odpowiedzi. Gdyby je znaleźć , to byłby początek końca. Myślman to koleżka, który boi się świata a jednocześnie jest go cholernie ciekaw, ma sraczke umysłową i jest rozchwiany emocjonalnie. Jedyną odskocznią i wyciszeniem jest nocny papieros wypalony razem ze światem. Tak jak kiedyś Indianie palili fajki pokoju, tak ja paląc w nocy papierosa próbuję pojednać się ze światem, próbuję osłodzić sobie te rozterki, którymi jestem nękany. Na końcu utworu jest fragment tekstu „I mój świat palił razem ze mną”. To moja radość ze świadomości, że to porozumienie czasem udaje się osiągnąć.
- Formacja Nieżywych Schabuff istnieje ponad 20 lat. Czy w tym czasie wydarzyły się sytuacje, których żałujesz, bądź z których jesteś dumny? Czy gdybyś miał możliwość cofnięcia czasu, poszedłbyś tą samą drogą?
- Dobre pytanie, traktuję moje życie i historię zespołu jako jedną całość. Podanie jakiegoś skeczu jest banalne i bezsensowne. Na pewno jednak cieszę się z tego, że w pewnym momencie byłem na tyle zdeterminowany, że kończąc studia pedagogiczne, które predystynowały mnie do opiekowania się trudnymi dzieciakami, poszedłem tą ścieżką, na której jestem teraz. Oczywiście, praca z dziećmi była dla mnie bardzo ważna, ale nie mogłem ciągnąć tych dwóch rzeczy na raz. Ja nie potrafię robić czegoś na pół gwizdka. Dlatego zająłem się tylko muzyką. Nie poprowadziłbym swego życia w inny sposób. Jestem spełniony, jestem szczęśliwy, a jeśli pojawia się we mnie jakiś kataklizm, to jest on przeze mnie tworzony całkowicie świadomie. Nikt szczęśliwy nie jest w stanie wyrzucić z siebie czegoś wartościowego. Ja cały czas wprowadzam siebie w spiralę dekadencji, po to, aby, jak mówił Kurt Vonnegut: „Trzeba najpierw wpaść w gówno, żeby rozsiewać zapach róż”. Dlatego moje życie to sinusoida.
- Powiedziałeś, że macie już gotowe pomysły na nowe utwory. Czego możemy się spodziewać po nowej płycie Formacji?
- W tej chwili jestem napakowany fascynacją kobietą jako tworem boskim. Dlatego następna nasza płyta będzie się nazywała „Kobieta”. W sumie to nie wiem jeszcze, czy to będzie płyta Formacji Nieżywych Schabuff . Chciałbym stworzyć płytę, na której będę śpiewał duety z kobietami pięknymi zewnętrznie i wewnętrznie. Z kobietami które znam i szanuję, które są dla mnie kimś ważnym. Chcę nagrać płytę o cudzie świata, jakim jest kobieta. Myślę, że to będzie coś bliskiego płycie „24H”, ale będzie jeszcze bardziej intymnie i spokojnie. Chciałbym, aby to były piosenki tylko do marzenia i rozmyślania, a nie do tańczenia. Z kobietą pięknie się tańczy, ale ja nie umiem tańczyć,dlatego nigdy nie zatańczę z gwiazdami i z tego powodu bardzo cierpię (śmiech). Pięknie jest przetańczyć z kobietą życie. O tym będzie następna płyta.
Rozmawiał Grzegorz Szklarek / Dream Music
Obecny skład zespołu (na zdjęciu od lewej):
Jacek Otręba – syntezatory
Wojtek Wierus – gitary
Olek Klepacz – głosy
Marcin Pożarlik - basy
Marcin Serwaciński – rytmy
Więcej informacji na:
www.dreammusic.pl
www.fns.pl
www.myspace.com/formacja
Komentarze (0)