Wymagający, erudycyjny, choć wciąż osiadły w tradycji poetyckiej bliższej Jackowi Podsiadle czy Marcinowi Świetlickiemu, jest wciąż Konrad Góra jednym z najciekawszych głosów poetyckich w naszym kraju.

Na Wikipedii można przeczytać, że „poezja Góry jest głosem młodego pokolenia pełnego gniewu” - sugerowałbym jednak redaktor(k)om wolnej encyklopedii edycję tego zdania. Ani Góra nie jest już młodym pokoleniem (przykro mi, ale mając czterdzieści dwa lata to już jest się raczej pokoleniem średnim), a poezja Góry nie jest tylko pełna gniewu, ale też wielu innych emocji, z których powolne rozczarowanie zaczyna przebijać mocniej niż gniew.

Konrad Góra otwiera tom cytatem z Básníka Tichego, czeskiego poety, którego autor tomu „spolszczył” i życzyłby sobie, żeby ktoś jego kiedyś też spolszczył. Założenie, że nie jest się polskim, nie-swoim, podłożone motto mówiące o strachu, sugeruje pewną instrukcję obsługi tego tomu. Kolejna strona to poetycka dedykacja pozbawiona adresata - poeta swoje wiersze „kładzie przed świnie nasze, słowackie, polskie, czeskie, tak dzikie, jak i stłoczone po chlewniach w haniebny rok wybicia”. Budowanie silnej opozycji pomiędzy sobą a krajem, też sposobami interpretacji jest pewną polską tradycją poetycką - ilu to już poetów ogłaszało, że jest osobnymi, że przychodzą się pokłócić? Antywspólnotowe założenia wstępne osłabiają - wbrew intencjom - antysystemową wymową poezji Góry. Jakby trzeba było wciąż powtarzać czytelnikowi - jestem buntownikiem, nie jestem stąd, bo „stąd” mnie nie chce. Czy bunt poety może być tak niedostrzegalny, że trzeba go opisać i poinstruować czytelnika co ma czytać? Zastanawiają mnie te poetyckie gesty i niekoniecznie mam radosne wizje przed sobą. Trochę jak z dojrzałymi mężczyznami, którzy mają posadę w korporacji, a w weekendy buntują się zakładając dziwne koszulki i ruszając w świat z hukiem silników swoich motocyklowych rumaków. Na szczęście dalej jest już niezwykły świat Konrada Góry i jego porażającej wręcz sprawności literackiej.

„Idź do Korwina” - wiersz otwierający „Kalendarz majów” rozpoczyna się od przypominającego herbertowskie „Idź dokąd poszli tamci” zwrotu „Idź do Polski”. Góra zamierza rozprawić się z krajem będącym „synkowym łanem, gdzie gore ugór, na święto uświęcona kość”. W urzędzie dla dzielnicy Styks-Fabryczna „nadobecny brat” już podzielił ten kraj, który poeta użyźnia „skrupiałą krwią”, która wraz z „Kainowym szpikiem” i poezją posłużą jako podpałka dla wszystkich walczących z wykluczonymi, odrzuconymi przez ojczyznę. Idąc tam, gdzie idzie Korwin, idzie się w stronę pożogi „moch gejów i enów, Cyganek, Treblinek”. I idzie się „wesoło, wesoło!”. Smutny to wiersz, ale też trzeba przyznać, że pięknie zrytmizowany i będący wspaniałą możliwością ćwiczenia umiejętności zdobytych przez polonistów i polonistki na wykładach z poetyki (aliteracje chociażby).

 

Kalendarz majów (ebook)

 

Zobaczmy ten zwrot: „ktoś tu lipę robi w dystychach”. Kariera często rosnącego w naszej szerokości geograficznej drzewa zaskakuje, bo ktoś je skazał na bycie określeniem niepowodzenia, porażki. A przecież jest to drzewo długowieczne. „Robić lipę” a więc odnieść porażkę w dwuwierszu, bo tym jest dystych. Góra nie tylko z polityką i systemem walczy, ale protestuje przeciwko formie, doskonale jej jednocześnie używając, jak choćby w wierszu „Z Szymborskiej”, gdzie wspomina śnieg - padający śnieg „z Szymborskiej” („wirują płatki śniegu razem z motylami” pisała poetka w „Śnie”), „z Szekspira” („Chociażbyś jak śnieg była czystą” jak tłumaczył anonimowy tłumacz na początku XX wieku), czy „poetów sprzed wojny”. A jak to jest w XXI wieku? „U nas na wsi mało jest rozrywek / stąd każda śmierć to wyjście do ludzi”. Śnieg pada jak zawsze, ale kogoś tu nie ma, „pada jego cień, wraca, nie wróci” kończy swój wiersz Góra. Pogrzeb w śniegowej zamieci na wiejskim cmentarzu zyskał, przeszedł tu w piękną poetycką opowieść o sile literatury, mimo rozpadu świata. Warto też zwrócić uwagę na nawiązanie do poezji międzywojennej, do której Góra odnosić będzie się kilka razy - katastrofizm połączony z liryzmem, przekonanie o społecznej funkcji wiersza zdają się być ważne także dla poety w naszym tysiącleciu.

Na koniec jeszcze przyjrzyjmy się wierszowi, który powinien przejść do klasyki polskiej poezji XXI wieku – „A ty jesteś ich”. Wiersz o pogardzie władzy i możliwym sprzeciwie. W pierwszy dniu nowej ustawy śmieciowej wyrzucić albę na śmieci zmieszane, pisać wiersze „w kompulsywnym pasztu / w kompulsywnym hebru, / w kompulsywnym cymru”, a więc w językach mniejszościowych. Można pisać „przesilony wiersz” w stylu lat osiemdziesiątych czy trzydziestych i być dla władzy „międzywojniem”, co jest mroczną zapowiedzią tego, że nigdy nie możemy być spokojni.

Są u Góry modlitwy i litanie, oczywiste nawiązania jak choćby to w ostatnim wersie, gdzie w apostrofie do świni mówi „błogosławiony owoc żywota twego strach”, są nawiązania do biopoetyki, frazy z Wojaczka, zwątpienia w poezję przy jednoczesnym kunsztownym korzystaniu z jej rozwiązań, jest niezwykła, drażniąca liryczność „Ranka mokrych, drobnych ranek”, ale nade wszystko jest - przynajmniej dla mnie - smutek, że idziemy w stronę Korwina, a nasz czas to kolejne międzywojnie, tylko jeszcze o tym nie wiemy. Poeta jest od tego, by wi(e)dzieć więcej. Niestety ufam Górze, poecie lirycznie chwilami rapującemu, by przejść w średniowieczny rodowodem lament.

 

Kalendarz majów (okładka miękka)

 

A dla tych, co chcą prostych wypowiedzi - tak, to jest fascynujący, wspaniały tom, który może przynieść Konradowi Górze nagrody, a nam trochę zadumy nad tym, dokąd zmierzamy i po jakich trupach-tropach. Nie zmieni Góra wiele, właściwie nic, bo przecież jakie nakłady mają tomiki wierszy i kto je czyta, poza „swoimi”? Ale to nie oznacza, że nie należy przypominać, że nie jest dobrze między nami.

Książka „Kalendarz Majów” Konrada Góry została nominowana do Nagrody Literackiej Nike. Sprawdź również inne tytuły nominowane do Nagrody Nike 2020.