Na telefonie z Beyonce

Stefani Germanotta, urodzona w 1986 roku w Nowym Jorku, w rodzinie potomków włoskich imigrantów, zaczynała - jak wielu w tej branży - od pisania piosenek dla innych wykonawców. W ostatnich latach było to ścieżką do sławy dla wielu wokalistek, takich jak chociażby Meghan Trainor, Kesha czy Sia. W 2006 roku przybrała pseudonim „Lady Gaga” (pochodzący z przeboju grupy Queen), a dwa lata później wydała debiutancki album, „The Fame”, wypełniony po brzegi, jak to sama określiła, „bezdusznym popem”, czyli hitami takimi jak „Just Dance”, „Poker Face” czy „Paparazzi”. W 2009 ukazała się jego reedycja, „The Fame Monster”, wzbogacona o osiem utworów, napisanych przez Germanottę w pierwszej światowej trasie koncertowej. Znalazły się wśród nich między innymi kolaboracja z Beyonce, czyli „Telephone” - znacząca nobilitacja dla stosunkowo mało znanej jeszcze wokalistki. Kolejne wydawnictwo, „Born this way”, ugruntowało jej pozycję w kwestii bycia jedną z największych gwiazd popu, kochanej przez fanów (nazywających siebie „Little Monsters”) na całym świecie. Stała się także jedną z ikon ruchu LGBT: wyznała, że jest biseksualna; sprzeciwiała się panującej w amerykańskiej armii zasadzie „Don’t ask, don’t tell”, zabraniającej osobom homoseksualnym ujawniania swojej orientacji; stworzyła także organizację non-profit, wspomagającą młodych ludzi doświadczających prześladowania i dyskryminacji, między innymi ze względu na płeć.
 

Piękno, brzydota i sukienka z mięsa

Już od pierwszych występów w nowojorskich klubach - dla dosłownie garstki publiczności - Gaga przywiązywała ogromną wagę do przysłowiowego „robienia show”. Powiedzieć by można, że „za wszelką cenę”, jednak patrząc na zdjęcia z tamtych czasów, wciąż dostępnych w sieci, były to przedsięwzięcia niskobudżetowe i mocno dyskusyjne z estetycznego punktu widzenia. Od ery „Fame” - a jeszcze bardziej, od czasu „The Fame Monster” - wizerunek Germanotty ewoluował i stawał się coraz bardziej szokujący.  Co oczywiste, trudno wymienić wszystkie jej oryginalne, zaskakujące, kontrowersyjne i dziwaczne stroje; jednak trudno nawet wskazać jeden element wspólny, jedną stylistykę czy jeden znak rozpoznawczy - nie licząc oczywiście nadrzędnego celu, który sprowadzić można do określenia trzech kwestii: łamać tabu, zaskakiwać i ścigać się w tej konkurencji tylko sama ze sobą. Wspomnieć tylko „suknię z mięsa” projektu Franca Fernandeza, którą miała na sobie podczas rozdania MTV Video Music Awards w 2010 (i która ma dzisiaj własne hasło w Wikipedii!); plastikowy „habit” z Lollapaloozy z tego samego roku; instalację Jean-Charlesa de Castelbajaca, składającą się z kilkudziesięciu pluszowych Kermitów (przywdzianych z okazji występu w niemieckiej telewizji); całą serię sukienek „origami” z 2011 roku oraz przeróżne konstrukcje z włosów, takie jak (najbardziej znana) kokarda, kapelusze i spodki. Dodajmy, że w całym tym szaleństwie gwiazda korzystała zarówno z najbardziej uznanych domów mody, takich jak Armani, Alexander McQueen, Jean Paul Gaultier czy Dior; jak i promowała młodych, mało znanych projektantów. Wylansowała także własną markę, Haus of Gaga.
 

Tonny Bennet, Bradley Cooper i pan Oscar

W jednej z pierwszych scen „Five Foot Two”, filmu dokumentalnego Netflixa, który premierę miał we wrześniu 2017 roku, widzimy hall jej kalifornijskiej rezydencji, przyozdobiony wielkimi, błyszczącymi balonami. Kiedy zza kadru pada pytanie o powód do świętowania, Germanotta odpowiada bez większego przejęcia: „Ach, Warner Bros. zgodził się wyprodukować film, który wyreżyseruje Bradley Cooper. I Bradley chce, żebym w nim zagrała. Narodziny gwiazdy” - tłumaczy niespiesznie, wchodząc po schodach i przeżuwając przyrządzonego uprzednio kurczaka. „No i wiesz… Wystąpię w filmie”. 

Półtora roku później Gaga jest już posiadaczką Grammy i Oscara za „Shallow” i chociaż nie zgarnęła statuetki dla Najlepszej Aktorki Pierwszoplanowej (tu bezkonkurencyjna była Olivia Colman w „Faworycie”), to już sama nominacja w dwóch kategoriach jest ogromnym sukcesem. Jak również, o czym nie można zapominać, pięknym efektem działania promocyjno-marketingowej machiny pro-oscarowej, od lat sprawnie „moderującej” przyznawanie tej prestiżowej nagrody, a dokładniej dbającej o to, aby trafić w dość mocno sprecyzowane gusta Akademii. Trzeba jednak przyznać, że droga Gagi na czerwony dywan Dolby Theatre prowadzona była konsekwentnie od kilku lat: zaczęła się od wyciszenia „kontrowersyjnego” wizerunku w ramach mocno „artystycznego” wcielenia z płyty „Artpop”, gładko przeszła przez współpracę z legendą pop-jazzu, Tonnym Bennetem i niejako „wypolerowała” to wcielenie w ramach „Joanne”, soft-rockowego albumu z 2016 roku. Dodając do tego występ w „American Horror Story”, stąd tylko krok dzielił ją (i nas) od „nowej ery” w karierze zdeterminowanej dziewczyny, która zaczynała od biegania po scenie w wykonanych własnoręcznie błyszczących majtkach i biustonoszu przypominającym kule dyskotekowe.


 

„Madonna z dzieciątkiem Gaga”

Czy Lady Gaga będzie teraz sięgającą po nowe role i kolejne nagrody aktorką? Sama zainteresowana zdradziła już, że interesuje ją również druga strona kamery i chciałaby spróbować sił w reżyserii. W kontekście ewolucji Germanotty jako artystki, znamienną i niezwykle wymowną metaforą drogi, którą przebyła w ciągu ostatniej dekady, jest jej skomplikowana relacja z Madonną. Dzierżąca tytuł „królowej pop” od ponad 30 lat gwiazda od samego początku podchodziła do Gagi z dystansem: niby chwaląc ją za upór i talent, z drugiej strony wytykając wtórność i kopiowanie jej samej. Konflikt eskalował, kiedy w 2011 roku Germanotta wydała singiel „Born this way”, który Madonna określiła plagiatem. „Myślę, że to fantastyczny pomysł, żeby przerobić moją piosenkę” - stwierdziła w rozmowie z ABC News. Jej młodsza koleżanka określiła ten komentarz mianem „idiotycznego”, ale krótko po tym wyznała też, iż Madonna jest dla niej „wspaniałą inspiracją i powodem, dla którego może robić to, co robi”. Sprawa przycichła na kilka lat, aby wybuchnąć nowym ogniem w 2015, wraz z wywiadem Madonny dla „Rolling Stonesa”. „Jedynym momentem, w którym skrytykowałam Gagę, był ten, kiedy splagiatowała moją piosenkę” - mówiła. „Po prostu nie uważam jej za zbyt dobrą piosenkarkę i kompozytorkę, mówię o tym głośno. W tym cały problem”. W wydanym niecałe dwa lata później „Feet Foot Two” Germanotta odniosła się do całej sytuacji zapewniając, że nie ma konfliktu z Madonną, jednak zabolał ją fakt „obmawiania” w mediach.

Sądząc jednak po ostatnich wydarzeniach, panie chyba faktycznie zakopały topór wojenny: po rozdaniu Oscarów na instagramowym profilu pojawiło się zdjęcie Madonny tulącej Lady Gagę, podpisane słowami „Nie zadzieraj z włoskimi dziewczynami”. Fani natychmiast nazwali je „Madonną z dzieciątkiem Gaga”. Trudno przewidzieć, jak długo trwała będzie ta showbiznesowa przyjaźń, szczególnie ze strony raczej przewrażliwionej na swoim punkcie „królowej”. Bo wiele wskazuje na to, że Gaga jest nie tylko bardziej utalentowaną niż Madonna wokalistką, ale również znacznie bardziej utalentowaną aktorką.
 

Narodziny gwiazdy - Cooper Bradley