Kiedy po raz pierwszy weszła na scenę podczas eliminacji do programu Mam Talent i oświadczyła, że zamierza śpiewać zawodowo, jurorzy i publiczność uśmiechali się pobłażliwe lub z zażenowaniem. Po występie zebrała owacje na stojąco, a niejeden widz ocierał łzę wzruszenia. Susan Boyle, laureatka drugiego miejsca brytyjskiej edycji telewizyjnego konkursu "Mam Talent", opowiada o początkach swojej fascynacji muzyką i o debiucie płytowym.

Dlaczego zdecydowałaś się wziąć udział w programie "Mam Talent"?

Oglądałam program w telewizji, jak wszyscy. Obiecałam mamie, tuż przed jej śmiercią, że zmienię coś w swoim życiu. Zgłosiłam się więc do "Mam talent". Wypełniłam formularz i przeszłam wstępne eliminacje. Potem stanęłam przed jury i miałam tyle szczęścia, że mnie wybrano.

Skąd wzięło się twoje zainteresowanie muzyką?

Miałam pewną niesprawność, ale zamiast używać jej jako wymówki, postanowiłam znaleźć w sobie jakiś talent. Okazało się, że jestem dobra w śpiewaniu. Muzyka była dla mnie ucieczką, brat kupował mi mnóstwo płyt. Miałam bzika na punkcie The Osmonds. Uciekałam więc do swojego pokoju i słuchałam muzyki. Wtedy czułam się bezpiecznie. Kiedy miałam 13 lat i widziałam ludzi śpiewających w telewizji, marzyłam o tym, żeby znaleźć się na ich miejscu.

Kiedy odkryłaś, że masz tak wspaniały głos?


Zaczęłam śpiewać, gdy miałam 9 lat. Śpiewałam podczas przedstawień i w chórach. Raz nawet wybrano mnie jako solistkę. Byłam wtedy dość nieśmiała. Wiem, że trudno w to uwierzyć po tegorocznych wydarzeniach. Okazuje się, że z wiekiem człowiek zaczyna nabierać śmiałości.

Byłaś zdenerwowana w czasie przesłuchania?

Bardzo. Kiedy weszłam na scenę, kolana mi się trzęsły. Wiedziałam, że by nie pokazać, jak bardzo się denerwuję, muszę być trochę bezczelna. Przedstawiłam się więc i powiedziałam, że chcę śpiewać zawodowo jak Elaine Paige.

Dlaczego wybrałaś piosenkę "I Dreamed A Dream"?

Uwielbiam musical, z którego pochodzi. Widziałam "Nędzników" w Playhouse w Edynburgu i bardzo spodobała mi się postać matki. To było niedługo po śmierci mojej mamy. Ten utwór wiele wtedy dla mnie znaczył.

Jak się czułaś śpiewając na żywo?


Dobrze. Ale wszyscy byli świetni podczas półfinału. Nie potrafiłabym wyróżnić jednej osoby. Bycie sędzią w takim programie nie jest łatwe. Przychodziły maile od fanów i wszystko zaczęło się robić nieco chaotyczne. Ale ludzie byli dla mnie bardzo mili.

Za to prasa nie zawsze była miła. Jak odbierałaś krytykę?

Nie można się czymś takim denerwować. Ludzie muszą o tobie pisać, jesteś częścią pewnej sfery. Zdarzało się, że niektóre komentarze odrobinę mnie bolały i wiem, że gdybym czytała wszystko na swój temat, w końcu wpadłabym w paranoję. Ale odrobina krytyki nikomu nie zaszkodzi. Powoli zaczynam się do tego przyzwyczajać. Na początku był wielki szok, ale otaczają mnie ludzie, którzy pomogli mi radzić sobie w tej nieznanej sytuacji.

Czy wiesz, dlaczego twoja historia miała tak wielki oddźwięk?


Nie do końca. To niezwykła historia. Nie radziłam sobie najlepiej w szkole. Słabo się uczyłam. Nie łapię tak szybko jak inni, więc zawsze byłam gdzieś na końcu. Teraz czuję, że mogę to wszystko nadrobić i to w cudowny, bardzo miły sposób.
Szkoła była kiedyś inna. Teraz nauczyciele mają indywidualne podejście, ale wtedy trzeba było trzymać się programu i być zdyscyplinowanym. Muszę uważać na to, co mówię, ponieważ moja siostra Mary wspaniale śpiewa i jest nauczycielką. Teraz, jak wspomniałam, jest inaczej. Próbuje się zrozumieć dzieci, które mają trudności.

Kiedy zdałaś sobie sprawę, że nagrasz płytę?


Dopóki nie skończył się program, nie byłam pewna. Miałam spotkanie w wytwórni i zapytano mnie, czy chcę nagrać album. Byłam wtedy bardzo zdenerwowana i tak wyczerpana, że niewiele pamiętam z finałowego występu. Później miałam jednak kolejne spotkanie. Simon Cowell wiedział, że marzę o nagraniu płyty. Powiedział, że jeśli wciąż tego pragnę, ma dla mnie kontrakt. Takie rzeczy nie zdarzają się co dziennie - dzięki Simon! Po 23 latach czekania i marzenia o płycie! Nie ma słów, by to opisać. Nie mogłam uwierzyć, że dzieje się to naprawdę.

Jak wyglądał twój pierwszy dzień w studiu?


Kiedy wchodzisz do studia i widzisz te wszystkie złote i platynowe płyty innych artystów, myślisz sobie "Jeśli będę dobra, mój album też znajdzie się na tej ścianie". Nie czułam się pewnie, ale byłam zdeterminowana, by dać z siebie wszystko. Ta płyta była dla mnie bardzo ważna. Zależało mi na tym, by nagrać utwory, które mają dla mnie znaczenie.

Którą piosenkę nagrałaś jako pierwszą?


Najpierw "I Dreamed A Dream", potem "Cry Me A River". To utwór Julie London z cudownym klimatem lat 50. Lubię tamten okres. Wydaje się teraz taki spokojny i niewinny.  
Nagrałam też "Amazing Grace". To piękna piosenka. Po prostu piękna. O tym, jak łaska wpływa na twoje życie. Staram się czerpać z niej inspirację. Śpiewałam ją na ćwiczeniach z chóru i uważam, że to jedna z tych kompozycji, które pozostają aktualne przez wieki.

A co z "Who I Was Born To Be"?

W tym utworze los podpowiada mi, co powinnam zrobić ze swym życiem. To premierowe nagranie. Bardzo silna piosenka i bardzo wzruszająca. Ale inne nagrania też mnie poruszyły. Chociażby "Wild Horses". Nie zdawałam sobie sprawy, że mój głos będzie pasował do tego utworu. Nigdy wcześniej nie próbowałam go śpiewać. To było dla mnie zupełnie nowe wyzwanie. Zazwyczaj śpiewałam kawałki z musicali, a to była rockowa muzyka. Ale wczułam się w tekst. Podobnie było z "You'll See".

To było coś! Susan Boyle śpiewająca Madonnę!

Dla mnie to po prostu kolejne piosenka. Piosenka o determinacji. Ja jestem zdeterminowaną kobietą, pomimo tego, co przytrafiło mi się w dzieciństwie, a to jest utwór kobietach. Od razu mi się spodobał. Jest o tym, że cokolwiek ci się stanie, pozostaniesz sobą.

Czy jesteś zadowolona z płyty?


Całość wyszła znakomicie i przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Miałam wspaniałego producenta. Steve Mac jest genialny. Wykrzesał ze mnie to, co najlepsze. Album jest moim odzwierciedleniem.

A jak wspominasz wykonanie "Wild Horses" w amerykańskiej edycji "Mam talent"?

To było jedno z najwspanialszych doświadczeń w moim życiu. Kiedy nakładano mi makijaż, podeszła do mnie Piers Morgan, żeby się przywitać. Powiedziała, że od teraz jestem prawdziwą artystką. Dali mi suknię, którą specjalnie dla mnie zaprojektowała Suzanne Neville. Zawsze drzemała we mnie supermodelka (śmiech). No, niezupełnie. Wszyscy jednak bardzo się starali i kiedy później oglądałam zdjęcia, nie mogłam uwierzyć, że to ja. Czułam się, jakbym patrzyła na obcą osobę.

Jak to jest teraz być Susan Boyle?


Jestem bardziej pewna siebie. W końcu spełniłam marzenie. Czuję się szczęśliwa.

Czego obawiasz się najbardziej?

Tego, co każdy, ale także tego, że to wszystko zniknie. Chcę, by trwało jak najdłużej. Wiem, jednak, że gdyby skończyło się jutro, miałabym poczucie, że w pełni wykorzystałam daną mi od losu szansę.

Twoje marzenia się spełniły. O czym teraz marzysz?

O poczuciu bezpieczeństwa. O spotkaniu tej jednej, właściwej osoby i uszczęśliwianiu ludzi swoją muzyką. Radzę wszystkim tym, którzy marzą - nie poddawajcie się! Skoro mnie się udało, to może i wam się powiedzie.