Nietrudno jest wziąć za miłość coś, co miłością wcale nie jest, a poddanie się manipulacji oprawcy przypomina wchodzenie w tunel, z którego z czasem wyjście wydaje się niemożliwe. Tak dzieje się w przypadku bohaterki najnowszej powieści Katarzyny Grocholi „Trzepot skrzydeł”.
O swojej poprzedniej książce „Osobowość ćmy” napisała Pani takie dwa zdania: „W życiu liczy się tylko miłość i tylko ona pozwala dokonywać właściwych wyborów. Wszystko inne zawodzi”. Tymczasem bohaterka Pani nowej powieści „Trzepot skrzydeł” teoretycznie dokonuje wyboru kierując się miłością...
... teoretycznie to jest dobre słowo (śmiech).
Ze strony bohaterki jest to miłość, przynajmniej na początku. Tymczasem wybór, którego dokonuje, z gruntu jest niewłaściwy, jak okazuje się z czasem. Czy sprzeniewierza się Pani twierdzeniu, które wcześniej pani zapisała?
O nie! Wprost przeciwnie, potwierdzam tę prawdę. To, co bierzemy czasem za miłość, wcale nie musi być miłością. I właśnie to przydarzyło się mojej bohaterce.
Przyzna Pani jednak, że jest ona naprawdę zakochana?
Jest naprawdę zakochana. Pytanie, czy kocha konkretnego mężczyznę, czy wyobrażenie o nim? Czy widzi, jakim on jest, czy widzi to, co chce widzieć? Czy sięgnęła do swojej duszy, żeby to sprawdzić, czy, ponieważ wydawało jej się, że ktoś się nią zaopiekuje i będzie ją kochał, umie sama decydować o sobie?
Czy ona widzi to, co sama chce widzieć, czy raczej to, co odgrywa przed nią na użytek rozpoczęcia związku jej nowy partner?
Tak, również.
Jak to się dzieje, że w związku ludzi, wydawałoby się, kulturalnych, wykształconych, z dobrych domów, dochodzi do czegoś, co najprościej można nazwać przemocą domową?
Nie mam pojęcia, jak do tego dochodzi, ale widzę to na co dzień.
Pani powieść jest zapisem obserwacji rzeczywistości?
To jest powieść nie zapis, natomiast znam takie osoby, widzę je w swoim otoczeniu i uważam, że temat jest na tyle ważny, a na pewno był ważny dla mnie, że musiałam o tym pisać. A długo pisałam tę książkę, mimo że ma bodaj dwieście stron.
Od 2005 do 2007 roku to kawał czasu.
Owszem, a jeszcze poprawiałam ją w 2008 (śmiech).
Czy tak trudno jest pisać o tym, jak jeden człowiek drugim manipuluje?
Bardzo trudno i bardzo ciężko jest wywoływać w sobie te emocje, które chce się pokazać. Jako osoba pisząca muszę jednocześnie być oprawcą i ofiarą, a to jest trudne i wyczerpujące emocjonalnie.
W ubiegłym roku pojawiła się w Polsce kanadyjska powieść graficzna zatytułowana „Kochać zbyt mocno”. Napisała ją kobieta, która sama przeżyła dziesięć lat z oprawcą pod jednym dachem. Opowiedzenie o tym okresie życia przy pomocy ilustracji było dla niej formą autorerapii. Czym w przypadku tego tematu może być literatura?
Dla mnie jest to bardzo ważna powieść w moim dorobku. Jednak o miłości, nie o przemocy. Nie zmieniałabym tych proporcji. To, że zaczyna dziać się źle i wchodzi się w studnię bez dna, to - mam nadzieję - udało mi się pokazać. A jak odbiorą to czytelnicy? Trzeba będzie ich o to zapytać.
Ta powieść mówi na przykład o moich dobrych przyjaciółkach. Sceny przemocy, które pojawiają się w powieści, nie są fikcją literacką.
Dlaczego, Pani zdaniem, osoby, które żyją w takim związku, nie potrafią uwolnić się, rzucić wszystkiego i po prostu odejść?
To nie jest takie proste. Równie dobrze żona alkoholika mogłaby rzucić męża zamiast być osobą współuzależnioną. Przemoc też jest uzależnieniem. Nie mówimy tutaj o biciu, tylko o przemocy słownej, oplecionej w ładny kokon miłości i uwielbienia, opowiadania „tak bardzo mi na tobie zależy, że nie chcę, abyś była z kimkolwiek innym, tylko ze mną”, „jesteś dla mnie najważniejsza”. Myślę, że to powoduje wchodzenie w lej, z którego w pewnym momencie już nie ma wyjścia. Kiedy człowiek zapędzi się do tunelu, to ten tunel w pewnym momencie go łapie, ponieważ z czasem staje się coraz cieńszy i cieńszy.
Ponieważ sami nie radzimy sobie z przemocą, w związku z tym mamy tendencje do oceniania, które - mam nadzieję - udało mi się w tej książce opisać. Na pytanie, dlaczego ktoś z tego nie wyjdzie, odpowiadamy czasem: „Pewnie lubi być bita”. „Skoro lubi się dawać upokarzać, to nic nie można zrobić, każdy może pomóc sam sobie”. I tak dalej. To takie wredne zdania, które pozostawiają nas obojętnymi wobec tego, co się dzieje. Pozostajemy obojętni wobec przyjaciół, którzy potrafią powiedzieć o swojej żonie czy mężu „ty idioto”, zamiast powiedzieć „W tym domu tak się nie odzywaj, nie lubię tego słuchać”. Nie lubimy wtrącać się w życie innych ludzi. Nie jestem za wtrącaniem się, ale jestem za godnością kobiety i mężczyzny.
Czy była Pani świadkiem takiej sytuacji, gdy osoba upokarzana...
... broniła kata? Oczywiście.
A czy potrafiła odejść?
Tak, szczęśliwie to jest możliwe.
Pani najnowsza powieść ukazuje się w Wydawnictwie Literackim. To początek współpracy z krakowską oficyną. A co z pani własnym Wydawnictwem Autorskim?
Wydawnictwo Autorskie zostaje rozwiązane.
Zmęczyło Panią bycie wydawcą?
Tak, myślę, że pisarz powinien pisać, a wydawca wydawać. Poza tym mam nowe plany, a nie można robić wszystkiego na raz. Jestem osobą poszukującą. Zawsze. I mam nadzieję, że mi to zostanie, więc różne rzeczy zmieniają się w moim życiu. To doświadczenie było sympatyczne, miłe i przynoszące korzyści, ale nie zawsze korzyści finansowe są najważniejsze.
Jeszcze rok temu, będą własną szefową, chwaliła sobie Pani sytuację, w której nie musi pani poddawać się presji terminów i zobowiązań wobec wydawcy...
Chyba zmieniłam zdanie (śmiech). Może musiałam wziąć się trochę w ryzy? Patrzę w przyszłość z radością, a co będzie, to się okaże.
Czy widzi pani w tej przyszłości Judytę, bohaterkę cyklu „Żaby i anioły” i kolejne jej przygody?
Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Judyta była najbardziej związana z moim życiem, a na pewno z jasną jego stroną. Została jednak w takim stopniu podkradziona przez inne osoby, że nie wiem, czy powstanie ciąg dalszy. Ale jeśli do mnie przemówi, to jeszcze coś napiszę. Na razie jednak nie mam takich planów, choć moja kolejna książka, nad którą teraz pracuję, ma być weselsza od „Trzepotu skrzydeł”.
Rozmawiała Magdalena Walusiak
Zapraszamy na spotkania z Katarzyną Grocholą w salonach empik
Pierwsze spotkanie już dziś!
o godz. 18.00 w empik Megastore, Warszawa, ul. Nowy Świat 15/17
16 czerwca, godz. 18.00
empik Kraków, Rynek Główny 5
17 czerwca, godz. 18.00
empik CH Silesia, Katowice, ul. Chorzowska 107
18 czerwca, godz. 18.00
empik Wrocław, Rynek 50
19 czerwca, godz. 17.00
empik Poznań, ul. Ratajczaka 44
23 czerwca, godz. 17.00
empik CH Galeria Bałtycka, Gdańsk, ul. Grunwaldzka 141
24 czerwca, godz. 17.00
empik CH Manufaktura, Łódź, ul. Karskiego 5
Komentarze (0)