Bazowy makijaż twarzy wykonałam przy użyciu sprawdzonych i trwałych formuł. Z uwagi na niskie temperatury za oknem zadbałam o mocno nawilżającą pielęgnację. Nie zapomniałam także o primerze, który pięknie wygładził skórę. Po wstępnym konturowaniu mogłam przystąpić do tworzenia właściwej stylizacji w odcieniach pięknych, zgaszonych róży.
Rumieniec z połyskiem
Wybór różu do policzków był prosty. Wiedziałam, że musi mieć kolor różowy o nieco zgaszonym, chłodnym odcieniu. Sięgnęłam po produkt od Hean z serii Baked Rouge o numerze 275.
Formuła tego kosmetyku jest aksamitna i satynowa. Efekt na policzku wygląda świeżo za sprawą stonowanego blasku oraz umiarkowanej pigmentacji – to nie jest róż, z którym łatwo przesadzić. Nie robi plam, bardzo łądnie się rozciera, nie ma też tendencji do osypywania się, a to ze względu na formę wypiekaną.
Przyszedł czas na rozświetlacz. Teraz także sięgnęłam po produkt w różowym odcieniu. Zależało mi na tym, by i ten kosmetyk miał nieco chłodny odcień – dzięki temu całość konturowania wyglądała spójnie. Taki pigment znajdziecie w paletce Makeup Revolution Precious Stone Ruby Crush
Błysk położyłam na szczyty kości jarzmowych, skronie, grzbiet nosa i jego koniuszek, a także na łuk kupidyna. Nie przesadzałam z ilością, już sam róż dawał lekko lśniący efekt. Jeśli nie wiecie, ile rozświetlacza aplikować przed ważnym wydarzeniem, zastanówcie się, kiedy powinien wyglądać najlepiej? Czy zależy wam, żeby był widoczny w naturalnym oświetleniu, bo wybieracie się na spacer czy może raczej w blasku świec podczas romantycznej kolacji? W pierwszym wypadku warto postawić na lżejsze cieniowanie, ale na większej powierzchni. W drugimi można postąpić dokładnie odwrotnie i skupić się na zbudowaniu tafli w strategicznych miejscach, czyli wymienionych na początku akapitu.
Różowo-różowe cieniowanie na powiekach – klasyka makijażu na walentynki
Walentynkowy makijaż oczu będzie efektowny, ale stworzony przy użyciu zaledwie dwóch matowych odcieni i jednego foliowego cienia. Dzięki temu da się go wykonać bardzo szybko. Ja sięgnęłam po paletkę INGLOT PLAYINN Creach Peach. To pięknie skomponowany set chłodnych barw. Są tu brązy oraz róże, ja skupiłam się oczywiście na tych drugich.
Zaczęłam od zbudowania zadowalającej pigmentacji za pomocą cienia SWEET SNACK. Zaaplikowałam go na całej powiece i dokładnie roztarłam granice. Następnie zewnętrzne kąciki wzmocniłam kolorem YOU ROCK!. Delikatnie wyciągnęłam całe cieniowanie poza linię rzęs, żeby makijaż na walentynki nabrał nieco dramatycznego wyglądu.
W wewnętrznym kąciku potrzebny był mi mocny błysk. Wklepałam odrobinę kleju do brokatu i za pomocą klasycznej pacynki nałożyłam pigment z paletki Makeup Revolution Diva.
Aplikacja przy użyciu tego niemalże prehistorycznego narzędzia jest niezwykle prosta i gwarantuje trwałość. Można wykonywać precyzyjniejsze ruchy niż palcem, nie grozi nam też zbyt dużo osypu, bo lśniące drobinki lepiej przywrą do porowatej struktury gąbeczki, niż do włosia na pędzelku. Przeproście się z pacynkami, powiadam wam, a będziecie w stanie kilkoma ruchami przykleić brokat do powiek i zatrzymać go tam na dłużej!
Na dolnej powiece odtworzyłam cieniowanie z górnej i wytuszowałam rzęsy jak zwykle.
Usta – trochę blasku w makijażu na walentynki
Żeby nie przeciążać ust matowymi formułami, postawiłam na błyszczyk. Lekki, nieobciążający i sprawiający, że usta są miękkie, nawilżone i soczyste. Ten wybór jest też strategiczny. Podczas romantycznej kolacji zwykła szminka mogłaby szybko „zjeść się” po wewnętrznej stronie ust lub, co gorsza, ubrudzić skórę obok. Błyszczyk szybko zniknie i dużo łatwiej będzie go nałożyć ponownie.
Szukasz kosmetycznych prezentów na walentynki?
W makijażu na ważne okazje chodzi o to, żeby czuć się pewnie bez konieczności spędzania wielu godzin na eksperymentowaniu. Sprawdzone i trwałe rozwiązania są najlepsze. Po więcej porad zapraszam do działu Dbam o urodę.
Komentarze (0)