Swoboda z jaką Janusz Radek porusza się w trudnym nierzadko repertuarze Czesława Niemena robi ogromne wrażenie. Słuchacz otrzymuje muzykę, z której wynika zarówno bardzo poważne przygotowanie jak i spora dawka zdrowej, radosnej energii. Skąd taki efekt? Wokalista twierdzi, że wyszło tak dzięki zdrowemu podejściu do tematu. Brak patosu, oto recepta na prawidłowe odczytanie Niemena według Radka.
Kiedy poznałeś muzykę Czesława Niemena?
Nie pamiętam szczerze mówiąc (śmiech). To nigdy nie było jakieś wielkie uwielbienie, oczywiście żyłem ze świadomością, że Niemen jest wielkim artystą, ale w sumie znałem jakieś trzy może cztery piosenki, jak większość ludzi. Nigdy nie nastąpiła żadna mitologizacja. Jednak kiedy usłyszałem jak śpiewa „Nim Przyjdzie Wiosna”, byłem przekonany, że to coś zupełnie innego niż reszta tego co państwo artyści z krajów demokracji ludowej śpiewali. Miałem wtedy dziesięć lat, ale dotarła do mnie ta świadomość. Potem była „Rodzina Leśniewskich”, w której podobała mi się powtarzalność melodii, tego motywu który opiera się na trzech nutkach. Sięgnąłem po ten utwór bo paradoksalnie skojarzył mi się z taką beatlesowską, niby wodewilową piosenką w której Pan Smith wychodzi rano po bułki i spotka Pana Jonsa… Prosta historia.
Muzycznie podszedłeś do niej jednak zupełnie inaczej niż Niemen. Ten aranż jest wręcz zaskakujący…
Aranż wynika z większej koncepcji. Chodzi o to, żeby publiczność na koncercie wciągnąć do pewnej specyficznej zabawy polegającej na tym, że nie głaszczemy nikogo, ale proponujemy współudział i wymianę emocji. Słuchacze się bawią, ale my, na scenie też chcemy się bawić. Jest to kwestia pokazania zderzenia artysty Janusza Radka, który dla niektórych jest postacią grającą smętną i ciężką w odbiorze „poezję śpiewaną” i artysty Czesława Niemena, którego też nie każdy puści w radiu, bo to ludzie zaraz zmienią stację. To nie jest prawda! Obaj mam piosenki wymagające skupienia, jednak ten konkretny program to rozrywka. Zabawa. Nie boimy się refleksji, ale generalnie chodzi o rozrywkę.
Żeby skonstruować taki program jak mówisz, musiałeś chyba poznać więcej piosnek Niemena niż te przysłowiowe cztery?
Z repertuarem nie miałem żadnego kłopotu. Niemen ujął mnie tym, że potrafił pozostając przy tej charakterystycznej polskiej nucie, czerpać inspiracje z big beatu, z psychodelii i mówić nie słowami, ale… kolorami. Nawet kiedy brał się za poezję, za Norwida, który w żadnym wypadku nie powinien być adaptowany do formy piosenki, bo się zwyczajnie nie nadaje, to jest nieśpiewne. Tymczasem Niemen potrafił zrobić z tych wierszy najprawdziwsze protest songi, które można z powodzeniem śpiewać także dziś. Wynika to być może z tego, że on nie śpiewał tym tekstem, ale pewnymi wrażeniami, uczuciami.
Jak to wpłynęło na kształt twojego przedstawienia?
Tu pojawił się problem stworzenia koncertu, który pokazałby ludziom, że nie będę ich męczył tą powagą, że to nie będzie nudne i akademickie gadanie z cyklu „jak żyć”, ale że dostaną równocześnie i zabawę i odrobinę refleksji. Rozrywkę, ale na wysokim poziomie. To jest opowieść od początku do końca, z piosenkami, po których coś w głowie zostanie, na przykład świadomość, że można kochać szerzej, nie tylko siebie samego, tak jak to często wynika z wielu współczesnych testów. Stąd ta kontra wobec współczesnej muzyki, która szczerze mówiąc mnie obraża. Ja sam nie potrafił bym czegoś takiego zrobić. Wolę sięgać po takie piosenki jak „Dziwny Jest Ten Świat”, która ma absolutnie prosty tekst, ale opowiada o rzeczach najważniejszych. Chcę o takich rzeczach opowiadać i dlatego sięgnąłem po te piosenki..
A sama muzyka? Słychać, że ktoś włożył w to sporo pracy…
Tomasz Filipczak. Zrobiliśmy to razem. On zadbał o praktyczną realizację moich pomysłów i głównej koncepcji opartej na dwóch kulminacjach i logicznym ciągu dramaturgicznym. Ciekawe, że wszystko było robione z myślą o graniu na żywo, nie zakładałem nagrywania płyty. To miał być w pełni wyreżyserowany spektakl. Na początku uśpienie publiczności, podróż sentymentalna i takie wrażenie, że Radek będzie nas teraz bawił. A tu nic z tego bo za chwilę następuje uderzenie w postaci „Dziwny Jest Ten Świat” i „Jednego Serca” i okazuje się, że nie przyszliśmy tu żeby wspominać dzieciństwo u babci, ale żeby powiedzieć o rzeczach bardzo istotnych. I w pewnym momencie ta energia, dwudziestoośmioosobowa orkiestra i facet, który „drze ryja” wyciągają ludzi z tej sielanki i efekt jest piorunujący! Słuchacze są szczerze wstrząśnięci. A potem… znowu, z zamierzoną prowokacją, usypiam ich czujność takimi piosenkami jak „Jołoczki, sasionoczki” i znowu następuje konsternacja. Dalej „Ptaszek”, który jest rockendrolową suitą, która podkreśla szlachetny charakter tej „ludowości”, która często jest u nas mylona z chamstwem spod znaku disco polo. Ale dlaczego o tym wszystkim mówię, Tomek przygotował wszystkie aranże dokładnie odwzorowując moją koncepcję z początkowym powrotem do czasów przyjemnych a następnie stopniowym uwspółcześnianiem brzmienia i pokazywaniem jak bardzo różna i interesująca może być polska piosenka…
Nie obawiałeś się, że twoje interpretacje piosenek Niemena będą zbyt daleko od jego pierwotnych zamierzeń?
Nie. Wszedłem w ten temat głownie dlatego, że widziałem o co temu facetowi chodzi. Zawsze to czułem, że jego założeniem artystycznym nie było bawienie ludzi, ale wciąganie ich do wspólnej gry. I oni albo to łapali, albo nie. U mnie jest to samo nastawienie, jeżeli poczułbym kiedyś, że nie mam o czym opowiadać i że śpiewam tylko to co ludzie chcą usłyszeć, to wtedy nie ma w tym żadnego artyzmu i ja tak nie potrafię… I to mi się podobało w Niemenie. Nawet kiedy nie do końca mi się podobało to co robił, to zawsze słuchałem do końca, nigdy nie wyłączyłem żadnej jego płyty po kilku minutach, bo za trudne, bo męczące. Te piosenki wchodziły we mnie. Bez względu na to czy się z nim zgadzam czy nie, mnie Niemen nie męczy.
Rozmawiał Piotr Miecznikowski

Wywiady
Mnie Niemen nie męczy - wywiad z Januszem Radkiem
Swoboda z jaką Janusz Radek porusza się w trudnym nierzadko repertuarze Czesława Niemena robi ogromne wrażenie.
Komentarze (0)